„Drugi brzeg” to debiut książkowy Dariusza Szymanowskiego
poety pochodzącego z Olsztyna mieszkającego jednak w Polsce daleko. Książkę
znałem już wcześniej w nieco innym może składzie wierszowym, bo mowa o tomiku
poetyckim, czyli książce w wierszami. Dlatego czekałem na nią od ponad roku ze zniecierpliwieniem,
jako że jak człowiek coś już z piekarnika poczuje, to ma ochotę posmakować.
Książka dwudziestoośmioletniego poety publikującego już w czasopismach
literackich, np. w „Kresach”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Portrecie”, „Twórczości”
zachęca do siebie słowami Aleksandra Nawareckiego,
Marka Barańskiego i Marcina Orlińskiego.
Słowa wspomnianych, zresztą również poetów poza A.
Nawareckim profesorem Uniwersytetu Śląskiego, który jest raczej badaczem
literackim, słowa ich nie od razu zapoznały się ze mną. Najpierw postarałem się
wejść w książkę.
Po wyjściu z niej oniemiały zapoznałem się ze słowami
wspomnianych. Nie będę cytował wszystkiego, kupicie sobie książkę, to będziecie
mieli okazję przeczytać ich zdanie o „Drugim brzegu” w całości bez kłopotu
spisywania z mojej strony.
Nawarecki pisze: „Dariusz Szymanowski wychowany w mieście siedmiu jezior też musi znać urok tego, co po
drugiej stronie wody, ale w jego poetyckiej książce ozdobionej portretem
Vermeerowskiej mleczarki, tajemniczym brzegiem zdaje się raczej krawędź dzbanka”. Dalej zwraca uwagę, że przestrzenie wód
zastępuje tu kameralny świat składający się z łóżka, pokoju, biurka i innych
sprzętów domowych.
Krótko i przemawiająco, konkretnie Marek Barański: „(…) dzięki wielokrotnemu odbiciu obrazów
kolorowych szkiełek w lusterkach ogląda się symetryczne figury. Im więcej
dowiadujemy się o świecie, tym wyraźniej widzimy, jak jest złożony”.
I Marcin Orliński: Poezja Dariusza Szymanowskiego jest jak
wiatr, który jesienią wlatuje przez uchylone drzwi. Owszem, można się okryć,
odwrócić, ale nie powstrzyma się jego przenikliwego chłodu. Bo Szymanowski jest
właśnie pomiędzy”.
I zdanie Orlińskiego wydaje mi się najbliższe, mojego,
parafrazując słynnego poetę, krwiobiegu. Przypomina mi kolegę z liceum
wpuszczającego się w poważne braki merytoryczne z języka polskiego. Podczas
pracy klasowej z epoki wymyślał coś na podobieństwo opowiadania, narracji
wklejając w to nazwisko lub tytuł. Do polonistki trafiało, do innych nie, ale
co napisać, kiedy w głowie nic nie dzwoni. Orliński zdaje się najlepiej oddawać
według mnie naturę „Drugiego brzegu” pisząc o wietrze, o jesieni, o pomiędzy.
Bez konkretów. Nie ma tu bowiem wyraźnie
zarysowanego podmiotu, adresata, przestrzeni osadzonej na mapie. Nie ma tu w
końcu drugiego brzegu, niby dlaczego miałby być, skoro nie wiadomo czy w ogóle
stąpamy po jakimś pierwszym brzegu.
Nawet okładka książki, którą stanowi fragment obrazu
Vermeera „Mleczarka” nie wskazuje mi drogi.
Orliński dodaje, że autor nie popisuje się erudycją, prawda.
Nie buduje ciężkich konstrukcji znaczeniowych, też prawda. „I ta bolesna
świadomość ulotności rzeczy”.
Trudno dodać coś od siebie. Książka tajemnicza. Bez owych ciężkich
konstrukcji, ale trudna do odczytania. Szczególnie pojedyncze wiersze, jak
powiedzmy tytułowy „Drugi brzeg”, dajmy fragment:
To mogło być całkiem zwyczajne,
jak rozbita przez nieuwagę szklanka,
jak potknięcie o kamień, którego się nie widziało.
Jak blizn, pamiątka pierwszej próby
Utrzymania równowagi.
Znaczenia mnożą się poprzez mnożenie się porównań
wchodzących ze sobą, chcąc niecąc, w znaczeniowe zależności. Na tym między
innymi polega trudność w przebiciu się przez materię tych wierszy. Daje to
jednocześnie nieskończoność możliwości. Właściwie „Drugi brzeg” każdego dnia
czyta się inaczej, to poczytuję za zaletę tej książki. Wadą jest dla mnie
oczywiście to, że poeta nie jest w moim guście zdecydowany, ostry,
niebezpieczny. Mój gust jednak nie powinien się tu ujawniać, jako że zbudowany
jest cały z kilku metrów kwadratowych przestrzeni życiowej.
Dariusz Szymanowski jest w swojej książce jak dobre paliwo, na
którym pojedzie każdy silnik. Wiersz „Nicość”
, właściwie fragment:
Coś we mnie mówi,
zupełnie jakby chciało, abym i ja
powiedział, że Nic z Tego
nie zostało odkryte.
Te wersy pasują do każdego. Te akurat uderzają prostotą i
wiarygodnością. Bowiem rację ma Marcin Orliński pisząc, że Szymanowski jest
pomiędzy. Powiem, pomiędzy prostotą a kombinowaniem. Pomiędzy nudą dojrzałości
a pychą debiutanta, której zawsze tak mało w książkach poetyckich.
Boję się, że „Drugi brzeg” Dariusza Szymanowskiego przeminie
bez echa. To książka napisania przez dobrze odżywionego, wysportowanego, wykształconego
stypendystę Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego w dziedzinie literatury
i te wszystkie „wartości” ujawniają się w mikroświecie tej książki. Mi zabrakło
tu choroby, pasji, chamstwa, obstrukcji, walki. Czytając wiersz „Strach”
poczułem się jak podczas kontaktu z wierszami Wisławy Szymborskiej. To może być
rekomendacja i niech będzie. Książka w końcu twardo trzyma się w rękach, czytelnik
w mojej osobie chce dotrzeć do sensu wierszy albo jedynie ich słuchać. Może
więcej naiwnego rozpychania się uwiarygodniłoby książkę?
Ważne jest, by samemu spotkać się z tym światem, jego szczególnym
językiem dbającym o dobrą kondycję i kulturę.
I chociaż wierzę w tę poezję, przyklaskuję jej i będę jej
bronił, to jednak nie mogę oprzeć się chęci przywołania wiersza Marcina
Świetlickiego z tomu „Niskie pobudki” z roku 2009, zresztą każdy to wie:
VERMEER
Bo bez Vermeera ani rusz,
jakże inaczej można wzrusz-
yć wymagających czytelników?
Jakże inaczej?
Trzeba opierać się,
bo trzeba mieć oparcie.
Marcin Świetlicki
Dariusz Szymanowski, „Drugi brzeg”, Wojewódzka Biblioteka
Publiczna im. Emilii Sukertowej-Biedrawiny, 2012 Olsztyn.