czwartek, 27 grudnia 2012

Janusz Radwański, „Księga wyjścia awaryjnego”

Tomik wierszy „Księga wyjścia awaryjnego” dołączony do ostatniego numeru pisma RED ustanawia, że pismo to trzyma klasę do końca. Ja tam nie znam się na prądzie, więc nie wiem ile kilowatów poszło, by napisać te wiersze; nie znam się na chemii, zatem nie pomogę w odgadnięciu ile glutaminianu trzeba, aby powstała książka Janusza Radwańskiego. Umiem jednak czytać, co jest zasługą mamy i babci, mniej zaś szkoły podstawowej. Umiejętność czytania podpowiada mi, że mam do czynienia z czymś wyjątkowym. Wyjątkowość tych wierszy polega na humorze właściwym Radwańskiemu i bezkompromisowej mocy i ostrości, która próbuje odnaleźć się, wyróżnić w świecie sondaży i pretensjonalnych przedsięwzięć (jak ta, o której słyszałem przed chwilą w TVP1, polegająca na uczeniu świeżo upieczonych mam pokazywania swoich wdzięków. Jakieś tępe łby jeszcze to promują) i co by nie było, to czułości jaka jest w każdym człowieku.

Bohater wierszy Radwańskiego to niedługo tata …zresztą. Wstąpiła we mnie myśl, mówiąc górnolotnie, że  nie ma już o czym pisać w świecie, w którym znów ktoś nabrał miliony ludzi obiecując koniec świata. Natomiast warto czytać coś, co jest ciekawie napisane, nawet jeśli ślizga się po banałach. Co nie jest banałem, zdaje się pytać sam Radwański.

To że technika nie nadąża za słowami poety, że Sodomora i Gomora echa ma swoje w kraju, w którym okruszynę chleba …, wiadomo. Ja jednak podchodzę do wierszy emocjonalnie, nie zastanawiam się zbytnio, czasem tylko przyjdzie do głowy jakiś mit albo filozof, czasem jakaś książka lub piosenka. To jednak nie ważne, bo Radwański nie wiesza się na cytatach z innych tekstów kultury, jak to się ładnie zwie. Żyje w tym świecie i idąc po nim zbiera chcąc lub nie chcąc świata tego kudły. Człowiek jednak jest slaby i czasem zaczyna myśleć. Wtedy zastanawiam się jaką rolę w tych wierszach pełnią liczne odwołania do kultury biblijnej, że tak się śmiesznie wyrażę. Czy to deklaracja do przynależności? Wybaczcie, niepotrzebna. Chyba że żart, jak to stoi w wierszu ze świętym Jerzym, rozumiem jako żart.

Święty, którego, mówią, nie ma, skoro już tu stoisz, broń jej
Przed tym światem, który ponoć jest. Ty znasz się
Na walce z nieistniejącym złem.

Wiersze te układają się w jakąś opowieść, ale niepojętą dla mnie. Opowieść będącą szukaniem piękna w tym, co według obietnicy miało być pięknem a okazało się tylko tyraniem na chleb. W tych wierszach Janusz Radwański swata swoje religijne światy ze światem rodzącego się nowego życia, życia wychodzącego na ziemie, na ten padół łez, jak to mówią. Czasem miałem wrażenie, jakby chciał usprawiedliwić siebie i mnie, usprawiedliwić poczęcie. I tak po banale się ślizgając, można też szepnąć z lekka, że sam tytuł „Księga wyjścia awaryjnego” mówi, że mamy do czynienia z ważna KSIĘGĄ albo o KSIĘDZE. Wybieram, że to o ważnej księdze będącej dla nas lub tylko dla autora wyjściem awaryjnym w czasach chaosu. Dużo tu rytuałów awaryjnych – czytaj wiersz ostatni również. Tak, „macie broń na końcu języka” pisze Radwański. Niech sobie to powie, bo jego wiersze to dobra broń, broń przed płycizną, broń przez oczywistością. Tyle.

Nie wiem na ile czasu starczy tej książki. Nie wiem kiedy czas pokryje ją kurzem. Dziś mówię, że czytać te wiersze warto, warto poznać się z nimi.

A wiersz „Balon. Trucker country” wygra przyszłe wybory prezydenckie. To obiecuję, jak obiecywać można wszystko, czego się pożąda albo zaledwie chce.



Janusz Radwański, „Księga wyjścia awaryjnego”, XII Tom Serii Wydawniczej Pisma Literackiego RED, 2012


środa, 26 grudnia 2012

Czekanie na serial

I znowu kolędy w telewizji. Ci artyści wyginający się przy prostych piosenkach, te zdziwaczałe aranżacje kolęd, znowu ta pycha i bezmyślność zgromadzonych na starych miastach. Ta tłoczona w fabrykach plastiku wspólnota wciskająca w formę fotela z Ikei. Te oskarżenia wobec karpia, że dopiero od niedawna, że gówno nie tradycja, to wyjaśnianie sensu dzielenia się opłatkiem. Zaproszeni do telewizji "ojcowie" popisują się wiedzą nieistotną, bo nieistotna jest ta wiedza wobec potrzeby bycia z bliski lub braku takiej potrzeby. Objaśnianie tradycji, obrzędów ma zbliżyć. A obrzydza.

Na szczęście niedługo "Zmiennicy" odcinek 11 i 12. Potem szybki spacer wokół jeziora i do stołu. Do pojawienia się wciągającej ciemności w wilgotnym tunelu.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

sKARBIEC sUSKI NR 7

W piętek 21 grudnia promocja siódmego numeru Skarbca Suskiego redagowanego przez miłośników ziemii suskiej skupionych w stowarzyszeniu pod taką nazwą. Zbierają ciekawostki historyczne naszego regionu i publikują w formie artykułów okraszonych zdjęciami sprzed lat. Wszytsko zapiera dech w piersiach, bo jest coś pociągającego w przeszłości. Sięga się pamęcią swoich ojców w koszulkach na ramiączka i koszulach z wielkimi kołnierzami. A jeśli artykuły dotyczą średniowiecznych monet wykopanych na terenie miasta zaczynam wierzyć, że może tu zakopany jest święty Graal. Świetna zabawa, kształcąca jednocześnie i pobudzająca wyobrażnię. Obecność burmistrza na spotkaniu promującym pismo będące oddolną inicjatywą kilku pasjonatów napawa optymizmem.

kilka fotek (Fotek też był)
Jak widać wlezlim w butach 


no i nazwiskami: Blonkowski 
 Kępiński i Paliński. Na dole Paliński. Jedni ze sprawców


Kusi mnie wspomnieć o albumie Stanisława Blonkowskiego doświadczonego leśnika i fotografa upamiętniajacego chwile ważne z punktu widzenia przyrody. Ptaki, grzyby, drzewa. I tylko takie, które w gruncie rzeczy mnie otaczają, czyli nic co byłoby mi obce. Przeglądam ten album i na chwilę oddalam sie od literatury, ratuje mnie ten album przed poezją, przed chaosem we mnie. W związku z tym, że niedawno odwiedził mnie kolega żyjący na tak zwanych wyspach, musiałem sie na czymś skupić, byłem rozbity ciągłym biegiem, strumieniem zdarzeń. Album pt. "Zielony skarbiec ziemii suskiej" jakoś na chwilę mnie uspokoił. Nie będę komentował samych zdjęć, bo nie znam się na fotografii.


Polecam Skarbiec Suski wszystkim, którzy chcieliby się czegoś dowiedzieć o ziemiach, które przekazywane z rąk do rąk, są w naszych rękach. Literatury tu nie ma. Ale ona jeszcze odezwie się w Suszu.

niedziela, 16 grudnia 2012

Szafa nr 45

Kwartalnik literacko-artystyczny SZAFA ma od dziś swoją 45 odsłonę. W nim dużo poezji, prozy i wywiadów. Między innymi wywiad, który przeprowadziłem z Dariuszem Szymanowskim autorem debiutanckiej książki poetyckiej "Drugi brzeg". Oto kilka słów z tego wywiadu:

"Zmieniło", "banał", "uznam", "wszystkim", "uzależnieniem", "książki", "ciała", "apokryfy".

Prawda, że brzmi zachęcająco?

Zapraszam wszystkich do poczytania kolejnego numeru Szafy.

http://szafa.kwartalnik.eu/




A gdyby się zrobiło zimno i rozbolały oczy, zapraszam do mnie


sobota, 15 grudnia 2012

Hubert Czarnocki, "Wołania"

Powierzchowna lektura książki poetyckiej Huberta Czarnockiego poety, fotografa z Radzynia Podlaskiego niewiele nam da. Powiemy, że to debiut, w którym autor ogniskuje cały świat w sobie. On staje się centrum wszystkiego, on przeżywa najmocniej. Innych właściwe w książce nie ma. Myślę sobie jednak od jakiegoś czasu, że to wystarczy, by być przekonywującym. Właściwe Czarnocki przekonuje mnie właśnie dzięki temu, że nie myśli o obcych sobie sprawach, ale o sobie.

"Płonę, żyję własnym kosztem,
umieram bez przerwy."

Albo strona wcześniej:

"We mnie na zachodzie wojna,
śmierć chce się wedrzeć na zielone łąki,
we mnie stuletnia wojna,
wojna dwóch róż".

I nie chodzi zapewne o konkretną stuletnią wojnę. To mocno deklaratywne pełne emocji zdania mające podkreślić dominację podmiotu w tej książce.

"Leżę obejmując swój cień, zaciskam w palcach
imię Boga, śpię z jego szalikiem."

Wszędzie on - podmiot liryczny, autor, poeta. Jednocześnie zrywający ze wszystkim  idący do światła, którego tu wszędzie pełno i czuły jak ojciec.

Książka niby bardzo skupiona na autorze, ale jakże może być inaczej w przypadku prawdziwego poety! Dlaczego inni mają być ważniejsi? Dlaczego ważniejsze miałyby być jakieś innych idee, których na szczęście tutaj nie spotkamy. Dlaczego niby poeta miałby się powoływać na słowa innych poetów, wieszać na nich, ponieważ do tego najczęściej sprowadzają się cytaty zamieszczane przez oczytanych niby literatów wmontowujących do swoich słów, przed swoimi słowami zdania wielkich pisarzy.

Wielki szacun da Czarnockiego. Książka "Wołania" zawekowana ciągle kipi w piwnicy emocjami. Oczywiście, że uważam, że kiedyś pisałem podobnie, kiedy jeszcze byłem silny. A przynajmniej chciałbym żeby tak było. Właśnie te wiersze szczególnie przypadły mi do piwnicy. W nich najważniejsze jest to, co widzi i przeżywa poeta. Bez powoływania się na innych, bez sztucznych zabiegów formalnych, unikając bezsensownych zabaw słownych. Poeta sam. Wpatrzony w swoje myśli o jakimś tam Bogu. Bogu ważnym dla niego, bo co może być ważniejsze dla mocno impulsywnego człowieka, nie zaczepionego w niczym. Idzie do światła. 

Jednak jeśli się już ktoś inny pojawia, pojawia się dojmująco. Staje się osobą najważniejszą. "Przez chwilę najważniejsza".

Rok temu Czarnocki opublikował kolejny tomik pt. "Opowieści". Ale nie mam. Poszukam.



Hubert Czarnocki, "Wołania", 3J-Studio grafiki i Ilustracji, Radzyń Podlaski 2009

środa, 12 grudnia 2012

Karol Samsel zawraca głowę

Ostatnie dni zawraca mi Karol Samsel książką poetycką wydaną w 2009 roku w  warszawskim Wydawnictwie Nowy Świat. Książka naznaczona tytułem MANETEKEFAR jest mi tak jasna jak sam tytuł. Przyznaję się bez bicia, że to tomik zajmujący mi czas przede wszystkim dlatego, że jestem uparty i próbuję odnaleźć temat książki, dojść do tematu poszczególnych wierszy. Samsel Karol należy do poetów, którzy moim zdaniem nie piszą dobrze, nie mają tego czegoś, charakteru, ale wiersze te są tak dziwne, że i tak będę je czytał. Czasami. Może za parę lat.

Jeden z wierszy zaczyna się wersem: "Portier zdejmuje skórę z głów zielonych krzeseł". Leżę i kwiczę. W tym samym wierszu autor przywołuje nazwiska słynnych reżyserów filmowych, ale nie rozumiem sensu powoływania się na te nazwiska, pewnie nie pamiętam, nie kojarzę ich filmów, to znaczy nie umiem tych filmów obejrzanych zapewne kiedyś połączyć z wierszem. "Niewymownie szklanousta trumna" dobija mnie bezlitośnie.

Zaraz po nim wiersz "Wiedeń 8 km/h". Wiersz rozpoczynają słowa, wersy: "Oto czas beznadziei, tylko sen łopocze/ w prądach rzeki nabrzmiałej jak język Piłata (...). Podnoszę się dzięki tym wersom, ale to co następuje po nich, te opowieści o szarlatanie wypalającym oczy bzom, gwałcą mój mozg.

Tak oto obcuję z książką intrygującą, bo gdzieś tu schowany jest poeta. Szkoda tylko, że rzadko się ujawnia. Tak bywa, kiedy poeta jest zdrowy psychicznie, nie ma potrzeby umierania za temat i palenia swoich mostów dla kilku słów.

Rada: zwolnić się z pracy (jeśli takowa jest), ponieważ każda praca deprawuje poetę. Ja jestem dobrym tego przykładem. Po drugie, pić, nieustannie pić, palić, rozwieść się, złapać trypra, ukraść komuś telefon, wychujać taksówkarza, wylądować na dołku. Jeśli i to nie pomoże, wrócić do zdrowego trybu życia.




Karol Samsel, "Manetekefar", Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2009

środa, 5 grudnia 2012

Sinobrody mówi

"Urządził mnie tak jeden z powojennych cudów. Powinienem chyba wyjaśnić na użytek młodych czytelników, jeśli się takowi znajdą, że druga wojna światowa miała wiele cech wymienionych w przepowiedniach Armagedonu - walnej bitwy dobra ze złem. Po jej zakończeniu musiały więc koniecznie dziać się cuda. Takim cudem była na przykład kawa błyskawiczna - albo DDT: obiecywano, że zabije całe robactwo na Ziemi, no i prawie zabiło. Energia atomowa miała sprawić, że elektryczność stanie się śmiesznie tania (przypuszczano, że może nawet skasuje się liczniki), a kolejna wojna będzie wręcz nie do pomyślenia. Co tam bochenki i ryby! Antybiotyki pokonają wszystkie choroby. Łazarz już nigdy nie umrze: niezły sposób na to, żeby z Syna Bożego zrobić przeżytek, prawda?

No właśnie, a poza tym były jeszcze cudowne przysmaki śniadaniowe i wkrótce każda rodzina miała latać własnym helikopterem. Cudowne nowe tkaniny dawały się prać w zimnej wodzie i nie wymagały prasowania. Mówcie, co chcecie, taką wojnę warto było stoczy!"



"Sinobrody", Kurt Vonnegut, WYd. Zysk i S-ka