- Marcin tu coś wisi w powietrzu.
-co?
-Coś złego. Jak ty możesz tu mieszkać?
(Rafał P. podczas nocy sylwestrowej w Suszu rok 1993/1994)
Soren Gauger – Kanadyjczyk od piętnastu lat mieszkający w
Polsce zarzucił mi pętlę na szyję swoją książką pt. „Nie to/Nie tamto”.
Opowieść zawartą w niej podzielił na dwie, niezwiązane ze sobą, części, czyli
na „Nie to” oraz „Nie tamto”.
Pętla zarzucona już w pierwszych zdaniach z każdą stroną
zaciska się coraz bardziej, by w końcu wyhuśtać mnie od czubków placów, po
kleksa w majtki. Zasada jest niby prosta, śniąca się i kusząca do samodzielnej
realizacji od dawna, od filmów Tarantino również. Gauger rozpoczyna kilka
osobnych historii, które w końcu krzyżują się ze sobą, dochodzi do spotkania
bohaterów. Sielska atmosfera, drobnomieszczańskie kokieterie, uśmiechy, cała ta
pruderia i forma doczeka się tragicznego końca, jak zresztą zdążyliśmy się już
przyzwyczaić w rzeczywistym otoczeniu. Gauger wyrywa nam nas z naszego bloku,
rady pedagogicznej, z naszych przyławkowych podszeptów o sąsiedzie, o jego
dziecku itede. Wszyscy mamy dobre chęci, każdy jest taki dobry, mamy swoich
specjalistów, jesteśmy dla siebie życzliwi. Nie mówimy sobie całej prawdy, by
nie urazić. Czy takie zachowanie to właśnie to? Pytam jako pedagog. Oj, Chyba
jednak „nie to”.
„Nie tamto” to już osobna historia.
Niepokojąco jednak tożsama z pierwszą częścią, która
zmierzała do odkrycia zła uśpionego w człowieku. Skąd to zło? To zło
metafizyczne czy wynikające z szerokości geograficznej, na której ma ono żyzną
glebę? Być może i to, i tamto. Bohater pierwszej części pozbywszy się
brzydkiego guza na szyi postanawia odpocząć podczas lektury poleconej mu przez
oderwaną od rzeczywistości kobietę. Przedmowa tej lektury sugeruje, że akcja
toczy się w Polsce, czyli w miejscu, gdzie nawet optymizm jeździ na czarnym
koniu.
I od początku do końca drugiej części książki nie jestem
pewien, gdzie zaczyna się, gdzie kończy cokolwiek. Narrator zmienia tożsamości,
zmienia się jego stan świadomości. Akcja pętli się a jej bohaterowie są co
najmniej wyrwani z psychodelicznego obrazu, nagle przebudzeni na obcej sobie
planecie, którą chcą rozpoznać. To co się dzieje, mogłoby się nie dziać lub dziać
inaczej i gdzieś indziej. Nie o to chodzi i nie o tamto też, żeby była jasność.
Po przeczytaniu książki wiem, przekonałem się kolejny raz,
że trzeba być czujnym. Nie zawsze to co wiedzę, jest tym, co widzę. Mało tego,
swoim uczuciom też nie można zawierzyć bezgranicznie. Jak żyć wobec tego?
Chodząc po linie nad przepaścią. Można tę sztukę oswoić do stopnia włożenia rąk
do kieszeni podczas spaceru. Tak pisze Soren Gauger.
„Nie tamto” o tyle wiąże się z pierwszą, że wyłania się, podobnie
jak pierwsza część, ze sztuczności, stylizacji, jaką są pozostałości murów
obronnych w Suszu. Trwa w tych strzępach duma minionych czasów, ale to jednak
nie nasza tylko krzyżacka duma. Do tego już poszarpana i pożółkła jak stare
listy od Elki.
Nie wiem, co jest rzeczywistością. Dochodzą do mnie głosy
różnych epok wystrzeliwane przez napoleońskie armaty ustawione w miejskim
parku. Nie wiem czy to czytaliście, ale mnie kojarzy się ta książka przede
wszystkim z tymi armatami.
Ostatecznie i tak chodzi przede wszystkim o tezę, jaką
bohater słyszy z ust portretu:
„Podstawową kwestię, którą sam musisz rozstrzygnąć (…)
stanowi pytanie: czy piwnica istnieje, czy nie. Jeśli bowiem uznasz, że ona
gdzieś tam jest, potem zaś uda ci się ją odnaleźć, wtedy nic na świecie nie
zdoła sprawić, że jeszcze kiedyś zwątpisz w jej istnienie. Możemy gromadzić
naszą wiedzę – nie mówiąc już nic o naszych złudzeniach – niemożliwym jest
jednak, aby coś od niej odjąć.”
Trudno powiedzieć, ciężko przechodzi przez gardło, że
rozmowa z obrazem wydaje mi się kluczem do tej książki. Nie szukałem żadnego
klucza. Przyszło mi tylko do głowy podczas czytania, że rozmowa o potrzebie
materializowania swoich marzeń, pomysłów; uzależnienia od tego, co już się stało,
że to jest sednem tej książki. Nawet jeśli nie, to już się we mnie wydarzyło i
niestety, nie potrafię się tego pozbyć. Wszystko inne jest sztukaterią.
Pisarz próbuje oddziaływać na czytelnika, wywołać emocje
świadomie dokonując zabiegów w konstrukcji. To cenne we współczesnej prozie przesyconej
„zabiegiem” przyczynowo-skutkowym. Do tego zabawa konwencją opowieści ludowej,
może baśni, thrillera podpowiada mi, że nie powinienem się zdziwić, gdyby
przedwojenny mnich szczycił się elektrycznym czajnikiem.
Ostatecznie jesteśmy trochę budująco rozbici po książce
Sorena Gaugera. My, to znaczy, ja i ten, o którym ciągle myślałem, że ją czyta.
Jest jeszcze ta ona, której w myślach czytałem. Zazwyczaj jest blisko, ale tym
razem postanowiłem nie czytać jej na głos.
Wszystko i tak zmierza do tragedii, spełnia się złożeniem
ofiary z życia. Dobrze, że ofiara złożona jest czytelnym językiem, wnikającym
głęboko do sedna sprawy, a jednocześnie bez przykrej nachalności pierwszoosobowego
narratora. On skulony w ciemnym kącie uznaje wszystko za obraz zbyt zamazany,
by go komentować, żeby niby-sparafrazować cytowanego przez Gaugera Pomponiusza.
Wydarzenia serwowane w formie podania ludowego, któremu nie obca jest
fantastyka, zaogniają moje relacje z rzeczywistością podczas czytania książki. Duszna,
ciasna atmosfera klasztoru, dzielenie jej murów z dwoma podejrzanymi,
podejrzliwymi, podtruwającymi się wzajemnie ojcami podpowiada mi, że muszę się
ewakuować ze swojej zagrody, choćby na chwilę. Wizyta ojca i jego stawianie
warunków przypomina mi moje bredzenie do uczniów. Dzięki książce Sorena Gaugera
mamy możliwość konfliktowania się z samym sobą, co bywa pożyteczne. Dodaję do
walorów książki jeszcze tę atmosferę dusznego klasztoru w pozbawionym wygód anturażu.
Błoto, niepokój, chłód i pleśń. Kojarzy mi się z filmami takimi jak „Hostel” i książką poetycką Gajdy
pod tym właśnie tytułem. A i tak najbardziej książka ( w dwóch swoich
częściach) oddaje atmosferę mojego miasta podczas deszczowych, grudniowych dni.
Tak, debiut polskojęzyczny Sorena Gaugera wprowadza dużo
fermentu do świata czytelnika. I taka książka zawsze ma swoją honorową półkę w
piwnicy. Kto przeczytał wie, że piwnica, wbrew swemu przeznaczeniu, przedłuża
życie, ratuje.
Właśnie niedawno kupiłem tą książkę :) zobaczymy jak przeczytam cała :)
OdpowiedzUsuń