czwartek, 2 lutego 2012

Michel Houellebecq, "Mapa i terytorium". Sztuka a administracja.

Nad najnowszą powieścią Michela Houellebecqa wielu ludzi się pochyliło i mnóstwo peanów na jej temat wygłoszono. To rzeczywiście bardzo składna książka, najprostsza w odbiorze z dotychczasowych. Zresztą, co tu gadać, Francuz jest pisarzem pierwszej ligi. Brakuje tu tylko tej werwy, którą pamiętam z „Poszerzenia pola walki”, tej agresji nawet w języku.
Autor jak zwykle zobrazował współczesnego człowieka na tle współczesnej cywilizacji. Tym razem dotknął nieco mocniej środowiska artystycznego. Artysta Jed Martin niespodziewanie wchodzi na salony, staje się bogaty. Rozchwytują go miłośnicy fotografii i malarstwa. Czytając książkę, zostałem wprowadzony w świat artystów rządzonych, kierowanych przez gusta milionerów, w świat biżuterii, drogich aut, wnętrz. Świat blichtru, w którym artysta stara się zaistnieć, by zarobić pieniądze i stać się postacią znaną. Nie ma tu dywagacji na temat sensu sztuki, założeń danego dzieła. Artysta jest produktem, który produkuje. Kultura jest czymś na czym można zarobić lub nie. Artysta kończy tu jako samotnik, któremu nie po drodze z ludźmi i ich codziennością. Bogactwo jakim dysponuje jest tak wielkie, że zapewnia mu niezależność. Siedzi zatem, gnije zatem sam w odziedziczonym po rodzicach domu, ogrodzony na 700 hektarach ziemi. Brzmi bajecznie. Umiera jak jego ojciec z powodu zaburzeń układu trawiennego. He, nawet to może być jakąś tam metaforą konsumpcji.
Książka może być bliska każdemu z nas, bo w gruncie rzeczy mówi również o nas. Nawet w okolicach piwnicy mamy artystów, którzy sami siebie produkują na potrzeby taniej pseudokultury. Czytając „Mapę i terytorium” nie mogłem odeprzeć myśli, że ludzie, którzy najwięcej poświęcili czasu na rozwijanie swoich talentów, którzy rzeczywiście ten talent posiadali, przegrali z durniami i karierowiczami. Utalentowani i pracowici ludzie pracują w fabrykach. Karierowicze zaś bez cienia skrupułów wykorzystują np. pędzel albo gitarę, by wygodnie żyć na posadzie za pieskie pieniądze, no ale na miarę ich osób, to i tak zbyt wiele. Ogłupiałe społeczeństwo pozbawione kontaktu z autentycznymi wydarzeniami artystycznymi i kulturowymi, wychowane jedynie na kolędach i pokazach sztucznych ogni, nazywaj ich ludźmi wszechstronnie uzdolnionymi. Karierowicz powiatowy nie ma nic do zaoferowania, co miałoby związek z refleksją. Potrafi za to świetnie się lansować. Trochę narzekać na swój los (jechanie na biedotkę), trochę siebie porównywać do innych, w którym to porównaniu zawsze wychodzi lepiej. Wie do kogo się uśmiechnąć, komu podać rękę, kiedy wejść w obiektyw aparatu. Nigdy nie powie niczego, co może wydać się kontrowersyjne, co zadziwia tym bardziej, że ludzie kultury, artyści zazwyczaj są odważni i kontrowersyjni właśnie, bo inaczej widzą sprawy, bo przecierają nowe szlaki, zdobywają nowe tereny.
Nie tylko w sztuce brakuje ludzi autentycznych. W szeroko pojętej kulturze również. W końcu oryginalnie myślący radni, burmistrzowie, ministrowie, wszelkiego rodzaju dyrektorzy, prezesi, proboszczowie, nauczyciele a nawet instruktorzy sportu są w stanie odmienić życie całych społeczności. Samozwańczy i samozachowawczy karierowicze zachwyceni paroma stówami do pensji nie zrobią niczego. Muszą pilnować dokumentacji na każdym szczeblu. Pilnują dokumentacji, ponieważ tylko tego wymaga od nich system. Jeśli nie przypilnują dokumentów, to polecą, jak to mówią ludzie. Wobec tego ludzie odpowiedzialni za kulturę po prostu administrują. Tyle mogą.
A papiery i teorie zmieniają się co tydzień, jak zauważa Michel Houellebecq przy okazji rozmów specjalistów od ekonomii na temat aktualnej wydolności państwa.
„Mapa i terytorium” to książka o ludziach samotnych, mimo że otoczonych pochlebcami, pieniędzmi, luksusem. Dla mnie zupełna nowość, bo wokół mnie wielu jest ludzi samotnych z powodu braku a nie z nadmiaru. Ciekawe, czy rzeczywiście we Francji, jak pisze autor na końcu książki, widoczny jest powrót do tradycji? Nawet jednak ten odwrót od groteskowego liberalizmu związany jest tu przede wszystkim z zarobkowaniem. Plecenie koszyków w stylu retro, powroty na łono natury, gdzie gotuje się na sprzedaż potrawy według tradycyjnych receptur to jedynie kolejny pomysł na biznes a nie przebudzenie ludzkości. Bo ludzkość zjada i wydala. Nieświadomie czeka na swój koniec, ale zanim on nastąpi, chce na ziemi sobie nieźle pożyć.

W najnowszej powieści Houellebecqa drażniły mnie przydługie zdania i niepotrzebne opisy. Rzeczywiście wykład na temat much wygląda jakby autor go przekleił z wikipedii, zresztą na końcu książki podziękował wikipedii za wkład w książkę. Niczemu jednak to nie służy prócz powiększenia liczby stron, co zapewne wydawcy się podoba.
Jak zauważył Rafał autor „Cząstek elementarnych” znów nie powiedział niczego, o czym nie mówił chociażby Bauman – człowiek ponowoczesności jako turysta. Zagubiony, dotknięty zanikiem pamięci o swoim zwierzęcym pochodzeniu, o jednak duchowych ambicjach.
Plus to, że Houellebecq raczej zdążył wypróbować, to co teraz właściwie ośmieszył, czyli artystę jako celebrytę. Osadzenie swojej osoby we własnej powieści i uśmiercenie jej w brutalny sposób miało pokazać stosunek do swoich dzieł, do swojej osoby? Do sztuki? Jed Martin rozrzucone zwłoki pisarza porównuje do obrazów Pollocka. Czy to metafora sztuki? W powieści Houellebecqa wszystko jest możliwe. Coż, pisarz nie musi być jednoznaczny. Wystarczy, że dobrze wsłuchuje się w to, co mówią inni i potrafi usłyszane wcielić do wymyślonej, prostej zazwyczaj fabuły.
Michel Houellebecq, "Mapa i terytorium", Wydawnictwo W.A.B 2011

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Powtarzam Marcinie, że ty sam kiedyś do opowiadań wtrącałeś fragmenty z encyklopedii. Dotyczyły pszczół. A teraz pszczoły gina.

    OdpowiedzUsuń