środa, 31 października 2012

Koniec października

Miałem pomysł na tekst/post  na blog, ale jakoś tak ...coraz więcej w nim moich rozwolnień i zatwardzeń, mniej zaś książek. Swoich wierszy nie mam, opuściły mnie, wyjechały, spotkały kogoś atrakcyjniejszego, może bogatszego. Możliwe, że koczują po dworcach i ogródkach działkowych.

Co do książek, na koniec października zbliżają się do mnie "Sierpniowe kumaki".

Bez awantur coś z podstawówki



wtorek, 30 października 2012

Spokojnie

Bywa, że gazeta przyklei mi się do pleców i nie czytam jej jakiś czas. Przekrój sprzed tygodnia, już nie pod redakcją Kurkiewicza a Ziomeckiej i Prokopa, odkleił się wczoraj. Dużo artykułów. Między innymi "Biznes lubi starożytność" Jerzego Ziemackiego. W skrócie: artykuł o modzie na nauki starożytnych dotyczące dochodzenia do władzy i jej sprawowania. A jak wiadomo Rzymianie byli cyniczni i bezlitośni, za co spotkała ich kara boska, powiedzmy. Tak to się w kulturze rysuje w brutalnym skrócie.

Artykuł pochyla się nad filozofią stoicką, jako tą, która może uzdrowić jednostkę żyjącą w dynamicznie rozwijającym się wieku XXI. Stoicyzm jako terapia. Rzeczywiście, jeśli spojrzeć na stoicyzm od tej strony wszelkie współczesne szkoły stoicyzmu będą miały wzięcie. Bóle żołądka, stawów i głowy leczymy za pomocą pigułek ze spożywczaka. Jak jednak dać sobie radę z denerwującym sąsiadem, szefem, który uważa, że tylko pracownik powinien bić się w pierś czy mechanikiem śmiejącym się z ciebie, że nie wiesz, co stuka w silniku. Na to pomóc może np. kosmiczna perspektywa. Unosisz się, unosisz w myślach i dostrzegasz  jak bardzo błahy jest twój problem, właściwie nie widać go ze stratosfery. "W myśl filozofii stoickiej powinniśmy "udzielać się" sprawom, ale nie dać się wciągnąć w nie emocjonalnie", cytuję za autorem artykułu  I tu mur staje przede mną. Nie lubię ludzi zimnych emocjonalnie.

To stare cwaniaki dogadujące się ze wszystkimi. Nikt nie ma do nich zastrzeżeń, oni zaś nie mają właściwie poglądu na żadną sprawę. Braki wiedzy zstępują przymilnym uśmiechem, braki pomysłów i charyzmy przysłaniają metodą "na sierotkę. Trening stoicki pozbawia ich samodzielnego myślenia. W praktyce myślą, ale tak jak tego chce ich nauczyciel albo, w dorosłym życiu, szef. Dno zupełne. Prawdę mówi autor, że ludzka natura nie zmienia się na przestrzeni tysięcy lat. Zrobimy wszystko, by nas lubiano, by nie denerwować się zbytnio, by nie angażować się, bo na tym można tylko stracić. Niestety, nijak się to ma do słowiańskiego temperamentu..., którego coraz więcej podczas rekonstrukcji pod Grunwaldem, mniej zaś w życiu.

Stoicyzm spłycony bowiem zmierza do podporządkowania się tym, którzy mają fizyczną przewagę. Zaczyna się od denerwującego fryzjera, kończy się na polityce wpełzającej wszędzie: do domu, do kultury, do szkoły, do gazety, do bloga.

Przyklaskuję nerwusom niezważającym na konwenanse, którzy krzyczą. Wyłażą, szwendają się, bywają niebezpieczni, są nie do opanowania. To oni będą mieli odwagę bronić kobiety przed złodziejem. Nie zaś opanowany stoik po treningu Praktyki Stoickiej.

To jednak praktyki sprawdzające się w biznesie i polityce, zarządzaniu ludźmi.

"Młodszy Cicero udziela rad: obiecuj wszystko wszystkim, nigdy nikomu nie odmawiaj, kłam, gdy potrzeba, buduj szeroki front poparcia, a przeciwników politycznych przedstawiaj jako zbirów i złoczyńców", cytuję za J. Ziemackim.

Jaki mi już ciśnienie skoczy, to górne, do 190, biegnę do Centrum Praktyki Stoickiej w Warszawie.

sobota, 27 października 2012

Polecam przy wyłączonym świetle

Informuję i polecam przy wyłączonym świetle, jako że jeszcze nie czytałem, polecam,  książkę Bernadetty Darskiej "To nas pociąga. O serialowych antybohaterach", Wydawnictwo  Naukowe KATEDRA, Gdańsk 2012.  Poleceniem tym chciałbym stanowczo zaprotestować przeciwko wycofywaniu z ramówki telewizyjnej wszystkich seriali, jak to oznajmiono w Dzienniku Telewizyjnym w moim śnie. Nie wyobrażam sobie, by społeczeństwo samo musiało podejmować decyzje i na dodatek nie doczekało się opinii bohaterów serialowych.

Zupełnie poważnie, chciałbym obejrzeć stary odcinek "Złotopolskich", mimo że nie byłem wielkim fanem serialu  choćby z prozaicznego powodu, niemania odbiornika przez długi czas, co odcięło mnie od wartości tego świata. Ee, od kilku lat nadrabiam zaległości.

Na blogu autorki można wziąć udział w konkursie, którego nagrodą jest wspomniana właśnie książka

Ponadto powiadam wam, kupujcie książki. Wpiszcie się do rejestru ludzi wąchających świeży papier drukowany. Nie narzekajcie na brak gotówki inteligenci i robotnicy pracujący. Książki są dużo tańsze od mięsa. Nie trawią się tak szybko. Książki są tańsze od ziemniaków, ale nie ma po nich obierek.

Jak to piszą uczniowie: myślę, że moje argumenty przekonały czytelnika.


niedziela, 21 października 2012

Rozmawiałem z Białkowskim

Rozmawiałem z Białkowskim. Tomaszem. Mówię tylko z nazwiska, bo to brzmi tak branżowo, nie wiem jak inaczej to brzmienie ująć, stare wyrażacze tak mówią. Kiedyś z nim rozmawiałem i powiedział, że z koncentratu pomidorowego zrobi smaczny sok, żebym też kupił przy okazji kupowania innych rzeczy. Soku nie zrobił, ale to było 10 lat temu, może 11. Ludzie się zmieniają i teraz pewnie robi sok. Wtedy był po debiucie książkowym, świeżo upieczone "Leze" leżało w jego głowie.

Teraz jest po debiucie kryminalnym. I pewnie przede wszystkim o tym gadałem z nim w Szafie: http://www.szafa.prezentacje.pl/
co teraz można również przeczytać w artpubkulturze



sobota, 20 października 2012

Maciej Woźniak, "Biała skrzynka"


Maciej Woźniak opublikował siódmą książkę. To poeta mieszkający w Polsce, którego znam ja i wielu innych poetów. Znają go osobiście albo z wierszy. Niestety funkcjonuje on nadal w, powiedzmy, nieoficjalnym obiegu. Nie ma go w telewizji, w radiu, w Playboyu, nie ma go na dworcach i na basenach. A szkoda, bo chociaż ta poezja nie przenosi gór i nie zmienienia kierunku myślenia w czytelniku, to lśni wersami lśnieniem okalając planetę. 

"Biała skrzynka" zawiera wiersze wypchane metaforami, niezrozumiałe i takie, co zapadają w pamięć. Niezwykle udane ze względu na charakterystyczny humor, czego się nie spodziewałem po Woźniaku, np. "Łebska szpilka" czy "Ubiór w operze". Humor ten niesie ze sobą informacje, konkrety na temat mnie samego. Szkoda, że np. w wierszu wspomnianym "Ubiór w operze" puenta zaciemnia obraz, rozchodzi się po piwnicy treść wiersza. Słychać tylko jęki w nocy, kiedy to już sąsiedzi, a nawet ja, pokładli się spać. Śmiało można powiedzieć, że wiersze wspomniane, jak i te nie wspomniane, to błyskotliwe wersy oczytanego poety. Nie da się dyskutować z istotnością podejmowanych przez autora "Ucieczki z Elei" tematów. To książka o sprawach ostatecznych, o konieczności i w jakiś denerwujący sposób nawet nieistotności śmierci w moim życiu. Zazwyczaj wspomnienie o człowieku wzrusza, odpływam do obrazów związanych z nim. U Woźniaka śmierć jest obok, ale nie dotyka. To go wyróżnia. Mówi mi, że śmierci obok jest za dużo, śmierci w telewizji, w gazetach, w opowieściach. One już nie kopią w mózg.

Czym jest biała skrzynka? Dlaczego biała? To rodzaj niewinności? Bzdura. Woźniak i jego wiersze już dawno straciły dziewictwo. Stare lisy.
Portal wiedzy onetu wykłada, że biała skrzynka to to metafora koncepcji lub konieczności dogłębnego poznania programu albo systemu w przypadku chęci jego użycia. Czy biała skrzynka - książka to system, który trzeba poznać, zanim zechcemy go użyć?

Skoro "myśl zaczyna się w ustach" według Tzary - poety cytowanego tym cytatem przez Woźniaka, to gdzie zaczyna się biała skrzynka? Ten surrealistyczny niekiedy poeta nie będzie patronem "Białej skrzynki", ale gdzieś tu jest obecny.

Maciej Woźniak jako poeta jest taki trochę myśliciel. Erudyta cytujący nietuzinkowych poetów, filozofów. Trzeba nieźle się znać, by rozkminić.

Szkoda, że Maciej Woźniak mimo siódmej już książki jeszcze nie jest na tyle wyraźny, by rozpoznać jego głos w ciemnej piwnicy.



LARKIN SŁUCHA GRECHUTY

Poniedziałek, wtorek, środa,
czwartek, piątek, sobota, niedziela.
Reszta to dni, których nie znamy.


Maciej Woźniak, "Biała skrzynka", WBPiCAK Poznań 2012

wtorek, 16 października 2012

amatorszczyzna

Amatorszczyzna w bezczelnym wydaniu. Tak, bo czasem amatorstwo oznacza energię wyzwoloną, nieograniczoną. Widziałem wielu amatorów, którzy włożyli ogromną pracę w siebie, w swój rozwój, dzięki czemu ich role sceniczne powalały. Talent wymiatający, jak chaos. Skrzypienie amatorskich gitar zwracało uwagę obcych cywilizacji.

Nic dziwnego, że Bogusław Kaczyński w tygodniku PRZEGLĄD surowo ocenia traktowanie kultury wysokiej przez np. telewizję. Rzeczywiście konkurs chopinowski przeciekł gdzieś poza domem, kanałami, kałużami. 

Nie tylko kultura, instytucje kultury są traktowane powierzchownie, nie tylko o kulturze i sztuce wypowiadają się najczęściej amatorzy, jak zauważa Kaczyński. Nie mamy możliwości posłuchać na temat gospodarki, ekonomii, oświaty ekspertów. Zresztą instytucje te coraz częściej same w sobie gloryfikują pozorowane działania przynoszące jedynie oklaski, splendor. Tracą na tym ci, do których są one kierowane. 

poniedziałek, 15 października 2012

Sen Przemysłowca nr 2



Przemysłowiec mówił do mnie z niedowierzaniem graniczącym z ujrzeniem istoty boskiej. Trudno uwierzyć, że mogło go jeszcze coś zadziwić. Zawsze twardo stoi na ziemi, nigdy nie spuszcza wzroku. Jego badawcze spojrzenie pozwala mu ocenić ile jesteś wart, ile możesz zarobić dla niego, w końcu, ile jesteś w stanie znieść upokorzeń. Ciesz się, jeśli twoją filozofią życiową jest zaspokojenie wizji Przemysłowca, możesz innym śmiać się w oczy, jeżeli potrafisz przed nim się płaszczyć.

Przemysłowiec z otwartymi oczami, nerwowo mówił do mnie:
"Niepojęte! Miałem sen, w którym wszyscy ludzie, właściwie większość może, ale może nawet wszyscy, to znaczy widziałem wielkie i małe miasta, widziałem wsie, to tak jakbym latał po całym świecie i wszędzie widziałem duże kamienice a w nich rozświetlone okna. To była wizja, wiesz? Ja widziałem coś takiego u kuzyna. Mówił, że za oceanem już produkują to masowo. Niedługo w Polsce tez będą te kule świeciły w domach. Zobaczysz!"
Powiedziałem mu, że moich czasach oświetlenie elektryczne to normalna sprawa.
Krzyknął: "Widzisz! To wizja. U was już to powszechne, tu teraz w Polsce jeszcze nie. Widziałem wielkie kamienice, każda oświetlona. Widziałem w tych kamienicach piękne ustępy, w każdym z nich sznurek albo haczyk taki, którym spuszcza się wodę. Wyobraź sobie! To wszystko dostępne dla każdego. Każdy biedak, każdy pracownik ma taki luksus. Do tego duże budynki, w których siedzą lekarze - jak manekiny. I udzielają porad. Każdy może wejść i spytać, co mu dolega. Jak to możliwe? Przecież gdyby moi pracownicy mieli takie luksusy, nie chcieliby pracować. Jak wy zmuszacie w XXI wieku ludzi do pracy? Jak?

Pomyślałem, że nie odpowiem mu na to z marszu. Muszę poszukać w google. Zerwałem łączność.

sobota, 13 października 2012

link do wiersza Dakowicza

Jesteś coraz bardziej łasy na komplementy. Dla publicznej pochwały możesz zrezygnować z czasu na refleksję nad sobą i rozpocząć zmierzający donikąd proces realizacji czyjegoś nietrafionego etycznie planu. Rozmywasz się w słodkościach na swój temat, mimo że w gruncie rzeczy nie poświęciłeś czasu na to, by zrobić coś dobrze. Ulegasz tanim gustom prowokującym do nie myślenia, będących tandetą. Na wszystko patrzysz przez pryzmat korzyści, jakie może to dać. Na siebie również tak patrzysz. Widzisz siebie jako kogoś, kto nieustannie musi coś robić i to tak, by podobało się innym. Ulegasz chuci większości. Nie rozwijasz się już, wymagając, by rozwijali się inni.

Oklaski, oklaski i uśmiechy.

Tak moglibyśmy mówić do siebie w nieskończoność. Zawsze znajdziemy obok siebie tego, którego zapragniemy pouczać, z kim zechcemy walczyć. Będziemy przesiąknięci racją, owszem..

Przemysław Dakowicz proponuje na swoim blogu wiersz o postawie odmiennej, bardzo dziś potrzebnej. Eee, zawsze potrzebnej.

Poniżej link

piątek, 12 października 2012

Tadeusz Dziewanowski, Małpie ogony w piwnicy


Jak mi ktoś logicznie odpowie na pytanie, dlaczego na okładce tomu wierszy widnieje postać autora, wysyłam w nagrodę sałatkę z ogórków. Książka "Siedemnaście tysięcy małpich ogonów" Tadeusza Dziewanowskiego zasługuje na ciekawą okładkę. Nie będę interpretował tych wierszy. Wystarczy mi, że ich łagodny język powoduje skurcze wątroby, wikła mnie w swoje obrazy, które buduje sugestywnie. Jeśli chcecie poczytać wiersze człowieka, który już się nie popisuje błyskotliwością języka a raczej skupia na swoich niedomaganiach, próbuje walczyć ze sobą o każde słowo, to poczytajcie Dziewanowskiego. 


Poeta sam przyznaje w wierszu "Dzikie pola", że na razie jest cieślą słowa. Ta pokora u człowieka z początku lat pięćdziesiątych pozwala nabrać zaufania. Chociaż mam prawo potraktować to jako kokieterię. Chyba że źle zrozumiałem wiersz. Niemniej warto podkreślić,  że autor piszący od dawna nadal uważa poezje za przestrzeń dziką. To zachęca do czytania kolejnych wierszy poety z Gdańska, które miejmy nadzieję będą wychodziły na światło dziennie coraz częściej.

Natomiast wiersz kolejny, czyli "Teoria literatury" powiedział do mnie: Ten poeta myśli o tym, o czym ty nieustannie. To dużo wyjaśnia, jeśli chodzi o nieporozumienia związane naszą obecnością w piwnicy. Nie wszystko toczy się linearnie.

Książka podzielona na podtytuły. Jeden z nich to AMERICAN DREAM. Wiadomo już, że autor był w Seatle, ale czy to rzeczywiście amerykański sen? Może raczej poeta drwi? Nie wiem, dużo pytań zadaję tej książce i o to chyba chodzi.



PRZYJAŹŃ STULECIA

Nasza przyjaźń zeszła do podziemia
Odkąd stracił dach nad głową 
A zyskał przeświadczenie o swojej doskonałości
Łączy nas tylko wilgotna piwnica
Gdzie krzesłom reumatyzm wykręca nogi
Płyty grają spleśniały underground
Księga rodowa cuchnie piżmem
Lotnik suszy ją w warszawskiej stratosferze
Karszew zagrzybiony, Siemkowice spleśniałe
Przodkowie kichają atramentem
Kustosz pająk wpisał naszą historię
Do katalogu "Wielkie przyjaźnie XX w".



Tadeusz Dziewanowski, "Siedemnaście tysięcy małpich ogonów" Biblioteka "Toposu", Sopot 2012

poniedziałek, 8 października 2012

Sen Przemysłowca nr 1

Przemysłowiec drugiej połowy XIX wieku zasnął po burzliwym dniu w fabryce kuzyna. Kilka godzin wymieniali doświadczenia na temat pracowników. Okazało się, że wszyscy są tak samo leniwi i pazerni. Ewentualnie dzieci około lat 14 jeszcze się do czegoś nadają. Nie są tak przemyślni w wymyślaniu powodów do zwolnienia się na jeden dzień albo choćby z kilku godzin. Najczęściej powołują się na nieszczęścia w rodzinie lub własne choroby. I nigdy nie pomyślą, że na ich głowie nie ma nic, żadnej odpowiedzialności. Tylko oni - przemysłowcy muszą się zmagać ze wszystkim: rachunki, opłaty, ludzie, rząd, ceny stali, ceny skóry. Szkoda gadać. I pomyśleć, że jest podobno jakiś brodacz, który szczeka, że wszystkim należy się po równo. Gówno a nie równo. To po co być wtedy przemysłowcem?

Przemysłowiec zasnął i śnił. Śnił o dziwnym świecie. Niby to świat, niby to ludzie, ale jacyś niepodobni do ludzi. Śnił, że jeden człowiek mówił, nawet śpiewał, chociaż trudno to nazwać śpiewem, do czegoś, do pałki, którą trzymał w ręku. Ten człowiek, przeraźliwie chudy darł się w wniebogłosy a ludzie mu wtórowali. To brzmiało jak nawoływanie do walki. Obok śpiewaka, kilku a może tylko dwóch ludzi trzymających w ręku coś na kształt mandoliny oraz z tyłu człowiek uderzający w bębny i blachy. Wypełniali sobą uszy przemysłowca, cały sen przeraźliwymi dźwiękami. W rytm tych diabelskich nut śpiewak jak ugryziony przez szerszenia Napoleon wydawał śpiewem rozkazy lub coś podobnego.

Przebudził się. Głowę miał pełną kolorowych ludzi, którzy nie chcą pracować, nie słuchają go. Słuchają śpiewaka. Przemysłowiec dotknął nowego parapetu. Jest. Wczoraj wymienił wszystkie parapety w swojej posiadłości i zależy mu, by nikt ich nie zarysował, przynajmniej do czasu przyjazdu kilku znajomych, którym pragnie pokazać nowe i nieskazitelne parapety. Niektórzy nie zwracają uwagi na estetykę, ale to nie są ludzie, to jakieś mieszańce.


niedziela, 7 października 2012

FORGER EMACIATED, Hypercrisis - pierwsza płyta

Forger Emaciated to zespół z Susza. Niewiele jest tu takich zespołów, he, tu w ogóle nie ma zespołów. Temu udało się nagrać płytę. Brat Pawła informuje na swoim blogu, że w sobotę się stało. Najogólniej rzecz biorąc death metal w soczystym wydaniu. Tyle wiem z koncertu, na którym szatan zniósł swoje jajo. Chłopaki potrafią nałożyć buty przez głowę. Szukajcie FORGER EMACIATED i ich płyty Hypercrisis.

więcej, łącznie ze składem zespołu tu:


MUZYKA



czwartek, 4 października 2012

Z piwnicy do SZAFY

"kolegami podglądali chorą umysłowo dziewczynę. Zatem odwrotnie niż u włoskiego" to fragment wywiadu jaki przeprowadziłem z Tomaszem Białkowskim dla kwartalnika literackiego SZAFA. Rozmowa dotyczy przede wszystkim kryminału "Drzewo morwowe", jaki ukazał się w tym roku, a który w piwnicy omawiany był z lekką wrzawą i nieufnością doń.

No i to: 



"beret"






to słowo z jednego z wierszy opublikowanych w SZAFIE, które sam napisałem, sam. Ulegam tendencji ogólnej i namawiam wszystkich do zapoznania się z całością. Mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie. Podstawówkę skończyłem planowo, liceum z poślizgiem, studia zaocznie. Myślę, że to dobra rekomendacja dla wierszy.



link do SZAFY






środa, 3 października 2012

Kamila Pawluś, "Klaustrofobia. Na wynos."


28.09.2012

Książka Kamili Pawluś "Klaustrofobia. Na wynos" sprawia mi kłopot. Wiersze dobrze się czyta, dużo się w nich dzieje, mam jednak wrażenie, że to działania pozorne. Pozorne, bo w gruncie rzeczy język tych wierszy nie otwiera się przede mną. Pierwszy wiersz SJESTO, DO WIDZENIA wciąga mnie, bo kolejowy most, małe miasto, ryby i woda, czyli moja okolica. W dalszych wierszach podwórka, laptopy, zły Frank...Jednak z każdym przeczytanym wierszem trochę mnie ubywa. Rekwizyty w moim pokoju pochłania mgła, moje myśli uciekają w moja stronę, ale moja strona wcale nie jest już taka moja. Świetny wiersz PATERNOSTER. Nie zacytuję go, ponieważ wolałbym, abyście wydali trochę na książkę, którą można kupić na stronie wydawnictwa. Dlaczego tylko ja i ksiądz mamy kupować książki? Zachęcam również katechetę, fizyka, stolarza, kamieniarza i tego od logistyki.

29.09.2012

To nie jest książka, która dotrze do mnie od pierwszego wejrzenia. Wielu wierszy nie rozumiem. Wiem jednak skąd pochodzą. Wypływają z ulicy, po kawałku z różnych wystaw sklepowych. Gdzieś na rogu małego miasteczka łącza się w całość. Mają na sobie kurtkę H&M a ich głód jest hitem TV. Poza tym to nie jest wcale takie ważne, czy książka dociera do mnie, czy mi się podoba.
Warto mieć te wiersze na podorędziu przez jakiś czas.  Wiersze o ciasnym świecie, który jak wszystko, co zrobione szybko, by szybko się sprzedało, jest również na wynos. Klaustrofobia, która podana jest tu w sugestywny sposób może trochę pomęczyć, czasem zapominam o czym autorka pisze, gdzie w końcu znajduje się ów podmiot liryczny. 
Niektóre wiersze, jak KRONOS, uderzają prosto w układ nerwowy, odbierają ochotę na posiłek. Kamila Pawluś potrafi mocno dyskutować ze światem, stawiać się mu. 

30. 09.2012

Książka o poczuciu odosobnienia. Jak odosobnione jest od cywilizacji małe miasto, biedny lub chory człowiek. Tak odosobniona była przez wiele lat Japonia od świata zachodniego. Wiersz HIKIKOMORI być może podpowiada jak czytać wiersze Kamili Pawluś. Wiersze o życiu na marginesie jako powszechnym juz problemie, a jednocześnie indywidualnym dramacie. Dramat zejścia na margines, co ma być ucieczką od wymagań stawianych przez całe otoczenie, jakiejś presji. W wierszu PARKIET dużo obrzydzenia dla "błaznów i laufrów" próbujących sprostać oczekiwaniom stawianym przez cywilizację pieniądza. 

03.10.2012

Ostatecznie,
tu w piwnicy książka Kamili Pawluś KLAUSTROFOBIA. NA WYNOS przyjmie się bardzo dobrze. To w dużej mierze wiersze o gościach piwnicy, uciekających od głupiego swoimi statystykami świata parkietów i sondaży.

Kamila Pawluś: „Klaustrofobia na wynos”. Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury. Poznań 2012.

poniedziałek, 1 października 2012

Urodziny



Rano prawie nadepnąłem na kasztana. Pomyślałem, podnieś go. Niech nie leży na ziemi jak pijany, którego wszyscy się brzydzą. Podnieś go, bo jak nie, to wszystko zacznie się od nowa. Znowu matka będzie miała dziewiętnaście lat, ojciec siedemnaście. On ciągle niezadowolony, czegoś szuka, bije się, łazi po nocach, wstyd przynosi. Ona zadowolona, w swoich kozaczkach z frędzlami puszczająca czarne długie włosy na wiatr. Później się poznają, pójdą na stadion, zgubią aparat fotograficzny. On będzie jeździł do Prabut, wystawał pod oknem, poznawał tamtejszych chuliganów. Ona w promieniach, do światła, lekka. W końcu się złączą, przysięgną sobie. Ona rozmarzy się, wymarzy sobie synka o ciemnej karnacji, ładnego, z podkręconymi włosami, który będzie kochał książki, który będzie grzeczny, który już jako dziecko będzie władał pięknym językiem. Wymyśliła już sobie, że będzie wierna mężowi i synowi swemu. Zbierała przepisy na soczki z marchwi, już tarkę kupiła, już gazę białą jak mleko odłożyła, by dziecku dogodzić za wszelką cenę. Szyła spodnie, robiła swetry na drutach, a nawet pomarańczowe spodnie na zimę, do których śnieg przyczepiał się tworząc rozpalone do białości żarówki. Drut nie zapomni tego nigdy. A wszystko po to, by ją potem wspominał syn, jako matkę najwspanialszą. W tym samym czasie babcia zasypiała łagodniej niż zwykle pewna, że niedługo urodzi się wnuk, któremu odda swoje ostatnie siły. W końcu nadeszła sylwestrowa noc, podczas której doszło do rozmnażania człowieka (więcej o tym tu: http://www.zgapa.pl/data_files/referat_6259.html).

Nie podniosłem kasztana.