Nowa, druga książka Piotra Makowskiego niedawno ujrzała światło dzienne. Tomik jest laureatem w konkursie im. Tymoteusza Karpowicza. Znam Makowskiego z pierwszej książki opublikowanej kilka lat temu, obiecującej.
Dziś gapię się w wiersze/niewiersze Makowskiego i nie wiem, co myśleć. Poeta uciekł poezji. Na tyle daleko odbił się od wersyfikacji w tradycyjnym jej pojęciu, że prawie wchodzi na groźne tereny prozy.
Cała książka to natrętne analizowanie każdego kroku, kolejnego kadru zarejestrowanego okiem. Dużo tu odniesień do kultury popularnej – również do muzyki. A jednak jest tu cicho jak w opuszczonej piwnicy. Czuć tylko dym papierosowy i zaduch po piwnym oddechu.
Stąd trudno umiejscowić tą poetycką narrację na półce pt. „Współczesna kultura niklowanych kuchni” albo „Tipsy i solar” albo „Pop and hause” albo porn and sweet” albo … To raczej nowa półka jeszcze niezamocowana. Jak ją nazwać? „Melancholy and nerw”? Aktorka Tori Black podpowiada, że pasuje tytuł „Sweet and dirt” i mruga do mnie okiem, przysypując mnie swoimi rzęsami. Mniejsza jednak o nazywanie.
Czytając „Soundtrack” miałem wrażenie, że obcuję z bohaterem żyjącym u progu obłędu, wykończenia nerwowego. Stan obłędu, w którym skupia się na swoich natręctwach, fobiach, dokładnie je spisując. Być może w tych opisach można szukać źródeł choroby? Notatki bohatera lirycznego pogłębiają jego chorobę. Notując każdy swój krok, kolejne spostrzeżenie zapada się w sobie coraz głębiej. Jednocześnie zyskuje to, że zawłaszcza tylko dla siebie minione już obrazy.
Makowski odrzuca rzeczywistość, ale nie w sposób, do którego przyzwyczaili mnie poeci. Nie kopie jej. On ją oswaja, by na koniec podać trutkę. Odrzucić, skrzywdzić już oswojoną.
Wiele wierszy, książek mi się zwyczajnie podoba. Książka Piotra Makowskiego cieszy mnie, ponieważ wreszcie czytam coś zupełnie odmiennego. Ta książka to bardzo ryzykowna gra, w której autor miejscami wystawia pióro w rejony grafomanii szybko jej uciekając ze śmiechem, że tak ją nabrał, że już myślała, że go dopadła. Zresztą, tu wszystko zdaje się być grą. Grą bohatera lirycznego z autorem, z czytelnikiem, z samym sobą, ze słowem.
Dużo w tym pomyśle na książkę pogardy dla wierszy, dla wersyfikacji w tradycyjnym jej pojęciu. Druga strona medalu świeci jednak nobilitacją wierszy, że to dalekie od porno biznesu – jeśli napisane z talentem.
Cieszy też Charles Bukowski, bo sam spotkałem się z nim niejednokrotnie siedząc w ubikacji i próbując napisać wiersz z nim w roli głównej. Bronson jak nikt inny ze splówmanów jest liryczny jak kapusta kiszona o poranku w japońskiej miseczce.
Być może nie zawsze wiadomo o co mi chodzi, kiedy piszę o nowej książce Makowskiego. Dowiecie się czytając ją. A byłoby uważam nieporozumieniem nie poznać tych tekstów. Uważam, że szanujący się szklarz powinien. Szanujący się nauczyciel, zdun, hodowca rybek akwariowych, menedżer i inni też powinni.
11.
Nockę musicie zarwać, mówi zawsze szef. W każdej porządnej organizacji,
w każdej szanującej się firmie, zarywa się nocki. W domu biorę
sobie piwo, długopis, swoje ksero i siadam w fotelu. Na brzuchu kładę
sobie kota. Nie mogę oglądać telewizji, bo pomieszałyby mi się twarze.
Jest zakaz. Zakazy się szanuje. Wiem to z jakiejś książki, kiedy jeszcze
czytałem książki. Kiedy jeszcze mogłem. Bo teraz nie, teraz wyobraźnia
nie może działać, zatarłyby się twarze.
12.
Studenci, te chuje, nie ustępują miejsc. Taki wniosek zapisałem wczoraj
w raporcie.
13.
Będę musiał wniosek zmienić. Dzisiaj zgromadziłem zupełnie inne
dane. Kurde.
14.
Dziewczyna stoi, rękę ma wyciągniętą do góry i musi stać na palcach,
żeby dosięgnąć rury. Na zakrętach traci równowagę. Oblizuję się. Powinienem
jej pomóc. Ale tego nie robię.
15.
Szef coś mówi, a ja potakuję posępnie głową. Jak Kylie w . Ta dziewczyna wyglądała jak Kylie. Ja byłbym idealnym
Nickiem. Takim chropowatym.
17. Mokry klasyk
jesteś pewna, że zabrałaś wszystko?
może powinniśmy usiąść i spróbować spamiętać,
zrobić listę, a później odnajdywać przedmioty
na cudzych półkach, wykreślać poszczególne słowa
i potem być już coraz bliżej, bliżej?
na wszelki wypadek weź coś mojego. łatwiej będzie
wrócić, oddać, a wtedy, przy okazji, może. zrozumieć
mógłbym to wszystko przez jakąś analogię.
żeby nie popaść w niełaskę, all nights reserved.
*
Teraz staram się ze śmieciami wychodzić w nocy. Najpierw obserwuję
podwórze. Przez długi czas nieruchomo sterczę w oknie, staram się
dostrzec nawet minimalny, godny szczura – ruch. Zerkam na zegarek.
Odmierzam kolejne sekundy. W pamięci sporządzam notatki.
W ciągu osiemnastu minut żadnego znaku. Dotrwam do trzydziestu
– mówię do siebie – i: schodzę. Mijają kolejne minuty, napinam
i rozluźniam wszystkie mięśnie. Już decyduję się odejść od okna, wziąć
w rękę worek i zbiec po schodach, przeskakując po trzy stopnie naraz,
kiedy dostrzegam, że coś na dole drgnęło. Notuję w pamięci godzinę.
Zaczynamy od nowa. Jest mi gorąco. Siedzę na parapecie w kurtce
i butach już od dwóch godzin. Kurwa. Nawet nie palę. Boję się, że
z dołu ktoś mógłby dostrzec mój żar. Skupiam wzrok na miejscu,
w którym coś się poruszyło. Próbuję wyodrębnić odpowiednie kształty,
potwierdzić swoje przypuszczenia co do ukrywającego się w najciemniejszym
miejscu placu żula. Niemal go widzę. Jak powoli, żeby nie
wzbudzić niczyjego zainteresowania, zmierza w stronę kontenera,
kładzie stopy na ziemi; najpierw palce, potem reszta – jak złodziej
w kreskówkach.
Nie, to był kot.
No dobra, zmieniam zasady w trakcie gry. Nie wysiedzę tu kolejnych
trzydziestu minut. Brak mi konsekwencji, wiem. Wytrwałości. To się
może na mnie odbić. Zwłaszcza w trakcie egzaminów wstępnych, ale:
siedzieć tu całą noc? Patrzę jeszcze przez chwilę, decyduję się. Otwieram
– zamykam drzwi, jestem już na klatce schodowej, worek w garści,
klucz w zamku, wychodzę na podwórze. Szybkim krokiem podchodzę
do kontenera i już z powrotem, zamykam od środka drzwi i przystawiam
do nich ucho. To jednak mega stresująca czynność.
Nickiem. Takim chropowatym.
17. Mokry klasyk
jesteś pewna, że zabrałaś wszystko?
może powinniśmy usiąść i spróbować spamiętać,
zrobić listę, a później odnajdywać przedmioty
na cudzych półkach, wykreślać poszczególne słowa
i potem być już coraz bliżej, bliżej?
na wszelki wypadek weź coś mojego. łatwiej będzie
wrócić, oddać, a wtedy, przy okazji, może. zrozumieć
mógłbym to wszystko przez jakąś analogię.
żeby nie popaść w niełaskę, all nights reserved.
*
Teraz staram się ze śmieciami wychodzić w nocy. Najpierw obserwuję
podwórze. Przez długi czas nieruchomo sterczę w oknie, staram się
dostrzec nawet minimalny, godny szczura – ruch. Zerkam na zegarek.
Odmierzam kolejne sekundy. W pamięci sporządzam notatki.
W ciągu osiemnastu minut żadnego znaku. Dotrwam do trzydziestu
– mówię do siebie – i: schodzę. Mijają kolejne minuty, napinam
i rozluźniam wszystkie mięśnie. Już decyduję się odejść od okna, wziąć
w rękę worek i zbiec po schodach, przeskakując po trzy stopnie naraz,
kiedy dostrzegam, że coś na dole drgnęło. Notuję w pamięci godzinę.
Zaczynamy od nowa. Jest mi gorąco. Siedzę na parapecie w kurtce
i butach już od dwóch godzin. Kurwa. Nawet nie palę. Boję się, że
z dołu ktoś mógłby dostrzec mój żar. Skupiam wzrok na miejscu,
w którym coś się poruszyło. Próbuję wyodrębnić odpowiednie kształty,
potwierdzić swoje przypuszczenia co do ukrywającego się w najciemniejszym
miejscu placu żula. Niemal go widzę. Jak powoli, żeby nie
wzbudzić niczyjego zainteresowania, zmierza w stronę kontenera,
kładzie stopy na ziemi; najpierw palce, potem reszta – jak złodziej
w kreskówkach.
Nie, to był kot.
No dobra, zmieniam zasady w trakcie gry. Nie wysiedzę tu kolejnych
trzydziestu minut. Brak mi konsekwencji, wiem. Wytrwałości. To się
może na mnie odbić. Zwłaszcza w trakcie egzaminów wstępnych, ale:
siedzieć tu całą noc? Patrzę jeszcze przez chwilę, decyduję się. Otwieram
– zamykam drzwi, jestem już na klatce schodowej, worek w garści,
klucz w zamku, wychodzę na podwórze. Szybkim krokiem podchodzę
do kontenera i już z powrotem, zamykam od środka drzwi i przystawiam
do nich ucho. To jednak mega stresująca czynność.
i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza, Wrocław 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz