piątek, 6 stycznia 2012

Kornel Maliszewski, "Wintro"

Dawno nie pisałem. Nie chce mi się pisać, nie mam motywacji. Często wracam do chwili, w której zakładałem bloga. Zastanawiałem się wtedy nad sensem pisania o książkach. W jakim celu niby mam pisać o tomikach poetów wydanych niedawno albo dawno. Choćby po to, by wyłowić tych nie zauważonych lub dopisać coś o tych cenionych już od dawna. Eee, myślałem, pełno jest blogów takich. Dlaczego? Bo każdy chce zaistnieć gdziekolwiek, choćby w sieci. Nikt nie chce człowieka publikować, to człowiek sam siebie opublikuje i to za darmo. Co za problem usiąść i wypierdolić z siebie kilka zdań, które nikomu nie są potrzebne. Bo po co komu moje zdanie na temat książki, powiedzmy Piotra Macierzyńskiego? Liczne blogi, które powstają na użytek domorosłych filozofów, krytyków literackich i wszystkich, którzy chcą coś powiedzieć tylko mnie przekonują, że nie powinienem wpisywać się w ten trend. Przeczytałem książkę z wierszami Michaliny Janyszek-Kujawy pt. „Wiersze dokonane” i co? Mam teraz wszystkim oznajmić, że przeczytałem i polecam lub nie? Zjadłem pączka, był zajebisty, mówię wam. Opłacało się. Wczoraj się ogoliłem. Jest wspaniale. Czy wiecie, że właśnie gotuję ziemniaki? Przed wczoraj przebiegłem 3 kilometry. Można jeszcze przeczytać jakąś książkę na temat filozofii np. Emila Ciosana i wszystkim wyjaśnić o co Cioranowi chodziło. Wtedy mamy prawo mieć nadzieję, że koledzy z pracy uznają, że znamy się na filozofii w ogóle. Życie jest piękne. O, choćby film pod takim tytułem. Można obejrzeć i napisać, że trafia do nas ten humor i wzrusza. Mamy szanse uchodzić za znawców filmu. Życie jest takie proste w sieci.

W takiej atmosferze, czyli w klimacie zwątpienia ogólnego, czytałem książkę Kornela Maliszewskiego „Wintro”. Debiutanckie opowiadanie o młodym, skurczonym przez narkotyzowanie się i wódę umyśle. Wszystko zaczyna się od Wartburga, studentki pedagogiki i chlania, ćpania i pieprzenia. Książka ściśle rozrywkowa. Umiejętnie prowadzona akcja i co tu dużo gadać, doświadczenie w paleniu. Pomyślałem: czy lepiej, aby autor nie miał doświadczenia i wszystko wykreował, czy lepiej, by można było docenić umiejętność spisywania własnych doświadczeń? Głupie pytania, nie warte odpowiedzi jakiejkolwiek.

Lubię takie pisanie. Lubię takie opowieści. Tym bardziej, że prowadząc rodzinne życie, mogę sobie jedynie poczytać o pukaniu przypadkowych panienek. Jako czynnemu nauczycielowi z małego zadupia jedynie „Wintro” pozwala odpłynąć w stany psychodeliczne. Mogę sobie co najwyżej powiedzieć DUPA na blogu. A i to nie powinno mieć miejsca. Zatem, jak się prowadzi życie pizdy z grzywką, to książka „Wintro” będzie niezłą odskocznią. 

Jeśli ktoś lubi prozę, która mieści w sobie ułożonych, pięknie mówiących bohaterów, niech lepiej nie sięga po „Wintro”.

Mam też nadzieję, że Kornel Maliszewski liczy się z tym, że jego książkę będą porównywać np. z Bukowskim. Będą pisać albo mówić, że takich książek jest wiele, że one niczego nie mówią, że to już się skończyło, że to para, która poszła w gwizdek. Wtedy warto, by wymienili tytuły książek, które wyszły w ostatnich latach a mają taki ładunek, co „Wintro”. Nie ma wiele takich książek. I uważam, że chlust wulgarności na twarz półek z książkami nikomu nie zaszkodzi. Zresztą nie tylko o żywy język tu chodzi. To również żywa, acz prosta historia jakich wiele, tylko niewiele ich się spisuje i publikuje w formie książkowej.

Nawet jeżeli prostota i wulgarność to najprostsze sposoby, by wychylić się poza unifikację, to popieram. To bardzo dobry kierunek dla debiutującego pisarza. Oczywiście, życzę mu, by napisał kiedyś książkę tak smutną i smętną, z tak dupowatymi bohaterami, że producenci filmowi nakręconą na jej podstawie film, który będzie emitowany w każde święta Bożego Narodzenia a Maliszewski zarobi tysiące dolarów. No i właścicielka wydawnictwa Mamiko Apolonia Maliszewska również się wzbogaci. Mam wrażenie, że tego typu książka została opublikowana po starej znajomości.

Cóż, w związku z tym, co napisałem wcześniej postuluję, by „Wintro” Kornela Maliszewskiego wpisać na listę leków refundowanych dla wszystkich nauczycieli, znudzonych fryzjerów, nie mogących spać księży i naczelników więzień z obstrukcją.


Kornel Maliszewski, „Wintro”, Mamiko 2011

2 komentarze:

  1. i tak jesteś upupiony, panie Gombrowicz..

    OdpowiedzUsuń
  2. tak. O tym właśnie pisałem. Gratuluję czytania ze zrozumieniem. Tyle że nazywam się Włodarski. Obok Gombrowicza nawet nie stałem.

    OdpowiedzUsuń