piątek, 31 października 2014

Helikopter 11/2014

Helikopter nr 11/2014 transferem do bytu sieciowego wprowadza kolejne wiersze. Tym razem również Grzegorz Kwiatkowski. Dla tych, co chcą zanurzyć się w bezlitosnym świecie Kwiatkowskiego wsiąść do tego Helikoptera, jest obowiązek, sprawdzić dokąd zmierza poeta. 

Również Ewa Sonnenberg, Paweł Podlipniak i Tomasz Kościkiewicz.

Wielu innych.

poniedziałek, 27 października 2014

Trwałości

Olga Tokarczuk wydała na świat "Księgi Jakubowe". O nich innym razem. W piwnicy odkurzono niezbyt jeszcze zakurzoną "Annę Inn w grobowcach świata". Mit ma to do siebie, że jest zawsze aktualny, bo jest mitem właśnie, a tylko one nie tracą świeżości. Można je - jak to uczyniła Olga Tokarczuk, odmalować współczesnymi farbami, nadać im inną fakturę, ale co ma być, zostanie.

W uszach brzmią różne fragmenty "Anny Inn...". Dziś, wczoraj, przed wczoraj, tydzień temu, miesiąc temu w bęben biją te słowa:

"Tworzy się ze strachu i ku nieszczęściu, bo wszystko, co stworzone, musi się rozpaść."

Na ile dotyczy to literatury? Mitu? 
Nie dotyczy?

niedziela, 19 października 2014

Otwarte



Znam to, widziałem, słyszałem. Nie trzeba powtarzać.
Mamy coraz czystsze ulice, pełne sklepy podniecające zapachami
i ekspedientkami
wzrost gospodarczy i przyrost przyrodzenia ogólny
yes yes yes
Winszujemy sobie mniejszego odsetka próchnicy
wśród nowonarodzonych,
większej ilości biegaczy i kolaży.
Orzeźwiających konkursów piękności i sposobów
na oczyszczanie jelita grubego.

Jak mam zatem opublikować wiersz o tym,
że w moim mieście i wszystkich miastach tej ziemi
coraz więcej samobójstw
chorych psychicznie i nerwowo
konających u progu drzwi z napisem

OTWARTE?

czwartek, 16 października 2014

Tytuły wydawnictwa FORMA

Nowe tytuły wydawnictwa forma na klawiaturze piwnicy. Trzymać formę to ważna sprawa.

Paweł Sarna - znany śląski poeta i jego książka "Pokój na widoku".

Małgorzata Południak - w dwa lata po debiucie wyrzuca przez okno "Liczby nieparzyste".

Karol Samsel - poeta o słodki głosiku tym razem zaczepnie obnaża się "Więdnicami"

"Brzuch" to jedno ze słów pojawiających się w tomie Sarny. "Chmury" to słowo z książki Małgorzaty Południak. "Siodło" pojawia się w tomie Samsela. Te pojedyncze słowa, być może, są słowami kluczami... Zobaczymy. Wyśpimy się i przejrzymy na oczy.

środa, 15 października 2014

Kamil Sipowicz "Choroby kartezjańskie". Tańce.

Szyszynka w wierszach Sipowicza pojawia się tak często, że nie sposób niepotraktować jej poważnie. Taniec również wije się między wersami tej poezji - zarówno ten pszczeli (opisany, zwikipedizowany), jak i ten muszy, jeszcze intuicyjny, poetycki aż tylko.




Szalona/szalony

idziesz Marszałkowską
spotykasz siebie samego na Kruczej
Brackiej i Widok
całuje cię w usta
szalona/szalony


Już pierwszy wiersz zapowiada walkę o wiedzę na temat komunikacji. I tak już zostanie. Często zawiła, intertekstualna poezja. Jeśli pojawia się w wierszu parszywa dwunastka, niech będzie małą literą, to jeszcze nie ma strachu. Jednak wiersze Sipowicza najczęściej są bardziej wymagające. Bywają wiersze - jak "Widzenie Krzysztofa Płonki" przypominające frazą poetę młodego, biegnącego i wykrzykującego kolejne wersy w popłochu, jakby chodziło tylko o wykrzyczenie komunikatu, bez dbania o dotarcie do odbiorcy. 

Język
W fonemach, zgłoskach, kwarkach mowy
gil o czerwonym brzuchu wybija dziobem
szczelinę i cieknie z niej nasienne światło.
Czujesz je na języku, taniec korony stworzenia.
Kot pazurem w krysztale języka wydrapuje
sygnaturę drapieżcy, a ty chcesz kolcem języka
przebić się na drugą stronę.
Ale to twój krąg, łagodny terroryzm.
Rozpruta szmaciana lalka, pajacyk,
co zdycha na gruźlicę, dziecinna kuchenka,
oczywiście rozbita.



Kamil Sipowicz, "Choroby kartezjańskie", WBPiCAK Poznań 2014

poniedziałek, 6 października 2014

"Ostatnie śniadanie" Barbara Gruszka-Zych

Tak mocno, że chce się przestać czytać.
Tak delikatnie, że nie można nie zgrzeszyć i nie przestać czytać.
Tak bezpretensjonalnie, że alfabet składa się w jedną literę mówiącą wszystko.
Tak tajemniczo, że nie wiem, co mówi alfabet.

i tak dalej

można ciągnąć zachwyt.

Wiersze z tomu "Ostatnie śniadanie" żyjącego już od 2009 roku dzięki wydawnictwu TOPOS o życiu i odejściu mówią. Niby nic nowego, ale warto wracać. 







Wyliczanka

Małgosia ma mamę
i siostrzyczkę Agatkę
i tatę który zrezygnował ze spacerów
żeby nie wyprowadzić cienia
malutkiego jak kot czy pies

wszystkie cienie na ścianach bloku
biegną wieczorami do nieba
najpierw zapalają niepokój
a potem wieczny odpoczynek

Małgosia nauczyła się liczyć
do dwóch lat i kilku miesięcy
nauczyła się milczeć teraz
i na wieki wieków

w kwadratach kredy gry w klasy
jej nóżki w białych rajstopkach
płoszą niesforny puch
z pierzyn rozerwanych nad samym snem.=


Barbara Gruszka-Zych "Ostatnie śniadanie", Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2009

sobota, 4 października 2014

środa, 1 października 2014

Mariusz Sieniewicz "Walizki hipochondryka" - Bohater na środkach przeciwbólowych

Emil Śledziennik to bohater nowej powieści Mariusz Sieniewicza. On sam oraz to, o czym mówi, co widzi jest sednem tej prozy. To w nim mogłem się przeglądać jak w lustrze i w tym, o czym mówi widzieć swój los, siebie, a także ludzi ze swojego otoczenia. Sądzę, że nie tylko o moje otoczenie chodzi. Śledziennik to bohater w wieku 40 plus, właściwe aż che się powiedzieć, że alter ego autora (też pisarz, pracownik teatru, więcej grzechów nie pamiętam).

Rozlicza się on ze swojego życia w oczekiwaniu na bolesny zabieg w szpitalu. Wtłoczony do miejsca, w którym panuje hierarchia pacjentów, gdzie jak w wojsku pacjent w relacji z lekarzem jest przedmiotem…tutaj badań powraca pamięcią do swojej przeszłości, przywołuje sprawy teraźniejsze.

Śledziennik jest pisarzem, ale nie tym rozpoznawalnym powszechnie, piszącym poczytne kryminały, romanse czy horrory. Wierzy w wyższy sens literatury aż w końcu przyznaje się, dojrzewa do przyznania się do słabości. On też myśli o tym, by napisać łatwe czytadło, stanąć przy ściance, być sławnym, liznąć splendoru. Ile można dawać niewiele dostając w zamian?

Rozmyślania Śledziennika to jakby gotowe tematy do felietonów. Wszystko w szpitalnej atmosferze wypełnionej bólem i ketonalem. Wydawać by się mogło, że to prosty sposób na książkę (i poniekąd tak jest, Sieniewicz, mam wrażenie, celowo pisze prozę taką jaką chce, bez kombinowania, bez atrakcyjnych zwrotów akcji i jeszcze bardziej atrakcyjnych ofiar, proza człowieka dla człowieka). To jednak trudne zadanie trzymać czytelnika przy książce, w której bohater w szpitalu rozlicza się ze swoim życiem, życiem innych, jeszcze raz ustala swoją relację ze światem. Niby można pisać i pisać, ale jak to zrobić, by nie zanudzić?

Znajdziemy tu wszystko, co wypracował do tej pory Mariusz Sieniewicz. Postacie-jakby nierealne, filmowe, nieco bajkowe byty, fantazmaty. Kocica Jasnowłosa obok Hakawatiego i dotkliwe realnej Ampuły i jego bandy. Plus Fumiasta i Cyganka.

Bohater Sieniewicza jest nam bliski. Przeglądamy się w nim. Każdy z nas uwierzył kiedyś w coś, co odsunęło go od sławy, pieniędzy, splendoru i wygody. I nawet nie wiemy czy tego żałować, czy nie?

My też mamy ochotę zamknąć się w szpitalu i jechać na środkach przeciwbólowych. My też zauważamy, że dziś nawet Sofoklesa należy odnowić, poprawić, odchudzić. Nie pasuje klasyk jako taki, nie może być sobą, trzeba go stjuningować, dodać coś od siebie, by stał się obiektem pożądania. To wyraz arogancji naszego pokolenia, może w ogóle pokolenia ludzi powojennych, tęskniących za cielesnością, pustką. Chcemy być do szpiku wysrani i leccy dzięki temu. Wysrani z treści pokarmowej i sumienia.

Mariusz Sieniewicz osadza swojego bohatera w szpitalu. To rośnie we mnie do rangi jakiegoś symbolu. Oto dzisiejszy bohater, człowiek ciągle odczuwający fizyczny ból. Nieustannie babrze się w tym bólu. Albo leczy rany, albo je sobie zadaje. Nie może żyć bez poprawiania siebie, sobie nosa, ucha, wargi. Musi się odchudzać, więc sili się na siłownię, bieżnię, rower, basen, tenis. Dzisiejszy bohater to już nie olimpijczyk, ale podstarzały maratończyk, który oblizując ręką siwiznę, marszcząc pełną zmarszczek twarz mówi w dziesięciosekundowym materiale telewizyjnym z kolejnego maratonu, że pokonał siebie. Patrzę na niego i widzę jak kładzie się zaraz do szpitala na przetoczenie krwi, jak zaraz mu coś łupnie w stawie kolanowym i znów zamknie się przed światem.

Moja teza brzmi: to przeskakiwanie samego siebie to wyraz słabości. Nikt już nie ma odwagi powiedzieć, że czuje się na tyle lat ile ma? Czy ciągle musze słyszeć, że ktoś czuję się o dwadzieścia lat młodszy?

Tak oto wszyscy wylądujemy na chirurgii z ketonalem w żyłach. I szczęście mają ci, którzy są na to gotowi.

Zwracam jeszcze uwagę na tych, którzy nie idą w stronę pozowania na herosa, przeciwnie – w tym świecie wszechpotrzebnego f i t, kultu zdrowia, byczości, sprawności, młodości w zaparte idą w chorobę. Muszą ci powiedzieć, że oni mają gorzej, bo są chorzy lub chorują członkowie ich rodzin, przeto powinieneś im wybaczyć wszystko. Oni mają więcej praw i więcej im się należy, wszystko im się należy. Nie mogą długo stać, leżeć, siedzieć, w pracy pracować, na czerwonym świetle czekać, itede.

Emil Śledziennik każdego dnia w szpitalu próbuje zrozumieć sytuację, zżyma się na swoje życie. Powoli przygotowuje się do odejścia, być może nie biologicznego odejścia. I to jest jego siła. Sztuka rezygnacji.


W sumie lubię Śledziennika. Lubię jego narzekanie, akty poddawania się są bliższe krwiobiegu człowieka czekającego na bolesny zabieg, jakim jest usuwanie kamieni. Oczywiście korci mnie, by całą sytuację potraktować symbolicznie czy alegorycznie, że to zabieg na sobie, na swojej mentalności. Wykroić sobie coś z głowy, załatwić sprawy z babcią, pogodzić się ze swoim wiekiem, zawodem, relacją ze światem. To budujący akt rezygnacji z wielu imaginacji z jakimi na co dzień borykają się nasi dzisiejsi wielcy bohaterowie.



Mariusz Sieniewicz "Walizki hipochondryka" Wydawnictwo Znak, 2014