wtorek, 21 kwietnia 2015

JANUSZ RYSZKOWSKI "STACJA PRZEDOSTATNIA"

Podmiot liryczny tego zbioru stoi na przedostatniej stacji. To pozwala sądzić, że jest u progu podróży. Nie chcę wyrokować jaka to podróż: życie, kariera. Nie ważne. Korzeniem książki jest świadomość skończoności wszystkiego. Dlatego wraca do przeszłości. Przypomina sobie szczegóły, nieważne chrząknięcia, spięcia i pęknięcia w świecie, ludziach, wszelkich relacjach. W ostatnim wierszu autor przekonuje, że po naszym życiu zostanie tylko numer NIP i kilka innych urzędowych spraw. To przekonanie współczesnego poety jest mi bliskie. To bardzo determinuje do działania, do życia ponad miarę. Pesymizm. Pozwala też spojrzeć chłodnym okiem na wszelkie napięcia człowieka w nim samym, również na owe napinanie się na zewnątrz. Po tym wszechobecnym napinaniu mięśni, kumulowaniu grosza, w tym bezmyślnym dążeniu do wyróżnienia się, w tych imionach nadawanych dzieciom, w tych maratonach, dietach cud, po tym wszystkim co nas uprzedmiotawia pozostanie tylko PESEL.

Ryszkowski jest jak członek wielkiej orkiestry wystukujący rytm w kącie na trójkącie. To synonim dzisiejszego poety. Szuka w codzienności, banalnych sprawach jakiegoś przeczuwanego zaledwie uniwersum.  To wiersze zapraszające do siebie wszystkich, ale odnajdą się w nich tylko ludzie z rogów tego świata, ukryci, refleksyjni i w gruncie rzeczy szczęśliwi, spokojni i pogodzeni. Pyszałkowie chcący się za wszelką cenę wyróżnić trafią na mur nie do przebicia bez zmiany mentalności. Skąpani w pozornych działaniach i sukcesach, na które zapracowali inni odkaszlną te wiersze i pójdą z drwiną na ustach dalej.


Dojrzałe wiersze poety niebawiącego się w lingwistyczne marudzenie. Od pierwszego wiersza wiadomo, że Janusz Rykowski powie coś ważnego, że wie, o co mu chodzi i powie nam to otwarcie.


Janusz Ryszkowski, "Stacja przedostatnia" Biblioteka Toposu, Sopot 2014

niedziela, 12 kwietnia 2015

Oliwia Betcher "Poza"

Debiut Oliwii Betcher pełen jest zwrotów akcji, zaskakujących skojarzeń i wręcz narracji ocierających się o przejmujące opowiadanie o codzienności, relacji podmiotu lirycznego z ludźmi i stosunku do przeszłości i dzisiejszych wydarzeń.
Poetka wyraźnie chce mówić, mówić dużo, jakby język jej spuszczono z łańcucha. Tworzy swój rejestr zdarzeń w dyscyplinie i porządku wersyfikacyjnym, jednocześnie nie stroni od emocji.

Tytuł tomu POZA pozwala sądzić, że przećwiczymy kilka póz przyjmowanych codziennie przez podmiot liryczny i licznych adresatów. To również wskazówka, że ktoś lub coś usytuowane jest poza – poza systemem, poza granicami, może ograniczeniami. Tropy te podpowiadają same wiersze.
W wierszu „Odbicia” poetka wyznaje”

„Przerosło mnie posłuszeństwo dziecko nauczyło się nie wychodzić przed szereg”.

Lepiej być poza systemem. System i tak wypluwa. Powielanie stereotypów paradoksalnie osuwa człowieka w cień. Niby w masie , ale jakby POZA wszystkim. Lepiej funkcjonować na marginesie, odbić się, wówczas nie jesteś uzależniony, stajesz się bardziej swój własny, sam sobie wytyczasz kanony, cele. Funkcjonujesz poza, ale stajesz się widoczny dla większości, stajesz się podmiotem, nie zaś przedmiotem prowadzonym na smyczy przed np. mody, kanonów piękna, zdrowia, języka itd.
Będąc ze wszystkimi nie jesteś nawet ze sobą, za dużo warunków do spełnienia. To wcale nie oznacza rezygnacji z personalizmu. Odbicie się jest jednak konieczne. Tylko wolny człowiek, może na zasadach wolności wchodzić w relację z innymi ludźmi.

Bycie POZA w sensie dosłownym jest jednak bolesne. Tak opisuje poetka relacje z rodziną.

„(…) rodzina? Rodzi nawyki,

Wnyki są wrodzone jak agresja.”

Nie trzeba tłumaczyć owej gry słów, z której wynika, że rodzinne nawyki to sidła kontrolujące rozwój duchowy i emocjonalny.

Opowieść o chłodzie między ludźmi, o niespełnionych oczekiwaniach rozpoczyna się już na początku książki. Drwina ale i żal, że bardziej szanujemy swoje oczekiwania wobec córki (że da wnuki i będziemy mieli się z kim bawić) pojawia się już w wierszu „Nic nie jest moje”. Nie można oprzeć się wrażeniu, że podmiot liryczny wypowiadając się w trzeciej osobie, „ale na razie opłakuje straty”, mówi o sobie samym.

Ojciec twierdzi, że powinna mieć dziecko, że to jego uszczęśliwi. Właśnie, musimy uszczęśliwiać innych, bliskich, najbliższych i dalszych. Ciągle komuś coś dawać. Osoba mówiąca w tej książce ma tego dość. Stawia na swoim, ale robi to z bólem. Czyni to jednak, ponieważ świat wymusił na niej jednocześnie przekonanie, że nie powinna skazywać swojego dziecka na TAKĄ MATKĘ.
Świat jaki rysują te wiersze to planeta pełna paradoksów i obłudy. Nieskończona ilość pomyłek i egoizmu.

Autorka bez żenady otwiera się ze swoimi myślami, poglądami i tym, co widzą oczy. To mocna, miejscami egzaltowana, ale wiarygodna poezja.
Oliwia Betcher uważa, że pewien świat już się skończył. Żyjemy już poza światem, w którym ateiści byli wiarygodni, ponieważ kłócili się z szanowanymi przez innych wartościami. Dziś nawet ci, którzy powinni o te wartości walczyć, lżą je, stają się ich antytezą.
Poeci piszą dla publiczności, zamiast kontrowersji wzbudzają miły uśmiech lub pobudzają jarmarczne, odpustowe gusta. Trudne do uniesienia „kanony” wypalają się, umierają na rzecz foty w necie, recenzji, poklepywania po plecach.
Poetka wskazuje, że gdzieś w rogu świata, nie widoczna przez nikogo umiera z empatii, utożsamia się z czytaną historią i jej bohaterem. Płacze jednak dla nikogo. Nie ma wśród zaganianych i zaaferowanych sobą i swoja karierą nikogo, kto chciałbym ją zauważyć. Czyta, płacze POZA wszystkim.

Chcesz należeć do świata, do innych musisz zgodzić się na przyjęcie pozy. To może być poza szewca, artysty, nauczyciela, polityka, sportowca, ale tę pozę należy nieustannie ćwiczyć. Nie chodzi już o powierzchowne strojenie min, na czym większość się zatrzymała z powodu swojego lenistwa. Tu chodzi o sposób myślenia. Mam dziś myśleć jak polityk. Jutro będę myślał jak pielęgniarka. Rano myślę jak sportowiec i mimo zaawansowanego wieku ćwiczę ponad siły, w południe jestem nauczycielem, lekarzem lub mechanikiem i myślę jak mechanik. Wieczorem zaś staję się artystą i chwytam za gitarę lub cymbały. Co gorsza, chcę, by wszyscy traktowali mnie jak sportowca, lekarza, artystę w zależności od mojego nastroju, pory dnia i mojego życzenia. Niestety nikt nie nabiera się na to. Niestety inni też są skupieni na swoich pozach. Nie zauważają mnie. Rodzi się frustracja, depresja. Jedziemy na lekach. Tak kończą indywidualności o odpustowych gustach i marzeniach.

Wiersze Oliwii Betcher pobudzają do refleksji. Wnioski, być może, każdy wyciągnie inne, ale poetka fachowo ciągnie nas po swojej drodze, więc jestem spokojny, nikt nie zgubi się w tych wierszach. Wierszach ważnych, ponieważ mówią o relacji ze światem otwarcie, refleksyjnie. Poetka nie chowa się za niezwykłymi metaforami. Pojawiające się gry językowe, kalambury mają na celu tylko uwypuklić treść, stają się wykrzyknikiem.




Oliwia Bechter "Poza", Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Szczecin 2015

czwartek, 2 kwietnia 2015

Wywiad dla Szafy z Anną Augustyniak


Fragment wywiadu przeprowadzonego dla Kwartalnika literackiego Szafa.

M.W: Twoja książka składa się z dwóch części. W pierwszej dużo jest Ciebie i adresata, do którego kierujesz słowa. Druga część to książka deklaratywnie Bez niego. Bez niego spotykasz się z ocaloną w Auschwitz, bez niego śpiewasz pieśni żałobne. Opowiedz o tym pomyśle. Właśnie, to pomysł czy rzeczywiście w pewnej chwili poznajesz świat i siebie, piszesz świat bez niego?

A.A: 
To nie jest pomysł a rzeczywistość. Jeśli jest miłość, a potem ktoś cię nie chce a ty go nadal chcesz, i tak jest w tobie nieustannie, choć go przy tobie nie ma. A życie płynie mimo że uczucie obumarło, świat nadal istnieje i dzieje się wokół to i owo. Ty nadal odczuwasz tę miłość, wszędzie gdziekolwiek się ruszysz ona idzie z tobą, boli cię, lecz równocześnie w każdej sekundzie daje radość. Czujesz ją jedząc jajecznicę i wchodząc na górę Synaj, jak powiedział Tadeusz Nyczek. Wiec gdy zdajesz z tego relację, z życia bez ukochanej osoby, to tak naprawdę zdajesz relację z braku. Pojawia się tu perspektywa ogołocenia: jesteś tą, która utraciła, czyli tą, która jednak coś miała. Miała i opowiada o tym w czasie przeszłym i teraźniejszym. 


M.W: Dlatego są tak silne. Szczerość pozbawiona zabawy językowej, tak modnej w poezji dzisiejszej, odsłania poetę i jego świat, mówi o świecie i człowieku. Pisząc te wiersze, myślałaś o ich opublikowaniu? Może miała to być autoterapia, potem zaś zdałaś sobie sprawę, że powinny ujrzeć światło dzienne?

A.A: 
Publikowanie jest marzeniem każdego piszącego. Czy to aż autoterapia? No nie, pamiętaj, że to jednak nie jest spowiedź, że jest tam kreacja świata mocno przemyślanego i ułożonego, tak by czytelnik dostał zwartą historię opowiedzianą od początku do końca. Zdarza sie i zabawa językiem, może nie ma współczesnych gier oraz modnych zderzeń, mocnych uderzeń, szarż i szturmów, używanych tylko po to, żeby zaszokować, ale są miejsca obliczone na czarowanie czytającego, na przypodobanie mu się, jest i bezceremonialna próba wzbudzenia podziwu, że tak można pisać o kochaniu się! W „Nie igra się z miłością” Alfred de Musset (który sam stracił głowę dla Georege Sand i został przez nią odrzucony, z czego nie podniósł się do końca życia) mówi, że kto kocha to i doznaje zawodu, bywa nieszczęśliwy, ale kocha i to jest ważniejsze nawet od cierpienia, które wpisane jest w każde uczucie, a kiedy znajdzie się na krawędzi grobu, obraca się, aby spojrzeć wstecz i cieszy się z tego, że jego życie nie upłynęło na byle czym, że kochał, właśnie że kochał…

środa, 1 kwietnia 2015

Zwycięstwo literatury

Wszyscy moi uczniowie na dziś przeczytali wszystkie lektury. Podczas rozmowy okazało się, że doskonale rozumieją konieczność znajomości dzieł literackich oraz tych pomniejszych tytułów skutecznie upiększających nam codzienność.

Jeden z uczniów stwierdził nawet, że to właśnie umiejętności zdobyte podczas lekcji  polskiego będą mu towarzyszyć w życiu najczęściej. Sztuka prezentacji, czytanie ze zrozumieniem, analiza wypowiedzi itd. to, wreszcie zrozumiał, umiejętności ważniejsze od znajomości wzorów skróconego mnożenia, bez których codzienne życie jakoś się udaje.

Wszyscy sportowcy w moim mieście nagle zaczęli czytać poezję. Nie obcy im Macierzyński, Honet i Gajda. W związku tym władze przekazały 200 tysięcy złotych na organizację imprez kulturalnych związanych z literaturą. Powstanie festiwal poetycki "Nie ma róży bez kolców" oraz festiwal noweli współczesnej PROZA FIT.

W całej Polsce, dzięki dofinansowani z Ministerstwa cena książek sprowadzona została do symbolicznych pięciu złotych. Zaś każdy autor publikujący w tym roku książkę otrzyma becikowe w kwocie 10 tysięcy złotych.

Wszyscy autorzy legitymujący się opublikowanymi co najmniej dwiema książkami zwolnieni są z podatku vat na książki oraz materiały biurowe.

Klienci księgarni posiadający paragon na 150 złotych otrzymują 80%  zniżkę na przejazdy PKP.


Artykuł sponsorowany przez Prima Aprilis.