Podkomisarz Adam Tyszka wybrał się na zasłużony urlop w
okolice Helu, by popijać piwo i wdychać końcowo sierpniowe powietrze wypełnione
jodem. Niestety już początek wypoczynku podaje mu na plaży topielca, przy
którym prawie ujawnia się jako policjant. Wkrótce okazuje się, że ryby
zdychają, dziewczyny są porywane, grunty pod zabudowę mogą stanowić nie lada kąsek
dla podejrzanych ludzi a lokalni policjanci są niezdecydowani w działaniu i
lekko „umoczeni” w niejasne układy koniec końców niewiele dające korzyści.
Trzeba nadkomisarza Edmunda Polańskiego – ojca i męża rozdartego między życiem
rodzinnym a pracą, z której jest bardzo znany jako dobry fachowiec. I tak
oficer śledczy, jeden z najlepszych w kraju, opuszcza Śląsk, aby pomóc
podwładnemu Tyszce podejrzanemu o morderstwo i jednocześnie usprawnić
dochodzenie nadmorskim policjantom.
Postacie wiarygodne, chociaż autorzy niewiele poświęcają
czasu na opisy ich przeżyć, rozumiem, że w kryminale nie ma na to czasu, bo
akcja, akcja, „koło odpinać, pompować, zmieniać, kiszkę, gonić, gonić!”.
Mieszkam niedaleko morza, dlatego smażalnie ryb, piasek plaży, nie są mi obce.
Może to spowodowało, że dwa dni początku listopada dzięki „Sierpniowym kumakom”
spędziłem jak na plaży. Miałem nawet
ochotę odmrozić sobie flądry leniwie mrożące się na dnie zamrażarki.
Chcę czytać takie właśnie kryminały. Opowieści snute z
lekkim przymrużeniem oka, które mruży się w języku, w żartach bohaterów, w ich
osobowościach. I nie o to chodzi w kryminale, by zwijać się ze śmiechu, ale o
kontakt z mądrym narratorem. Autorzy nie zmusili mnie do pokonywania granic
smaku, nikt nikomu nie wydłubał oczu, nie próbował mnie kupić tanim erotyzmem.
I to wystarczy, by zrobić prezent w postaci „Sierpniowych kumaków” matce albo
siostrze. Z powodzeniem można książkę polecić uczniom jako rozrywkę na weekend.
Niech czytają, niech się oswajają ze słowem drukowanym.
Przy okazji zwrócą uwagę na środowisko naturalne jakim jest
Morze Bałtyckie. Ono też potrzebuje uwagi, też jest naszym dobrem. No i Kaszubi. Mimo że mają swoich dziadków ze
specyficzną czasem historią, na której zbija się kapitał, bywa, polityczny
(heheh), to jednak Kaszubi. Mają swoje obyczaje i swój język, pojawiający się
miejscami w historii Roberta Ostaszewskiego i Violetty Sajkiewicz.
Co by nie mówić przeczytać warto. Tym bardziej, że w tej
opowieści pojawia się sprzedawczyni warzyw czytająca kryminały, a przynajmniej jeden,
o mistrzu próbującym rozwiązać sprawę śmierci Doktora, no jaki poeta napisał
taki kryminał?
Co by nie mówić nie lubimy dwóch bezokoliczników obok
siebie, ale przeczytać warto.
Violetta Sajkiewicz, Robert Ostaszewski, „Sierpniowe kumaki”,
Wydawnictwo W.A.B, 2012
Książka typowo na kibelek lub do pociągu. Trochę za lekka jak na kryminał, czyta się tak jakby się oglądało kolejny serial o dzielnych policjantach. Dlatego właśnie krytycy literaccy nie powinni pisać książek, nie nadają się do tego.
OdpowiedzUsuńsądzę, że takie było założenie autorów-napisać książkę na kibelek. Udało się.
OdpowiedzUsuńKryminał nie musi być zobowiązujący. Może sprawdzać się w pociągu, chyba że ktoś może czytać tylko na kibelku. Ja kryminały czytam na wersalce. Przygodowe tylko w aucie, horrory w małym pokoju, marynistyczne na wsi pod stogiem siana. Poezję zaś, prawie zawsze w piwnicy.
OdpowiedzUsuńksiążki są drogie
OdpowiedzUsuńale za to niektóre lekkie jak balon wypełniony helem.
OdpowiedzUsuńDla jasności, z naszego duetu to tylko ja jestem krytykiem literackim.
OdpowiedzUsuńKsiążka pod tytułem " Jak kamień w wodę " Chevy Stevens'a wywarła na mnie ogromne wrażenie. Moim zdanie jest to bardzo dobry thriller. Bohaterka - Anna opowiada o swoim porwaniu. Teraz każdy szczegół musi opowiedzieć swojej terapeutce, aby wyjść z traumy chowania sie w szafie i unikania własnych znajomych. Po wydostaniu sie z domu bez wyjścia dowiaduje sie, ze to porwanie zapewniła jej własna matka.
OdpowiedzUsuńPrzeczytamy. W piwnicy jest jeszcze dużo miejsca na thrillery. Właściwe to piwnica thrillerom sprzyja.
OdpowiedzUsuńA na Ślunsku przy fammilokach są jeszcze komórki... Co czytać w komórkach?
OdpowiedzUsuńmoże stare kalendarze? Tak, stawiam na stare kalendarze.
OdpowiedzUsuń