sobota, 12 maja 2012

Thempest, Hyperial, OF NO AVAIL w Suszu, PUB SIGMA. Mózg w imadle.

Wczoraj po upalnym i dusznym dniu nadeszła burza. Wraz z nią przyjechały do Susza trzy zespoły, o których istnieniu ksiądz parafii tutejszej jeszcze nie wie, jak nie wie też o nich Doda Elektroda. OF NO AVAIL, THEMPEST I HYPERIAL wyłonili się z burzy nadjeżdżając od strony Iławy. Omijając sportową alejkę wylądowali w Sigmie z opóźnieniem. Jestem pewien, że zaspokajali swoje potrzeby z pomiotem diabelski po drodze i stąd to spóźnienie.
Ja wylazłem zgarbiony ze swojej piwnicy z nadzieją na rozrywkę przy metalu. Od dawna nie słuchałem na żywo muzyki. Owszem zdarzało się, że dziwnym zbiegiem nudy znalazłem na Dniach Susza i słyszałem jakiegoś Norbiego, Eneja, nie pamiętam. Przepraszam tych biznesmenów jeśli pomyliłem nazwy ich firm. Tym bardziej ochoczo biegłem oblewany z nieba świeżym deszczem. A że mam bardzo blisko do Sigmy dotarłem na koncert jako jeden z pierwszych, za co dostałem płytę od zespołu Thempest pt. „Spirytual Depravation”.
Koncert rozpoczął się około godziny 21. Jako pierwszy na scenie zagrzmiał OF NO AVAIL. Mnóstwo energii, kopyto naciskające żołądek. Już przy trzecim kawałku lekko się zesrałem i musiałem zmienić odzienie. Ludzie przez jakieś dwie piosenki stali prawie bez ruchu. Uszy nie przyzwyczajone do takiego hałasu schowały się ludziom do dup. Dopiero kiedy odebrali esemesy od swoich kochanek, mam i córek uwierzyli, że są na ziemi, że nadal mają blisko do domu. Lodówka jest pełna, mama pierze gacie na sobotę, żony czekają na swoich podstarzałych dzieciaków. Jest bezpiecznie.
Druga orkiestra to THEMPEST. Miałem nadzieję, że dadzą odpocząć uszom, że moje serce odsapnie. Basista to członek suskiej społeczności (nie wiem ino jakiej parafii). Jego sześciostrunowy bas, gitara gitarzysty i perkusja perkusisty szybko rozmyły moje złudzenia. Już w pierwszym kawałku zrobili taki burdel, że pognałem do pisuaru rzygać. Na zewnątrz szalała burza, wewnątrz Sigmy THEMPEST grzmi przebudzonym z tej okazji czołgiem zatopionym w jeziorze suskim. Po czwartym numerze błagałem o litość. Błagali o litość również przodkowie mieszkający w Rosenberg. Słychać było ich zawodzenia, ciemne proroctwa. Czułem się jakby Pudzianowski wywalił mi na głowę tonę Atlasu. Wybiegłem z lokalu i zobaczyłem wiadro dziwek przywiezionych dla członków orkiestr, ale damy przestraszone kuliły się do siebie i do ścian świeżego niklowanego wiadra. Nie dziwę im się, na zewnątrz gruz wywalający się z gitar i perkusji słyszalny był jeszcze bardziej. Nie wiem czy to dobrze.
Na koniec HYPERIAL. Publiczność skopana, obsrana i już lekko przygłucha dostała ostateczny cios. Pierwsze partie gitar, chóralny śpiew, piszczenie, zawodzenie, growl, klawisze gdzieś za ścianą i gejzer perkusji przekonały mnie, że nie dotrwam do końca. Tych ludzi diabeł wyrzygał. Przy ich muzyce ten sam diabeł zaspokaja się recytując wiersze Kazimierza Ratonia. Dziwki w wiadrze dostawały konwulsji. Dante otworzył jedno oko. Hyperial zrobił mi z mózgu kebab z sosem barbekju. I tylko gdzieś w rogu łba słyszałem słowa kulturysty: „Nie ma lipy”.
Do teraz nie wierzę, że taki underground miał miejsce przy hali sportowej. To ekstremalne przeżycie, do którego namawiam, ale jednocześnie nie chcę ponosić odpowiedzialności za widownię. Młode zespoły grały z siłą znanych kapel metalowych. Elvis Presley mógłby się uczyć ekspresji.
Pub Sigma otoczył opieką ludzi wyrzuconych za drzwi, ludzi, którzy zaczynają od granicznych doświadczeń w muzyce. Chwała właścicielowi za odwagę i wiarę.
Zabrakło mi tylko ludzi pokolenia Deep Purple i Slayera. Szkoda, że ogródki, farby ścienne tak szybko odbierają chęć i cierpliwość. Może następnym razem przygarbieni swoimi nowymi zakupami wyjdą jako i ja wyszedłem ze swojej piwnicy.
Przyznam, że to świeże, może ktoś powiedziałby amatorskie jeszcze granie, dodało mi energii. Dziś jem tylko mięso, lekko nadpsute.


A to kilka słabych zdjęć zrobionych głupim telefonem.

THEMPEST



                                           

HYPERIAL















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz