Upalnie, coraz upalniej. Dopiero wieczorem w piwnicy można odetchnąć. Pogadać po staremu, poczytać ja dawniej, kiedy za małym oknem groźny wiatr ciskał mrozem.
Dziś w piwnicy trzymam w ręku książkę Konrada Cioka „Mamałyga”. Dobre wiersze na upalne dni. Autor podzielił książkę na dwie części.
Druga część to przede wszystkim wspomnienia z dzieciństwa. W narracyjnych, obszernych wierszach Ciok chciał zawrzeć wszystko, czego posmakował, zobaczył, co poczuł zmysłami. Smalec, cebula z jabłkiem, wątróbka, boczek, fasola, chleb z cukrem maczany w wodzie. Czyli taka wieś, rozumiecie. Wsi sielska, wsi wesoła. Taka natura. Przy okazji sam sobie powspominałem i ucieszyłem się, że chleb w wodzie maczany z cukrem, smalec i wątroba, to coś, co przydarza się również poetom. Pojechałem do teściowej i popiłem mleka, zsiadłego również, śmietany, kartofli, jajek. Odbiło mi się jedynie zapachem. Konradowi C. odbiło się wierszami.
Trzymałem książkę i utwierdzałem się w przekonaniu, że żyję w dobrym miejscu tej ziemi. Można tu tanim kosztem tyć. Daleko tu do artystów, wielkich galerii handlowych, kin, itede. Do wierszy też tu daleko. Nikt tego nie czyta, każdy raczej w głowę się puka. Może to i lepiej.
Tak myślę sobie trzymając książę Cioka, że tu gdzie jestem można jeszcze poczuć się jak 30 lat temu. Muzycy zamknięci w piwnicy grają coś czego nikt nie rozumie. Poetów nie ma, nie ujawniają się, ewentualnie w piwnicy ktoś coś mruknie. Cisza i spokój. Emerytura.
Okładka książki: ręce dotykające ziemi. Książka jest bliska ziemi, tego co ziemia wydała łącznie z Konradem Ciokiem.
Debiut tego poety pozwala myśleć, że autor jeszcze poszukuje. W końcu nie widać w „Mamałydze” drogi poetyckiej. To pozbierane z pamięci obrazy, sprawnie zweryfikowane. Nie zdziwiłbym się, gdyby Ciok zrezygnował z pisania wierszy, w końcu przecież każdemu znudzi się opisywanie pamiątek z dzieciństwa. Chyba że zrobi z tego pasję, temat życia.
Zdjęcie autora zamieszczone w książce pozwala przypuszczać, że zajmuje się fotografią (taki ogolony w czarnych okularch robi zdjęcie lustrzanką pewnie. Okulary radziłbym zdjąć do takiej czynności, czy to nie ma znaczenia?). To szukałem w tych wierszach zdjęć słowem pstrykanych. Nie ważne czy znalazłem. Nie ważne czy Ciok będzie jeszcze pisał. Ale trzymam kciuki.
I czekam na wiersze, które podejmują temat daleki od dzieciństwa. Ale jaki? Sam nie wiem. Co może być tematem współczesnej poezji prócz dzieciństwa?
Fiszbin
Od opisu wody,
zrogowaceń i ciepłej krwi
toczonej jak ropa
przejść delikatnie
do fałdek tłuszczu na twoim udzie.
Zrobić kilka śmiałych fotografii,
odłożyć aparat.
Wszystko tu bezchmurne.
Otrąbić światu tę dobrą wiadomość.
Konrad Ciok, „Mamałyga”, Biblioteka Arterii, Łódź 2010
Dziś w piwnicy trzymam w ręku książkę Konrada Cioka „Mamałyga”. Dobre wiersze na upalne dni. Autor podzielił książkę na dwie części.
Druga część to przede wszystkim wspomnienia z dzieciństwa. W narracyjnych, obszernych wierszach Ciok chciał zawrzeć wszystko, czego posmakował, zobaczył, co poczuł zmysłami. Smalec, cebula z jabłkiem, wątróbka, boczek, fasola, chleb z cukrem maczany w wodzie. Czyli taka wieś, rozumiecie. Wsi sielska, wsi wesoła. Taka natura. Przy okazji sam sobie powspominałem i ucieszyłem się, że chleb w wodzie maczany z cukrem, smalec i wątroba, to coś, co przydarza się również poetom. Pojechałem do teściowej i popiłem mleka, zsiadłego również, śmietany, kartofli, jajek. Odbiło mi się jedynie zapachem. Konradowi C. odbiło się wierszami.
Trzymałem książkę i utwierdzałem się w przekonaniu, że żyję w dobrym miejscu tej ziemi. Można tu tanim kosztem tyć. Daleko tu do artystów, wielkich galerii handlowych, kin, itede. Do wierszy też tu daleko. Nikt tego nie czyta, każdy raczej w głowę się puka. Może to i lepiej.
Tak myślę sobie trzymając książę Cioka, że tu gdzie jestem można jeszcze poczuć się jak 30 lat temu. Muzycy zamknięci w piwnicy grają coś czego nikt nie rozumie. Poetów nie ma, nie ujawniają się, ewentualnie w piwnicy ktoś coś mruknie. Cisza i spokój. Emerytura.
Okładka książki: ręce dotykające ziemi. Książka jest bliska ziemi, tego co ziemia wydała łącznie z Konradem Ciokiem.
Debiut tego poety pozwala myśleć, że autor jeszcze poszukuje. W końcu nie widać w „Mamałydze” drogi poetyckiej. To pozbierane z pamięci obrazy, sprawnie zweryfikowane. Nie zdziwiłbym się, gdyby Ciok zrezygnował z pisania wierszy, w końcu przecież każdemu znudzi się opisywanie pamiątek z dzieciństwa. Chyba że zrobi z tego pasję, temat życia.
Zdjęcie autora zamieszczone w książce pozwala przypuszczać, że zajmuje się fotografią (taki ogolony w czarnych okularch robi zdjęcie lustrzanką pewnie. Okulary radziłbym zdjąć do takiej czynności, czy to nie ma znaczenia?). To szukałem w tych wierszach zdjęć słowem pstrykanych. Nie ważne czy znalazłem. Nie ważne czy Ciok będzie jeszcze pisał. Ale trzymam kciuki.
I czekam na wiersze, które podejmują temat daleki od dzieciństwa. Ale jaki? Sam nie wiem. Co może być tematem współczesnej poezji prócz dzieciństwa?
Fiszbin
Od opisu wody,
zrogowaceń i ciepłej krwi
toczonej jak ropa
przejść delikatnie
do fałdek tłuszczu na twoim udzie.
Zrobić kilka śmiałych fotografii,
odłożyć aparat.
Wszystko tu bezchmurne.
Otrąbić światu tę dobrą wiadomość.
Konrad Ciok, „Mamałyga”, Biblioteka Arterii, Łódź 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz