Mieszkam w małym miasteczku Susz położonym w województwie warmińsko-mazurskim na pojezierzu iławskim. Mamy się tu czym pochwalić. W końcu w miasteczku, w którym mieszka niespełna sześć tysięcy ludzi, są dwie parafie z dwoma kościołami – jeden silnie zabytkowy. Odbudowuje się stare miasto, jest dworzec kolejowy, mleczarnia. Nie można zapomnieć o jeziorze w środku miasta, wokół którego zorganizowano wypolbrukowaną alejkę dla piechurów, biegaczy i rowerzystów. Latem pełno tu ludzi, którzy wyglądają jak prawdziwi zawodnicy. Nic dziwnego skoro od dwudziestu lat Susz jest swego rodzaju stolicą zawodów w triathlonie. Od dwóch lat patronat nad zawodami obejmuje Herbalife, co zaowocowało wystąpieniem, wzięciem udziału w tych zawodach takich gwiazd jak Bartłomiej Topa – świetny aktor i Tomasz Karolak (chyba nie pomyliłem imienia) – bardzo popularny aktor. W tym roku również zabłyśnie w suskich zawodach kilka gwiazd, oczywiście ze względów promocyjnych samych zawodów i własnych osób. Ja również czasem wypuszczam z rąk książkę, wychodzę z piwnicy i mrużąc oczy wbiegam na alejkę. I widzę jak zmienił się sport w wykonaniu amatorów. Co widać na wstępie? To o czym już wspomniałem, czyli profesjonalne ubrania, buty, rękawiczki, kaski, kurtki i inne peleryny. Dużą popularnością cieszą się suplementy diety w postaci spalaczy tłuszczu, białka i inne, nie będę bredził, bo się nie znam. Być może kondycji przybywa od kurtki w nowym dizajnie. He.
A wspominam o tym wszystkim, bo w mieście swoim w ogóle nie widzę kultury. Dziś rolę ośrodków zajmujących się sztuką i kulturą w moim mieście przejęły zawody wszelkiego rodzaju, rzeczywiście Susz sportem stoi, co pochwalam bardzo. Nie ma jednak kultury. I zapewne nie ma w tym wielkiej winy samych pracowników domu kultury, który jest raczej na papierze. Mieści się bowiem w wielkim budynku hali sportowej, gdzie wydzielono pomieszczenie dla księgowości i jedno dla spotkań kameralnych. Samego gmachu jako takiego, jakiegoś budynku czy choćby piwnicy brak. To może znak czasu?
Jeszcze niedawno potatułowany kark był synonimem głupoty i płycizny w myśleniu. Dziś jest symbolem seksu, symbolem wiedzy na temat zdrowia i siły charakteru. Wychudzony, wyżyłowany biegacz to synonim sukcesu. Wszyscy mu zazdroszczą jego wagi, braku tkanki tłuszczowej, przewagi na jakimś tam dystansie.
Kultury zaś nie ma. Kultury nie było. Jeszcze do tego słyszałem, że i niektóre szkoły niedługo będą zamykane czy oddawane w ręce stowarzyszeń, które jakimś cudem mają utrzymać placówki. Cóż, też znak czasu. Nie rodzą się dzieci, to szkoły mają problem, a na minimalne szkółki nikogo nie stać.
Kultury nie było. Kultury nie ma. I to będzie niedługo problem wielki. Nie otyłość, nie brak kondycji, tylko nieumiejętność radzenia sobie ze światem, w którym idee sprzedawane są między wierszami. W cywilizacji przeciążonej wojnami kultura może spełniać rolę straży pożarnej. Ale kultury nie ma. I jej nie będzie, ponieważ przeciętny suszanin urodzony kilka lat temu nie nabierze jej potrzeby. I kiedyś, kiedy zostanie burmistrzem, bo zmiany są potrzebne, odnowi alejkę, otrzyma podwyżkę, może poruszy na papierze rynek pracy, ale o kulturę się nie upomni, bo nie będzie wiedział, co to jest. Dlatego cała nadzieja w ludziach obecnie dzierżących newralgiczne stanowiska, tych którzy wiedzą, co to jest kultura, jaką rolę pełni w życiu każdego człowieka i każdej społeczności. Dni Susza nie mogą być wyznacznikiem dobrej zabawy, bo to przecież jedynie rozrywka, słaba, zakrapiana rozrywka. Dlatego trzymajmy kciuki za decyzje wszelakie obecnie sprawujących opiekę nad miastem. Niech przyświeca im dobro wspólne i przyszłość naszych dzieci.
Piszę to wszystko zainspirowany wspomnieniowym artykułem Czesława Radzickiego na temat historii Suskiego Domu Kultury zamieszczonym w Skarbcu Suskim. Na tle tego, co dzieje się w kulturze obecnie ten artykuł brzmi jak pożegnanie, ostatnie słowo kultury. Pomijam tu wartość, że tak się wyrażę, historyczną artykułu, bo przez 35 lat istnienia domu kultury przewinęło się przez niego tyle osób, że trudno jest autorowi połechtać wszystkich maźnięciem w druku nazwiska. Oczywiście boli, że w kalendarium wyróżniono przede wszystkim wydarzenia „urzędowo-administracyjne”, takie jak przeniesienie kultury do innego budynku czy spotkanie działaczy w rocznicę. Dla mnie ważniejsze jest to, kiedy zawiesił działalność zespół Rosenberg, kiedy powstał zespół Philosopher, że tworzył go Dariusz Kaczyński – muzyk prowadzący zespoły nie jako instruktor albo zapraszany na kawę przyjaciel tylko jako metalowiec i gitarzysta. Ważne dla mnie jest to, kiedy i kto tworzył Fish In the Garden, bo to również ważny zespół Jarka Cyganowskiego, Marcina Miąskowskiego, Gosi Miąskowskiej i innych. No, ale ja mam pewnie inne pojęcie kultury, inaczej ją rozumiem. Widzę ja tam, gdzie urzędnicy nie mają wstępu? Chęci uczestniczenia? Mówię tu o swoim pokoleniu, bo o pokoleniu autora tekstu w Skarbcu Suskim jest wystarczająco dużo. O sobie nie mówię, bo to brzydko. Brawa dla Czesława Radzickiego za artykuł. Trzymam za niego kciuki, niech walczy o kulturę. Ze strony ludzi czytających brakuje mi jednak dyskusji. Za mało siebie weryfikujemy, zbytnio się zachwycamy swoimi japami na fotkach i nazwiskami w druku. Na uroczystościach upamiętniających działalność kulturalną za dużo ludzi nie związanych z kulturą a za mało rzeczywiście tworzących. Czasem mam wrażenie, że suska kultura to elektrycy, kasjerzy i księgowe. Dodajmy jeszcze: Przewodniczący Komisji Zdrowia, Oświaty, Opieki Społecznej, Kultury, Kultury Fizycznej i Sportu, ks. Proboszcz. Kultury nie ma.
Ale nie o tym miało być.
Mieszkańcom mojego miasta i wszystkim, którzy tu zajrzeli polecam film „W ciemności” Agnieszki Holland.
To rzeczywiście filmowy majstersztyk. Nie znam się zbytnio na filmie, ale kręcenie z ręki w tym obrazie trzymało mnie za twarz. Zdjęcia w kanale, gdzie użyto jakiegoś specyficznego światła, może właśnie jedynie naturalnego, dało właściwy efekt, czyli naprawdę patrzyłem w ciemność rozjaśnianą latarką. Ziarnisty obraz przytłaczał. Aktorzy – nie tylko Więckiewicz, grali jak w amoku. Na głównej roli granej przez wspomnianego rzeczywiście spoczywał największy ciężar i nie tyko w postaci płaszcza z epoki i ciężkiej torby kanalarza. To przede wszystkim udana próba pokazania, jak zmienia się w ciężkich czasach człowiek. Ha, w ciężkich czasach. Film Holland obrazuje doświadczenia graniczne. Nie chcę sprzedawać tu treści, więc zabrzmi to pusto.
Film pełen jest również metafor, bo usytuowanie ukrywanych Żydów pod kościołem, rodzenie pod kościołem oraz … nie zdradzę co dalej, to jakaś być może koszmarna metafora ich losu. W ogóle mam wrażenie po tym filmie, że Bóg nie bardzo ingeruje w życie ludzi, że wszystko jest raczej dziełem przypadku. Nie pytam czym jest przypadek, co to takiego, bo sił nie mam na takie pytania.
Film pokazuje Żydów nie tylko jako niewinne ofiary hitleryzmu. To również portret zwykłych ludzi, którym zależy, by przeżyć. A w takich okolicznościach człowiek jest nieprzewidywalny. Wydobywa z siebie niespodziewane emocje, te dobre i te złe.
Wracam do swojej ciemności. Tu w piwnicy sport uprawia się boso, bez nowego dizajnu, bo karate uprawia się boso, bo karate jest stałe, nie goni za modą, bo sztuki walki to również poezja.
Poezja nie dostaje podwyżek, poezję się zamyka, poezję się wyrzuca za drzwi, poezję się wyszydza, bo do niej trzeba mieć dużo siły i cierpliwości. No i poezja nie daje kalorii.
Zjawisko znikania kultury widoczne jest wszędzie. Zgadzam się po całej linii. Szkoda.
OdpowiedzUsuńSą jednak stowarzyszenia, np w Suszu Stowarzyszenie Ziemi Suskiej, które odgrywają ważną rolę w kreowaniu kultury, właśnie one. Pewnie każdy z nas powinien mieć stowarzyszenie i ... do dzieła. To najcenniejsze inicjatywy, bo nie związane z instytucją.
Usuń