Ziemowit Szczerek tym razem o Polsce. Bohater reportażu – Paweł,
wybiera się z Krakowa do Warszawy dobrze sobie znaną trasą E7. Polska widziana z
Opla Vectry jest zbiorem przypadkowych elementów i wydarzeń cechujących się
przede wszystkim powierzchownością i brakiem refleksji. Już pierwsze kilometry
książki ukazują zabawę w Halloween tęchnącą pustką, groteskowością, bo tak
muszą wyglądać te postacie na tle polskich dróg i zabytków tego Krakowa. Ten
wieśniaczy eklektyzm bez planu i pomysłu to typowa polska jakość, co stara się
autor udowodnić przez kolejne kilometry. Czytając „Siódemkę” czuję się jakbym
siedział cicho z tyłu samochodu i słuchając, co do mnie mówi Szczerek przyglądał
się tym banerom świecącym byle jak przy drogach, stacjom benzynowym z
hot-dogami, kawą natrętnie proponowaną. Przyglądam się tej polskiej mentalności
charakteryzującej się potrzebą wyróżnienia z tłumu. A to by zarobić, a to by siebie
zaznaczyć.
Mówię, że czuję się jakbym siedział w samochodzie, ponieważ
Ziemowita Szczerka narracja prowadzona jest najczęściej w drugiej osobie.
„Wracałeś do domu, szedłeś ulicą Dietla.”
„Wjechałeś, Paweł do rowu. Ściąłeś krzyż przydrożny, a
właściwie dwa krzyże.”
Mówi sam do siebie, ale mnie to pomaga poczuć się jakbym tam
siedział i mowa była do mnie kierowana.
Po drodze zabiera ów redaktor portalu Światpol.pl fana Fantazy,
który częstuje go swoimi eliksirami. W nim też widać te zabawną nieco, choć
bardziej śmieszną Polskę przebraną. Konsekwencją spróbowania eliksirów jest
lekki odlot powodujący kraksę samochodową. Dzięki eliksirom nudna trasa,
oklepane widoki nabierają kolorytu westernu. Paweł wreszcie może poczuć się
bohaterem lepszego filmu. W końcu przecież Szczerek nie ustaje w uwypuklaniu
złych cech narodowych Polaków. Pokazuje nas z każdej strony i każda strona jest
nudna i brudna albo zapaćkana banerami reklamowymi. Arogancka i krzykliwa lub
pokraczna, przegrana i zakompleksiona. Pijana z wąsami i wypełniona Marcinami i
Januszami. Podczas słuchania tego, co do siebie mówi Paweł zacząłem wpisywać go
w nurt dąsających się na polskie wąsy zarośniętych redaktorów w bojówkach i
wyciągniętym swetrze lub w kurtce M65, co ma dać do zrozumienia, że nie będzie
hipsterem. Jest moro i basta. Jest sweter i koniec.
Czytając Szczerka słyszę rozmowy odbywające się w moim
otoczeniu. To już się samo przerobiło. Te zawodzenie na brzydki krajobraz zachlapany
witrynami sklepowymi. Ruskie okrutne, Niemce dokładne, Czesi bojący a Polacy
dzicz pijana, która we wszystkich widzi wroga i jeszcze się stawia, i śmieje z
innych. W gruncie rzeczy wielki zbiór kompleksów, bo gdzieś z tyłu głowy mamy
wrażenie, że nie pasujemy tu. Nigdzie nie pasujemy a bardzo byśmy chcieli
gdzieś się wkleić. Zawsze chcieliśmy. Uczyliśmy się łaciny, potem francuskiego
i każdy wąsacz miał pianino, teraz jesteśmy amerykańscy albo europejscy. Zawsze
jednak nasza wyniosłość nie pozwalała czuć się dobrze gdziekolwiek, nawet u
siebie, ponieważ u siebie mamy sąsiadów naszych, z krwi tej ziemi. I oni też
muszą okazać się słabsi. Jeśli czymś w nasze oczy kolą, to trzeba wyśmiać itd.
W końcu znajdujemy sobie alternatywę w świecie Sapkowskiego, powiedzmy.
Ziemowit Szczerek daje nam nieustannie burę. Stoi nade mną i
się znęca. Wisi nade mną ze wskazówką, za sobą ma mapę Polski i Europy.
Szturcha mnie, wyciąga za uszy i wylicza moje błędy. Nic mu się nie podoba.
Niczym zeschła umysłowo nauczycielka wypomina makijaż, ubiór, fryzurę i
zachowanie. Próbuje mnie uczyć,
wychować. Czyżby nie wiedział, że to niemożliwe? Po tylu kilometrach odbytych
po siódemce jeszcze mu się chce prawić morały? Jeszcze ma siłę marudzić. Robi
to jednak w tak zabawny sposób, językiem ciętym i plastycznym, że gniewać się
nie sposób. A podróż obfitująca w niezwykłe przygody chwilami zdaje się podróżą
po innym świecie.
Plus sama trasa od Krakowa do Warszawy, czyli dla mnie obca.
Ja przyzwyczajony do Warmii i jej niemieckości widocznej w przedwojennej,
ciągle aktywnej architekturze czuję się za Warszawą jak w innym państwie, by
powiedzieć z pewną przesadą. Dopiero Ziemowit Szczerek utwierdził mnie w
przekonaniu, że wszyscy jesteśmy jacy jesteśmy, bez względu na krajobraz.
\
Ziemowit Szczerek, „Siódemka” Korporacja ha!art 2015