niedziela, 30 marca 2014

Wanda Markowska, Anna Milska "Ranira ze Słonego Jeziora"

Niektóre książki towarzyszą człowiekowi całe życie. Oczywiście trzeba mieć trochę szczęścia, żeby ich nie zgubić (mówię tu przede wszystkim o fizycznym towarzystwie), nie spalić, nie wyrzucić z poczucia ciasnoty spowodowanej zbytnim kumulowaniem sie na kilku metrach kwadratowych przeróżnych przedmiotów. Ja zwyczajnie zgubiłem kilka książek z dzieciństwa, przede wszystkim z serii "Poczytaj mi mamo" jako że ich miałem najwięcej. 

"Ranirę ze słonego jeziora" otrzymałem od mamy w wieku 8 lub 9 lat. Czytałem często te baśnie, baśń z Madagaskaru, baśń eskimoską, baśń z Wysp Wielkanocnych. Dziś siedząc w piwnicy, widzę podwórko na ulicy 15-grudnia. Do dziś stoją tam te same blaszane garaże, w które kopaliśmy piłkę niby do bramki. O książkę dzisiejszą byłem bardzo zazdrosny, bo w wielkim drukowana jest formacie. Niechętnie dawałem ją kolegom do potrzymania. I to dobrze, bo najczęściej książki nie cieszyły się takim uznaniem jak karabiny, więc nikt nie przejąłby się specjalnie gdyby "Ranira..." spłonęła w ognisku z kartoflami. 

Tytułowa Ranira to córka władcy Soli, mieszkająca w Słonym Jeziorze. Zakochuje się z wzajemnością w rybaku Mambo przybyłem z kraju Wazimba. Zostają małżeństwem pod pewnym warunkiem. Morał oczywiście nawiązuje do uniwersalnych prawd, że nie ma nic za nic, kara musi być i tak dalej. Baśnie z różnych stron świata są dowodem, że wszyscy ludzie na świecie, mimo różnic koloru skóry i wielu innych, "wiedzą podobnie", czują podbnie...


Ilustarcje Gizela Bachtin-Karłowska


Wanda Markowska, Anna Milewka, "Ranira ze Słonego Jeziora", Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1984


1 komentarz:

  1. W moim przypadku w tym samym schemacie działa przede wszystkim Jurgielewiczowej "O chłopcu, który szukał domu". Znalazłem ją w stercie makulatury, gdzieś w II klasie szkoły podstawowej. Razem z "Górą Bogów" Mrówczyńskiego i "Robin Hoodem" Kraszewskiego. Obiecuję sobie, że to wydanie Jurgielewiczowej z lat 50-tych XX w. jeszcze sobie kiedyś kupię i postawię na półce. I przeczytam raz jeszcze po 40-tu latach:)

    OdpowiedzUsuń