środa, 25 lutego 2015

Ziemowit Szczerek "Siódemka"

Ziemowit Szczerek tym razem o Polsce. Bohater reportażu – Paweł, wybiera się z Krakowa do Warszawy dobrze sobie znaną trasą E7. Polska widziana z Opla Vectry jest zbiorem przypadkowych elementów i wydarzeń cechujących się przede wszystkim powierzchownością i brakiem refleksji. Już pierwsze kilometry książki ukazują zabawę w Halloween tęchnącą pustką, groteskowością, bo tak muszą wyglądać te postacie na tle polskich dróg i zabytków tego Krakowa. Ten wieśniaczy eklektyzm bez planu i pomysłu to typowa polska jakość, co stara się autor udowodnić przez kolejne kilometry. Czytając „Siódemkę” czuję się jakbym siedział cicho z tyłu samochodu i słuchając, co do mnie mówi Szczerek przyglądał się tym banerom świecącym byle jak przy drogach, stacjom benzynowym z hot-dogami, kawą natrętnie proponowaną. Przyglądam się tej polskiej mentalności charakteryzującej się potrzebą wyróżnienia z tłumu. A to by zarobić, a to by siebie zaznaczyć.

Mówię, że czuję się jakbym siedział w samochodzie, ponieważ Ziemowita Szczerka narracja prowadzona jest najczęściej w drugiej osobie.

„Wracałeś do domu, szedłeś ulicą Dietla.”
„Wjechałeś, Paweł do rowu. Ściąłeś krzyż przydrożny, a właściwie dwa krzyże.”

Mówi sam do siebie, ale mnie to pomaga poczuć się jakbym tam siedział i mowa była do mnie kierowana.

Po drodze zabiera ów redaktor portalu Światpol.pl fana Fantazy, który częstuje go swoimi eliksirami. W nim też widać te zabawną nieco, choć bardziej śmieszną Polskę przebraną. Konsekwencją spróbowania eliksirów jest lekki odlot powodujący kraksę samochodową. Dzięki eliksirom nudna trasa, oklepane widoki nabierają kolorytu westernu. Paweł wreszcie może poczuć się bohaterem lepszego filmu. W końcu przecież Szczerek nie ustaje w uwypuklaniu złych cech narodowych Polaków. Pokazuje nas z każdej strony i każda strona jest nudna i brudna albo zapaćkana banerami reklamowymi. Arogancka i krzykliwa lub pokraczna, przegrana i zakompleksiona. Pijana z wąsami i wypełniona Marcinami i Januszami. Podczas słuchania tego, co do siebie mówi Paweł zacząłem wpisywać go w nurt dąsających się na polskie wąsy zarośniętych redaktorów w bojówkach i wyciągniętym swetrze lub w kurtce M65, co ma dać do zrozumienia, że nie będzie hipsterem. Jest moro i basta. Jest sweter i koniec.

Czytając Szczerka słyszę rozmowy odbywające się w moim otoczeniu. To już się samo przerobiło. Te zawodzenie na brzydki krajobraz zachlapany witrynami sklepowymi. Ruskie okrutne, Niemce dokładne, Czesi bojący a Polacy dzicz pijana, która we wszystkich widzi wroga i jeszcze się stawia, i śmieje z innych. W gruncie rzeczy wielki zbiór kompleksów, bo gdzieś z tyłu głowy mamy wrażenie, że nie pasujemy tu. Nigdzie nie pasujemy a bardzo byśmy chcieli gdzieś się wkleić. Zawsze chcieliśmy. Uczyliśmy się łaciny, potem francuskiego i każdy wąsacz miał pianino, teraz jesteśmy amerykańscy albo europejscy. Zawsze jednak nasza wyniosłość nie pozwalała czuć się dobrze gdziekolwiek, nawet u siebie, ponieważ u siebie mamy sąsiadów naszych, z krwi tej ziemi. I oni też muszą okazać się słabsi. Jeśli czymś w nasze oczy kolą, to trzeba wyśmiać itd. W końcu znajdujemy sobie alternatywę w świecie Sapkowskiego, powiedzmy.

Ziemowit Szczerek daje nam nieustannie burę. Stoi nade mną i się znęca. Wisi nade mną ze wskazówką, za sobą ma mapę Polski i Europy. Szturcha mnie, wyciąga za uszy i wylicza moje błędy. Nic mu się nie podoba. Niczym zeschła umysłowo nauczycielka wypomina makijaż, ubiór, fryzurę i zachowanie.  Próbuje mnie uczyć, wychować. Czyżby nie wiedział, że to niemożliwe? Po tylu kilometrach odbytych po siódemce jeszcze mu się chce prawić morały? Jeszcze ma siłę marudzić. Robi to jednak w tak zabawny sposób, językiem ciętym i plastycznym, że gniewać się nie sposób. A podróż obfitująca w niezwykłe przygody chwilami zdaje się podróżą po innym świecie.

Plus sama trasa od Krakowa do Warszawy, czyli dla mnie obca. Ja przyzwyczajony do Warmii i jej niemieckości widocznej w przedwojennej, ciągle aktywnej architekturze czuję się za Warszawą jak w innym państwie, by powiedzieć z pewną przesadą. Dopiero Ziemowit Szczerek utwierdził mnie w przekonaniu, że wszyscy jesteśmy jacy jesteśmy, bez względu na krajobraz.
\

Ziemowit Szczerek, „Siódemka” Korporacja ha!art 2015



niedziela, 15 lutego 2015

Helikopter 2/2015

W numerze:

Volker Braun, Vahni Capildeo, Paweł „Kelner” Rozwadowski, Ewa Sonnenberg, Sławomir Elsner, Marcin Zegadło, Sylwester Gołąb, Robert Gawłowski, Jarosław Klejnberg, Olgerd Dziechciarz, Marek Śnieciński, Bettina Wöhrmann oraz Jahreakh.

http://opt-art.net/helikopter/


sobota, 14 lutego 2015

MOJA PRAWDA Larry Sloman, Mike Tyson

Mike Tyson opowiedział swoją historię, którą spisywał Larry Sloman. Książka o Tysonie musi być mocna jak sam Żelazny Mike. Boks, seks, koks, alkohol i miliony dolarów – Ameryka. To książka również o Ameryce – marzeniu Polaków przynajmniej z mojego podwórka.

Tyson pochodził z biednej rodziny. Ojciec pojawiał się rzadko, matka przebierała w przygodnych facetach, by jakoś przetrwać biedę i siermięgę Brownsville  w Brooklynie. Jako małolat kradł, zdobywał szacunek ulicy, dostał się do zakładu poprawczego, tam zaraził się boksem, przejął go już na wolności trener Cus D’Mato i powstał bokser, który w wieku dwudziestu lat został mistrzem świata wagi ciężkiej. Kto nie chciałby takiej biografii?

Tyson jednak często podkreśla swoją samotność w świecie boksu. Jego brutalność i wsiąkające pieniądze. Oczywiście sam bohater nie jest bez winy. Niezorientowany w świecie padł ofiarą cwaniaków, prawników i księgowych. I jak każdy przyzwoity biedak po otrzymaniu milionów na konto musiał się nimi pochwalić. Biżuteria, luksusowe auta i finezyjnie wykończone wielkie domy. Rozpasanie w wydawaniu pieniędzy osiągało poziom absurdu. Jeszcze bardziej niedorzeczne wydają się jego sprawy sądowe wlokące się i sączące hajs przez grubą słomkę z konta Tysona.

To oczywiście jego prawda, jego strona, jego widzenie. Opowiedziana tak, że nie sposób nie polubić Tysona za jego szczerość w życiu, paradoksy, dzięki którym sylwetka bohatera nabiera rumieńców. I jak każda biografia wielkiego artysty czy sportowca prócz dramatów, tragedii zawiera wiele humoru, który tylko uwiarygodnia opowiedzianą historię. Jesteśmy po prostu śmieszni dla innych ze swoimi łzami, dramatycznymi zwrotami akcji w życiu. Tyson opowiadając o sobie rysuje smutny pejzaż świata i żyjących w nim ludzi.


Nie czytam biografii. Ostatnio czytałem chyba w 1992 roku o Jimie Morissonie „Nikt nie wyjdzie stąd żywy”. Pisanie biografii to często żmudna sprawa. Trzeba wiedzieć jak kupić czytelnika i tyle. Nie o literaturę tu chodzi a o opowieść o człowieku.


Mike Tyason Moja prawda, Larry Sloman, Mike Tyson, Wydawnictwo Sine Qua Non 2015

piątek, 6 lutego 2015

"Siódemka" Ziemowita Szczerka w piwnicy

Tymczasem przenoszę moją duszę utęsknioną do tych szos numer siedem, gdzie deszczowa aura pozwala jedynie radio włączyć i posłuchać nachalnie marudnych i pełnych jadu wiadomości w sumie błahych. Dzięki Ziemowitowi Szczerkowi mamy nie podaną na tacy Polskę naszą z jej mięśniami napitymi i napiętymi, mamy też nas samych z grymasem znudzenia na twarzy i poezją narzekania na języku.

Czekajcie cierpliwie, już niedługo na świat przyjdzie "Siedem" Ziemowita Szczerka za sprawą Korporacji ha!art i podbije nam emocje, bo jest co czytać, jest.

środa, 4 lutego 2015

Patrycja Pustkowiak "Nocne zwierzęta"

Opowieść o Tamarze Mortus z 2013 roku autorstwa Patrycji Pustkowiak dla przypomnienia w piwnicy się ponownie otwiera. Bez cienia wątpliwości godna polecenia opowieść o samotności i zagubieniu singielki. Przy czym określenie „singielka” raczej miękko się kojarzy z nauczycielką samotność zajadającą tabliczką czekolady. Tamara nie jest nauczycielką. Codzienne upajanie się alkoholem i wciąganie koki (amfa słaba jej zdaniem, niepoważna, nie dla dziewczyn z wielkiego miasta) plus bezrobocie stawia ją w pozycji zacnie antyspołecznej. Nie skojarzyłem podczas czytania z Ch. Bukowskim, pewnie dlatego, że język Patrycji Pustkowiak jest po kobiecemu ujmujący, nie zaś drażliwy. Oczywiście bywa, że autorka się droczy z czytelnikiem trzymając go w kagańcu współczesnej telewizyjnej, i nie tylko, popkultury, przypominając się odwołaniami do tytułów piosenek, programów itd.

Książka ta to udany zamach na dobre samopoczucie pracowników korporacji, delikwentów lubujących się we wciąganiu kreseczek i zapijaniu ich wodospadem wódy. Tak żyje Tamara i jej znajomi. Autorka jednak celnie ich opisując, pokazuje jak puste i bezcelowe prowadzą życie owe nocne zwierzęta. Uczucia udawane, zabawa udawana, miłość udawana, dziewczyna udawana, nawet poczucie osamotnienia jakby udawane. Braterstwo udawane, ostra jazda udawana. Życie to picie, żarcie i wydalanie. Chwila spania w swojej norze i kreska. Pożyjcie tak chwilę a przekonacie się, że nie wszystko jest poezja.

Tamara żyje we współczesnym mieście ze wszystkimi jego atrybutami łącznie z nowomową, na którą się zżyma a według której mąż to partner. Niejednokrotnie zauważa wraz z koleżanką, że mężczyźni dzisiejsi są nudni i nie mają nic do zaoferowania prócz wygolonych miejsc intymnych, co boleśnie zgodne jest z nowymi trendami. Chłopcy w ogóle bardziej zainteresowani są trendami niż kobietami. Toteż Tamara seks ma sama z sobą przed monitorem komputera.

Tamara być może przyjechała do Warszawy z jakiegoś Susza. Pełna wysokich aspiracji, z marzeniami o wygodnym życiu na stanowisku zjechała w alkoholizm. Przeszła przez jogę, runy anielskie, zieloną herbatę i wszystko inne, co w TV widnieje jako atrakcja dla ludzi sukcesu. Skończyła jako trzydziestoletnia alkoholiczka i ćpunka masturbująca się przy pornosie. Trudno odnaleźć podobny obraz kobiety we współczesnej polskiej literaturze. Patrycja Pustkowiak uderzyła mocno w dawno nie drgającą strunę. Samotna pijaczka, to nie to samo co samotny pijak. Samotny pijak może być tragicznym pajacem lub wzbudzającym litość u innych kobiet chłopcem przyjmującym pomocną dłoń w postaci ciepłego łóżka i piersi. Samotna pijaczka to łatwy łup dla pijanych. Samotna pijaczka budzi się zgwałcona i bez planu na kolejny dzień.

Bohaterka „Nocnych zwierząt” przeczy wszystkim stereotypom na temat kobiet. Przypomnę raz jeszcze jej namiętne (chociaż zdaję się, że tylko dwa razy w tygodniu kilka minut) onanizowanie przed pornosem. Brak partnera i niechęć wobec takowego posiadania. Brak pracy i staranne upijanie się z koką na deser. Przesiadywanie w zapomnianych barach i interesy z dilerami.

Tamara jest zawiedziona wszystkim. Nie spotkało ją w Warszawie nic, co dałoby jej zadowolenie, szczęście, wolność, nie wiem. Próbowała wszystkiego i na wszystkim się zawiodła. Być może powinna zostać w przysłowiowym Suszu, założyć rodzinę i męczyć się w kuchni przy garach. Urodzić dzieci i chodzić na wywiadówki. Marzenia i aspiracje były silniejsze jednak, a może brakowało odwagi by zostać u siebie i męczyć się u siebie, to takie słabe przecież, dalekie od rozwijania się. To jednak już inny temat.

Mam nadzieję, że Patrycja Pustkowiak nie przyzna się do alkoholizmu, co byłoby boleśnie zgodne z najnowszymi trendami. To pozwoli cieszyć się literacką kreacją i docenić wyobraźnię autorki i jej zdolności obserwacyjne, co dla pisarza cenne jest a jakże.


O tej książce nie można zapomnieć!


Patrycja Pustkowiak "Nocne zwierzęta", Wydawnictwo W.A.B. 2013