Wiersze Joanny Wajs z debiutanckiego tomu leżały w piwnicy siedem lat. Stan książki dobry minus. Zawartość nadal ważna, czyli długi termin przydatności. Wiersze subtelne, żonglujące lekko, bez pośpiechu spokojnymi obrazami. Wersy potrafią dotknąć kości jakby z jej kości pochodziły.
Czego chce drzewo gdy zatrzymuje mnie w środku nocy
a jego zapach udaje siostrę której nigdy nie miałam?
(Czego chce drzewo)
Książka pełna tęsknoty za ojcem. Dużo tu morza, które skrywa bolesna tajemnicę. Wszystkiemu przygląda się kot. Ee, nic nowego nie da się powiedzieć. Posłuchajcie wiersza ANKONA. Czyta Krzysiek Przed Wyjazdem Do Danii.
Joanna Wajs, "Sprzedawcy kieszonkowych lusterek", Biblioteka Studium 2004
Mieszkam w małym miasteczku Susz położonym w województwie warmińsko-mazurskim na pojezierzu iławskim. Mamy się tu czym pochwalić. W końcu w miasteczku, w którym mieszka niespełna sześć tysięcy ludzi, są dwie parafie z dwoma kościołami – jeden silnie zabytkowy. Odbudowuje się stare miasto, jest dworzec kolejowy, mleczarnia. Nie można zapomnieć o jeziorze w środku miasta, wokół którego zorganizowano wypolbrukowaną alejkę dla piechurów, biegaczy i rowerzystów. Latem pełno tu ludzi, którzy wyglądają jak prawdziwi zawodnicy. Nic dziwnego skoro od dwudziestu lat Susz jest swego rodzaju stolicą zawodów w triathlonie. Od dwóch lat patronat nad zawodami obejmuje Herbalife, co zaowocowało wystąpieniem, wzięciem udziału w tych zawodach takich gwiazd jak Bartłomiej Topa – świetny aktor i Tomasz Karolak (chyba nie pomyliłem imienia) – bardzo popularny aktor. W tym roku również zabłyśnie w suskich zawodach kilka gwiazd, oczywiście ze względów promocyjnych samych zawodów i własnych osób. Ja również czasem wypuszczam z rąk książkę, wychodzę z piwnicy i mrużąc oczy wbiegam na alejkę. I widzę jak zmienił się sport w wykonaniu amatorów. Co widać na wstępie? To o czym już wspomniałem, czyli profesjonalne ubrania, buty, rękawiczki, kaski, kurtki i inne peleryny. Dużą popularnością cieszą się suplementy diety w postaci spalaczy tłuszczu, białka i inne, nie będę bredził, bo się nie znam. Być może kondycji przybywa od kurtki w nowym dizajnie. He.
A wspominam o tym wszystkim, bo w mieście swoim w ogóle nie widzę kultury. Dziś rolę ośrodków zajmujących się sztuką i kulturą w moim mieście przejęły zawody wszelkiego rodzaju, rzeczywiście Susz sportem stoi, co pochwalam bardzo. Nie ma jednak kultury. I zapewne nie ma w tym wielkiej winy samych pracowników domu kultury, który jest raczej na papierze. Mieści się bowiem w wielkim budynku hali sportowej, gdzie wydzielono pomieszczenie dla księgowości i jedno dla spotkań kameralnych. Samego gmachu jako takiego, jakiegoś budynku czy choćby piwnicy brak. To może znak czasu?
Jeszcze niedawno potatułowany kark był synonimem głupoty i płycizny w myśleniu. Dziś jest symbolem seksu, symbolem wiedzy na temat zdrowia i siły charakteru. Wychudzony, wyżyłowany biegacz to synonim sukcesu. Wszyscy mu zazdroszczą jego wagi, braku tkanki tłuszczowej, przewagi na jakimś tam dystansie.
Kultury zaś nie ma. Kultury nie było. Jeszcze do tego słyszałem, że i niektóre szkoły niedługo będą zamykane czy oddawane w ręce stowarzyszeń, które jakimś cudem mają utrzymać placówki. Cóż, też znak czasu. Nie rodzą się dzieci, to szkoły mają problem, a na minimalne szkółki nikogo nie stać.
Kultury nie było. Kultury nie ma. I to będzie niedługo problem wielki. Nie otyłość, nie brak kondycji, tylko nieumiejętność radzenia sobie ze światem, w którym idee sprzedawane są między wierszami. W cywilizacji przeciążonej wojnami kultura może spełniać rolę straży pożarnej. Ale kultury nie ma. I jej nie będzie, ponieważ przeciętny suszanin urodzony kilka lat temu nie nabierze jej potrzeby. I kiedyś, kiedy zostanie burmistrzem, bo zmiany są potrzebne, odnowi alejkę, otrzyma podwyżkę, może poruszy na papierze rynek pracy, ale o kulturę się nie upomni, bo nie będzie wiedział, co to jest. Dlatego cała nadzieja w ludziach obecnie dzierżących newralgiczne stanowiska, tych którzy wiedzą, co to jest kultura, jaką rolę pełni w życiu każdego człowieka i każdej społeczności. Dni Susza nie mogą być wyznacznikiem dobrej zabawy, bo to przecież jedynie rozrywka, słaba, zakrapiana rozrywka. Dlatego trzymajmy kciuki za decyzje wszelakie obecnie sprawujących opiekę nad miastem. Niech przyświeca im dobro wspólne i przyszłość naszych dzieci.
Piszę to wszystko zainspirowany wspomnieniowym artykułem Czesława Radzickiego na temat historii Suskiego Domu Kultury zamieszczonym w Skarbcu Suskim. Na tle tego, co dzieje się w kulturze obecnie ten artykuł brzmi jak pożegnanie, ostatnie słowo kultury. Pomijam tu wartość, że tak się wyrażę, historyczną artykułu, bo przez 35 lat istnienia domu kultury przewinęło się przez niego tyle osób, że trudno jest autorowi połechtać wszystkich maźnięciem w druku nazwiska. Oczywiście boli, że w kalendarium wyróżniono przede wszystkim wydarzenia „urzędowo-administracyjne”, takie jak przeniesienie kultury do innego budynku czy spotkanie działaczy w rocznicę. Dla mnie ważniejsze jest to, kiedy zawiesił działalność zespół Rosenberg, kiedy powstał zespół Philosopher, że tworzył go Dariusz Kaczyński – muzyk prowadzący zespoły nie jako instruktor albo zapraszany na kawę przyjaciel tylko jako metalowiec i gitarzysta. Ważne dla mnie jest to, kiedy i kto tworzył Fish In the Garden, bo to również ważny zespół Jarka Cyganowskiego, Marcina Miąskowskiego, Gosi Miąskowskiej i innych. No, ale ja mam pewnie inne pojęcie kultury, inaczej ją rozumiem. Widzę ja tam, gdzie urzędnicy nie mają wstępu? Chęci uczestniczenia? Mówię tu o swoim pokoleniu, bo o pokoleniu autora tekstu w Skarbcu Suskim jest wystarczająco dużo. O sobie nie mówię, bo to brzydko. Brawa dla Czesława Radzickiego za artykuł. Trzymam za niego kciuki, niech walczy o kulturę. Ze strony ludzi czytających brakuje mi jednak dyskusji. Za mało siebie weryfikujemy, zbytnio się zachwycamy swoimi japami na fotkach i nazwiskami w druku. Na uroczystościach upamiętniających działalność kulturalną za dużo ludzi nie związanych z kulturą a za mało rzeczywiście tworzących. Czasem mam wrażenie, że suska kultura to elektrycy, kasjerzy i księgowe. Dodajmy jeszcze: Przewodniczący Komisji Zdrowia, Oświaty, Opieki Społecznej, Kultury, Kultury Fizycznej i Sportu, ks. Proboszcz. Kultury nie ma.
Ale nie o tym miało być.
Mieszkańcom mojego miasta i wszystkim, którzy tu zajrzeli polecam film „W ciemności” Agnieszki Holland.
To rzeczywiście filmowy majstersztyk. Nie znam się zbytnio na filmie, ale kręcenie z ręki w tym obrazie trzymało mnie za twarz. Zdjęcia w kanale, gdzie użyto jakiegoś specyficznego światła, może właśnie jedynie naturalnego, dało właściwy efekt, czyli naprawdę patrzyłem w ciemność rozjaśnianą latarką. Ziarnisty obraz przytłaczał. Aktorzy – nie tylko Więckiewicz, grali jak w amoku. Na głównej roli granej przez wspomnianego rzeczywiście spoczywał największy ciężar i nie tyko w postaci płaszcza z epoki i ciężkiej torby kanalarza. To przede wszystkim udana próba pokazania, jak zmienia się w ciężkich czasach człowiek. Ha, w ciężkich czasach. Film Holland obrazuje doświadczenia graniczne. Nie chcę sprzedawać tu treści, więc zabrzmi to pusto.
Film pełen jest również metafor, bo usytuowanie ukrywanych Żydów pod kościołem, rodzenie pod kościołem oraz … nie zdradzę co dalej, to jakaś być może koszmarna metafora ich losu. W ogóle mam wrażenie po tym filmie, że Bóg nie bardzo ingeruje w życie ludzi, że wszystko jest raczej dziełem przypadku. Nie pytam czym jest przypadek, co to takiego, bo sił nie mam na takie pytania.
Film pokazuje Żydów nie tylko jako niewinne ofiary hitleryzmu. To również portret zwykłych ludzi, którym zależy, by przeżyć. A w takich okolicznościach człowiek jest nieprzewidywalny. Wydobywa z siebie niespodziewane emocje, te dobre i te złe.
Wracam do swojej ciemności. Tu w piwnicy sport uprawia się boso, bez nowego dizajnu, bo karate uprawia się boso, bo karate jest stałe, nie goni za modą, bo sztuki walki to również poezja.
Poezja nie dostaje podwyżek, poezję się zamyka, poezję się wyrzuca za drzwi, poezję się wyszydza, bo do niej trzeba mieć dużo siły i cierpliwości. No i poezja nie daje kalorii.
Klip autorstwa Julii Girulskiej promujący "Antologię wierszy ssmańskich" Piotra Macierzyńskiego. Przypominam, że niedawno pisałem kilka słów o tej książce a obok macie kierunek na miejsce zakupu książki. Bo książki powinno się kupować tak jak wódkę i chleb.
A tym bardziej poezję. Taką poezję jaka mieści się w "Antologii wierszy ssmańskich"
Zapraszamy gorąco do udziału w jedenastej edycji Ogólnopolskiego Przeglądu Teatrów Niesfornych GALIMATIAS 2012! Przegląd przeznaczony jest dla wszystkich teatrów nieinstytucjonalnych, które mają coś do powiedzenia na temat otaczającej nas rzeczywistości. Jak co roku zapraszamy zarówno tych utytułowanych licznymi nagrodami, jak i tych początkujących. Liczymy na różnorodność form i pomysłów - zapraszamy teatry słowa, tańca, musicale, kabarety, teatry uliczne, teatry stare i młode, śmieszne i poważne. Chcemy integrować środowisko offowych zespołów teatralnych, inspirować się nawzajem, rozśmieszać i intrygować. Już po raz jedenasty -Artyści Niesforni – łączmy się!!!
Jury i nagrody:
W poprzednich edycjach Galimatiasu w jury zasiadali między innymi: Lech Śliwonik, Jarosław Gajewski, Lech Mackiewicz, Jarosław Kilian, Wojciech Lisiecki, Piotr Łazarkiewicz, Igor Gorzkowski, Ewa Sokół-Malesza, Mikołaj Malesza, Jacek Małachowski, Magdalena Łazarkiewicz.
W tym rokuw skład komisji wejdą również specjaliści z dziedziny teatru. Jury przyzna jedną nagrodę główną – Galimatias 2012, oraz nagrody lub wyróżnienia dla wybranych zespołów. Pula nagród wynosi 5.000 zł.
Warunki uczestnictwa i terminy:
Zapraszamy zespoły w wieku 16 – 100 lat. Prosimy o przesłanie płyty z nagranym spektaklem, oraz karty zgłoszenia do 16 marca b.r.Do 30 marcapoinformujemy o przebiegu wstępnej kwalifikacji - lista zakwalifikowanych zespołów zostanie zamieszczona na stronie internetowej TOK: www.tok.e-sochaczew.pl, www.tok.art.pl
Koszty:
Akredytacja (koszt udziału w Przeglądzie) wynosi 10 zł od osoby. Nie zapewniamy posiłków ani noclegów – zespołom zakwalifikowanym udostępnimy listę miejsc oferujących nocleg w Teresinie (koszt noclegu wynosi zależnie od standardu 15 – 70 zł).
Nocne Dyskusje:
Galimatiasowe Nocne Dyskusje stały się już tradycją - późnym wieczorem każdego dnia Festiwalu uczestnicy mogą usłyszeć, co Jury oraz inni widzowie sądzą na temat ich twórczości, oraz wypowiedzieć się na temat tego, co ich poruszyło, zezłościło, lub zainspirowało w obejrzanych spektaklach. Dyskusje będą prowadzone przez członków Jury i są jednym z najważniejszych momentów imprezy, dlatego bardzo zależy nam na tym, aby zespoły wzięły udział w całym festiwalu!
2Małe poczęstunki w Kawiarni Galimatiasowej – tradycyjnie już smalec z chlebem i kiszonymi ogórkami, a także jogurty, kawa i herbata
3Spektakle pozakonkursowe
Warunki techniczne:
Dysponujemy oświetleniem (sterownik SHOWMASTER 24, Multi Switch Pack - 2szt., reflektory PAR 64 - 8szt., reflektory PAR 56 – 8 szt., efekty LED 56 – 8 szt., reflektor prowadzący Followspot 1000 – 1 szt.), nagłośnieniem, oraz sceną o wymiarach 6x4 m. Spektakle wieloosobowe mogą być prezentowane po drugiej stronie sali widowiskowej (po przestawieniu widowni) o wymiarach 11x8 m. Dysponujemy standardowymi rekwizytami, takimi jak stoły, czy krzesła. Posiadamy jedną czarną zastawkę o wymiarach 2,5x2 m.
Szczegółowe informacje można uzyskać u Szefa Technicznego Przeglądu – tel.505 081 539 – Kuba Kamiński, mail wilk789@tlen.pl
Kontakt:
Teresiński Ośrodek Kultury, Al. XX-lecia 32, 96-515 Teresin
„Wiersze dokonane” Michaliny Janyszek-Kujawy to wiersze, na które czekałem. Własne, nie obciążone wpływami, z trzewi wrażliwości autorki, która uchyla drzwi swojego świata. Nieprzekombinowane, surowe, jednocześnie wielowarstwowe. Szczera poezja. Nie ma sensu pisać więcej. A i tych słów za dużo. Poco one? Wystarczy powiedzieć, poczytajcie. Szukajcie tej książki.
Ze swoimi uczniami chętnie porozmawiałbym na temat niektórych metafor. Jest z czego się uczyć. Spróbuję pokazac wiersze Michaliny Janyszek-Kujawy uczniom.
Książkę wydał Oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Olsztynie. A Olsztyn brzmi swojsko, he.
Dawno nie pisałem. Nie chce mi się pisać, nie mam motywacji. Często wracam do chwili, w której zakładałem bloga. Zastanawiałem się wtedy nad sensem pisania o książkach. W jakim celu niby mam pisać o tomikach poetów wydanych niedawno albo dawno. Choćby po to, by wyłowić tych nie zauważonych lub dopisać coś o tych cenionych już od dawna. Eee, myślałem, pełno jest blogów takich. Dlaczego? Bo każdy chce zaistnieć gdziekolwiek, choćby w sieci. Nikt nie chce człowieka publikować, to człowiek sam siebie opublikuje i to za darmo. Co za problem usiąść i wypierdolić z siebie kilka zdań, które nikomu nie są potrzebne. Bo po co komu moje zdanie na temat książki, powiedzmy Piotra Macierzyńskiego? Liczne blogi, które powstają na użytek domorosłych filozofów, krytyków literackich i wszystkich, którzy chcą coś powiedzieć tylko mnie przekonują, że nie powinienem wpisywać się w ten trend. Przeczytałem książkę z wierszami Michaliny Janyszek-Kujawy pt. „Wiersze dokonane” i co? Mam teraz wszystkim oznajmić, że przeczytałem i polecam lub nie? Zjadłem pączka, był zajebisty, mówię wam. Opłacało się. Wczoraj się ogoliłem. Jest wspaniale. Czy wiecie, że właśnie gotuję ziemniaki? Przed wczoraj przebiegłem 3 kilometry. Można jeszcze przeczytać jakąś książkę na temat filozofii np. Emila Ciosana i wszystkim wyjaśnić o co Cioranowi chodziło. Wtedy mamy prawo mieć nadzieję, że koledzy z pracy uznają, że znamy się na filozofii w ogóle. Życie jest piękne. O, choćby film pod takim tytułem. Można obejrzeć i napisać, że trafia do nas ten humor i wzrusza. Mamy szanse uchodzić za znawców filmu. Życie jest takie proste w sieci.
W takiej atmosferze, czyli w klimacie zwątpienia ogólnego, czytałem książkę Kornela Maliszewskiego „Wintro”. Debiutanckie opowiadanie o młodym, skurczonym przez narkotyzowanie się i wódę umyśle. Wszystko zaczyna się od Wartburga, studentki pedagogiki i chlania, ćpania i pieprzenia. Książka ściśle rozrywkowa. Umiejętnie prowadzona akcja i co tu dużo gadać, doświadczenie w paleniu. Pomyślałem: czy lepiej, aby autor nie miał doświadczenia i wszystko wykreował, czy lepiej, by można było docenić umiejętność spisywania własnych doświadczeń? Głupie pytania, nie warte odpowiedzi jakiejkolwiek.
Lubię takie pisanie. Lubię takie opowieści. Tym bardziej, że prowadząc rodzinne życie, mogę sobie jedynie poczytać o pukaniu przypadkowych panienek. Jako czynnemu nauczycielowi z małego zadupia jedynie „Wintro” pozwala odpłynąć w stany psychodeliczne. Mogę sobie co najwyżej powiedzieć DUPA na blogu. A i to nie powinno mieć miejsca. Zatem, jak się prowadzi życie pizdy z grzywką, to książka „Wintro” będzie niezłą odskocznią.
Jeśli ktoś lubi prozę, która mieści w sobie ułożonych, pięknie mówiących bohaterów, niech lepiej nie sięga po „Wintro”.
Mam też nadzieję, że Kornel Maliszewski liczy się z tym, że jego książkę będą porównywać np. z Bukowskim. Będą pisać albo mówić, że takich książek jest wiele, że one niczego nie mówią, że to już się skończyło, że to para, która poszła w gwizdek. Wtedy warto, by wymienili tytuły książek, które wyszły w ostatnich latach a mają taki ładunek, co „Wintro”. Nie ma wiele takich książek. I uważam, że chlust wulgarności na twarz półek z książkami nikomu nie zaszkodzi. Zresztą nie tylko o żywy język tu chodzi. To również żywa, acz prosta historia jakich wiele, tylko niewiele ich się spisuje i publikuje w formie książkowej.
Nawet jeżeli prostota i wulgarność to najprostsze sposoby, by wychylić się poza unifikację, to popieram. To bardzo dobry kierunek dla debiutującego pisarza. Oczywiście, życzę mu, by napisał kiedyś książkę tak smutną i smętną, z tak dupowatymi bohaterami, że producenci filmowi nakręconą na jej podstawie film, który będzie emitowany w każde święta Bożego Narodzenia a Maliszewski zarobi tysiące dolarów. No i właścicielka wydawnictwa Mamiko Apolonia Maliszewska również się wzbogaci. Mam wrażenie, że tego typu książka została opublikowana po starej znajomości.
Cóż, w związku z tym, co napisałem wcześniej postuluję, by „Wintro” Kornela Maliszewskiego wpisać na listę leków refundowanych dla wszystkich nauczycieli, znudzonych fryzjerów, nie mogących spać księży i naczelników więzień z obstrukcją.