Tomik wierszy „Księga wyjścia awaryjnego” dołączony do
ostatniego numeru pisma RED ustanawia, że pismo to trzyma klasę do końca. Ja
tam nie znam się na prądzie, więc nie wiem ile kilowatów poszło, by napisać te
wiersze; nie znam się na chemii, zatem nie pomogę w odgadnięciu ile
glutaminianu trzeba, aby powstała książka Janusza Radwańskiego. Umiem jednak
czytać, co jest zasługą mamy i babci, mniej zaś szkoły podstawowej. Umiejętność
czytania podpowiada mi, że mam do czynienia z czymś wyjątkowym. Wyjątkowość tych
wierszy polega na humorze właściwym Radwańskiemu i bezkompromisowej mocy i
ostrości, która próbuje odnaleźć się, wyróżnić w świecie sondaży i
pretensjonalnych przedsięwzięć (jak ta, o której słyszałem przed chwilą w TVP1,
polegająca na uczeniu świeżo upieczonych mam pokazywania swoich wdzięków.
Jakieś tępe łby jeszcze to promują) i co by nie było, to czułości jaka jest w
każdym człowieku.
Bohater wierszy Radwańskiego to niedługo tata …zresztą.
Wstąpiła we mnie myśl, mówiąc górnolotnie, że
nie ma już o czym pisać w świecie, w którym znów ktoś nabrał miliony
ludzi obiecując koniec świata. Natomiast warto czytać coś, co jest ciekawie
napisane, nawet jeśli ślizga się po banałach. Co nie jest banałem, zdaje się pytać
sam Radwański.
To że technika nie nadąża za słowami poety, że Sodomora i
Gomora echa ma swoje w kraju, w którym okruszynę chleba …, wiadomo. Ja jednak
podchodzę do wierszy emocjonalnie, nie zastanawiam się zbytnio, czasem tylko
przyjdzie do głowy jakiś mit albo filozof, czasem jakaś książka lub piosenka.
To jednak nie ważne, bo Radwański nie wiesza się na cytatach z innych tekstów
kultury, jak to się ładnie zwie. Żyje w tym świecie i idąc po nim zbiera chcąc
lub nie chcąc świata tego kudły. Człowiek jednak jest slaby i czasem zaczyna
myśleć. Wtedy zastanawiam się jaką rolę w tych wierszach pełnią liczne
odwołania do kultury biblijnej, że tak się śmiesznie wyrażę. Czy to deklaracja
do przynależności? Wybaczcie, niepotrzebna. Chyba że żart, jak to stoi w
wierszu ze świętym Jerzym, rozumiem jako żart.
Święty, którego, mówią, nie ma, skoro już tu stoisz, broń
jej
Przed tym światem, który ponoć jest. Ty znasz się
Na walce z nieistniejącym złem.
Wiersze te układają się w jakąś opowieść, ale niepojętą dla
mnie. Opowieść będącą szukaniem piękna w tym, co według obietnicy miało być
pięknem a okazało się tylko tyraniem na chleb. W tych wierszach Janusz
Radwański swata swoje religijne światy ze światem rodzącego się nowego życia,
życia wychodzącego na ziemie, na ten padół łez, jak to mówią. Czasem miałem
wrażenie, jakby chciał usprawiedliwić siebie i mnie, usprawiedliwić poczęcie. I
tak po banale się ślizgając, można też szepnąć z lekka, że sam tytuł „Księga
wyjścia awaryjnego” mówi, że mamy do czynienia z ważna KSIĘGĄ albo o KSIĘDZE.
Wybieram, że to o ważnej księdze będącej dla nas lub tylko dla autora wyjściem
awaryjnym w czasach chaosu. Dużo tu rytuałów awaryjnych – czytaj wiersz ostatni
również. Tak, „macie broń na końcu języka” pisze Radwański. Niech sobie to
powie, bo jego wiersze to dobra broń, broń przed płycizną, broń przez
oczywistością. Tyle.
Nie wiem na ile czasu starczy tej książki. Nie wiem kiedy
czas pokryje ją kurzem. Dziś mówię, że czytać te wiersze warto, warto poznać
się z nimi.
A wiersz „Balon. Trucker country” wygra przyszłe wybory
prezydenckie. To obiecuję, jak obiecywać można wszystko, czego się pożąda albo
zaledwie chce.
Janusz Radwański, „Księga wyjścia awaryjnego”, XII Tom Serii
Wydawniczej Pisma Literackiego RED, 2012