sobota, 26 grudnia 2015

56 numer Szafy



POEZJA 
Paweł Dąbrowski, Ewa Frączek, Sławomir Hornik, Klaudia Raczek, Teresa Radziewicz, Jakub Sajkowski, Marta Zelwan, Kinga Weronika de Walla
PROZA
Jacek Durski, Hanna Dikta, Karol Maliszewski, Mirosław G. Majewski, Rafał Różewicz, Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska
FOTOGRAFIA-GRAFIKA-MALARSTWO
Dmitry Babenko, Dariusz Bareya, Svietlana Dzemidovich, Agnieszka Kutylak-Hapanowicz, Edyta Purzycka
sZAFa Presents
Leszek Jodliński - Mój Franz Pawlar. Dziennik księdza Franza Pawlara. Górny Śląsk w 1945 roku. Opis pewnego czasu. (i o tym jak książka powstała)
Maja Staśko - Pograniczenia epoki. Neo-barokowość/nie-barokowość Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego (II)
ESEJE-FELIETONY-RELACJE
Paweł Dąbrowski - Czy utopia multi kulti?
Ewa Frączek - Sarmata nie musi być angielską królową, czyli bez przesady z tym savoir vivre
Magda Harmon - Śmierć czyli być jak neutrino
Leszek Jodliński - Nowojorskie pośladki dziewcząt
Wiola Maj - Redaktor, nie ghostwriter
Karol Maliszewski - Nie do śmiechu... Wokół kwestii humoru w poezji współczesnej
Ania Możdżeń-Brzozowska - O tym, jak kulturożerstwo uratuje kulturę
Kamila Wasilewska-Kaczmarczyk - (Nie)pamięć nasza powszechna
Maja Staśko - Narysuj mi baranka, czyli „to be”
TEATR, FILM
Natalia Kołaczek - Stockholm Stories: Sztokholmskie opowieści
Maja Staśko - Otua. Autoterapeutyczność a autotematyczność wokół Szklanych ust Lecha Majewskiego (II)
KRYTYKA LITERACKA-RECENZJE
Paweł Dąbrowski - W oczach dziecka. Bronka Nowicka Nakarmić kamień * Bodźce pamięci. Jerzy Jarniewicz Woda na Marsie * Raport z nie-tożsamości. Ewa Sonnenberg Obca * Trudne śląskie losy. Sabina Waszut Rozdroża, W obcym domu
Przemysław Górecki - Dojrzewanie, pragnienie, rozczarowanie – o Pierwszej krwi Ireny Krzywickiej
Leszek Jodliński - 1/8 czerni. Wystawa Archibalda Motleya
Klaudia Raczek - Michel Houellebecq Uległość
Teresa Radziewicz - Jak to przetłumaczyć? – Google Translator Jakub Sajkowski
Jakub Sajkowski - Mapy wnętrza gór, centra dowodzenia i konfitury na siedemsetletnią rocznicę. Przegląd debiutancki. Robert Feszak Wnętrza gór, Ewa Olejarz Milczenie placu zabaw
Beata Zdziarska - Zakurzony pisarz, czyli wspomnienie o Choromańskim
Marcin Włodarski - Ofiary i kaci w jednym głosie. Spalanie Grzegorz Kwiatkowski
ROZMOWY W SZAFIE
Cykl o życiu, sztuce i przyjaźni (I)
Małgorzata Południak rozmawia z Katarzyną Tchórz

środa, 9 grudnia 2015

Jarosław Iwaszkiewicz w siedmiu krótkich filmach Powstał miniserial „Rzeczy“ na podstawie książki Anny Król


Siedem krótkich filmów ukazuje słynnego pisarza w prywatnych chwilach. Miniserial zatytułowany „Rzeczy“ to przygotowana specjalnie dla użytkowników internetu adaptacja fragmentów książki „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie“Annę Król. Filmy są dostępne w sieci. Każdy z odcinków to symboliczna ilustracja innego rozdziału książki opowiadającej o prywatnym życiu jednego z najsłynniejszych, a także kontrowejsyjnych pisarzy polskich XX w. Książka powstała po kilku latach badań, jest połączeniem reportażu i opartych na faktach scen fabularnych. Te własnie fikcyjne fragmenty posłużyły do stworzenia krótkich filmów. Minserial zaczyna się od końca, od sceny „Pogrzebu“. Pokazuje, jak zaskakująca – mimo zaawansowanego wieku Iwaszkiewicza – wydała się jego śmierć. I jak ważne dla autora, znanego estety, było odpowiednie ubranie do trumny. W odcinku zatytułowanym „Szafa“ poznajemy ulubioną garderobę pisarza i jego refleksje o starości. Rozdział „Turczynek“ opowiada o miłości Iwaszkiewicza do znacznie młodszego Jerzego Błeszyńskiego i ich dramatycznym pożeganiu, gdy ukochany umierał w szpitalu gruźliczym pod Warszawą. Odcinek „Tworki“ to wspomnienie wizyt, jakie pisarz odbywał w zakładzie psychiatrycznym, gdzie leczono jego żonę Annę, z którą przeżył w małżeństwie blisko 60 lat. W innej, wręcz komediowej, konwencji zrealizowany został odcinek „Piosenka Maliny“ o mękach twórczych, jakie przeżywał, gdy w Zakopanem pisał opowiadanie „Brzezina“. Natomiast „Książka rozchodowa Jarosia“ ilustruje jego stosunek do pieniędzy. Wychowany w biedzie Iwaszkiewicz inwestował w innych, ale na siebie wydawał niechętnie. Finałowy odcinek „Powroty“ to podsumowanie książki, w której miesza się współczesność i przeszłość – autorka książki podróżuje teraz tym samym wagonikiem, do którego regularnie przed laty wsiadał Iwaszkiewicz. I przeżywa metafizyczne spotkanie z autorem, mimo że dzielą ich dekady. Nad realizacją miniserialu czuwała Anna Król. – Zależało mi, by te krótkie wrażeniowe filmy pozwoliły poczuć osobistą atmosferę książki – mówi autorka. - Wszystkie powstały w miejscach ważnych dla Iwaszkiewicza, m.in. w Tworach, Turczynku, Warszawie oraz Podkowie Leśnej. Do ich realizacji zaprosiliśmy młodych twórców, bo to sentymentalne, ale zdecydowanie współczesne spojrzenie na Iwaszkiewicza. W filmach udział wzięli młodzi aktorzy - w postać pisarza wcielił się Leszek Żukowski, narratorem jest Mariusz Odwarzny. Książka „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie“ ukazała się 15 października 2015 r. i szybko stała się bestsellerem. Otrzymała także nagrodę Promotorzy Debiutów 2015 przyznawaną przez Instytut Książki. 

 Odcinki miniserialu „Rzeczy“ dostępne są tutaj: 



czwartek, 26 listopada 2015

"Spalanie" Grzegorza Kwiatkowskiego od wielu tygodni w piwnicy.

"Podmiot liryczny mówi w wierszach Kwiatkowskiego jak zwykle w sposób pozbawiony emocji. Sprowadzony do roli umęczonego wydarzeniami świadka zdaje relację jakby w lekkim oszołomieniu. Pomija pewne istotne szczegóły a niby nieważne incydenty czyni porażającymi zmysły i uczucia wydarzeniami. Co istotne tom tych wierszy to wielogłos, w którym słychać kilka osób mówiących. To kobieta z dzieckiem w lesie, hitlerowcy układający ciała ludzkie jak drewno."


To fragment rzeczy o nowej książce poetyckiej Grzegorza Kwiatkowskiego. Nie pomyliłem się, mówiąc kiedyś, że ten poeta nie da wytchnienia, nie przyniesie ulgi. Nowy tom poezji pt. "Spalanie" powinien trafić pod strzechy. Kiedy już odgrodzeni murami i drutami kolczastymi, komfortowo czyści rasowo rzucimy się sobie do luster, ta książka, jak i inne Grzegorza Kwiatkowskiego, będą świadectwem, że  nic nowego, nic zaskakującego się nie dzieje.

Książka opublikowana w Biurze Literackim.

Całość ukaże się w nowym numerze Szafy. 
Do grudnia zatem.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Nowa Szafa

 TEATR, FILM

 KRYTYKA LITERACKA-     RECENZJE

Paweł Dąbrowski - Leszek Sobeczko "Nieautoryzowane" * Uporczywość pamięci. Roman Honet Świat jest mój * Olśnienia na granicy światów. Szymon Słomczyński Dwupłat *Zapisywanie świata Hanny Krall. Jacek Antczak Reporterka
Rafał Derda - Nie pamiętam, po co biegałem w nocy po miejskich krzakach, czyli na temat "Zestawu do besztań" Adama Pluszki … i to się nazywa pamięć, czyli na temat "Księgi meldunkowej" Macieja Roberta 
Dariusz Niestrzębski - Wiesław Myśliwski Widnokrąg
Leszek Jodliński - Nostalgia za samotnością Edwarda Hoppera
Klaudia Raczek
 - Pisanie jest introspekcją. „Paula” Isabel Allende
Jakub Sajkowski - Cała nadzieja w klaustrofobii. Bartłomiej Byrdy, antyBlogia
Teresa Radziewicz - O parytetach, sposobach i życiu, czyli Szklanka na pająki Barbary Piórkowskiej
Małgorzata Południak - Cząstka z Rzeczy pospolitych Teresy Radziewicz 
Kinga Weronika de Walla Nadać temu znaczenie, ale tak, żeby nie nazywać – refleksja po lekturze „Świata fizycznego” Łukasza Jarosza

wtorek, 13 października 2015

PORADNIA K: TRZY PREMIERY JESZCZE W TYM ROKU



PORADNIA K: TRZY PREMIERY JESZCZE W TYM ROKU
Wydawnictwo Poradnia K poszerza portfolio o kolejne tytuły, rozwija znane serie i tworzy nowe cykle. Jeszcze w październiku premierę będą miały trzy tytuły: „Niezniszczalne” Katarzyny Ratajczyk i dwie publikacje w kryminalnej serii „Dreszcze”: „Porucznik Stawropulos i tajemnica Lewity” Adama Widmańskiego i Stanisława Tekielego oraz „Chłopiec motyl” Petera Stjernströma.
W naszych jesiennych nowościach szczególnie polecamy książkę o silnych kobietach –„Niezniszczalne” Katarzyny Ratajczyk. To szczere rozmowy z przedsiębiorczymi kobietamiprowadzącymi własne firmy. Premiera 15 października – zapowiada Joanna Bażyńska z wydawnictwa Poradnia K. W serii „Dreszcze" wydajemy  skandynawski thriller „Chłopiec motyl”  Petera Stjernströma, o którym Mariusz Czubajpowiedział, że to kolejne nazwisko, które warto zapamiętać na mapie współczesnej powieści kryminalnej.W tym cyklu ukaże się także rozgrywający się w Grecji kryminał „Porucznik Stawropulos i tajemnica Lewity”, debiut dwóch polskich autorów Stanisława Tekielego i Adama Widmańskiego. Od maja na rynku jest także „Serialista” Davida Gordona - według Katarzyny Bondy „najbardziej arogancki kryminał roku” – mówi Joanna Bażyńska.
Na dzieci i rodzicówczekają nowości w serii „Latawiec”: „Księga straszliwej niegrzecznościi „Młodego Wilczka księgawilkoczynów IanaWhybrowa. To dwie pierwsze książki z cyklu
o przygodach Wilczusia, ze świetnymi ilustracjami T. Rossa w doskonałym, autorskim tłumaczeniu Ernesta Brylla.
Założone w 2009 roku wydawnictwo ciągle się rozwija: w 2015 roku poszerzyło portfolio o powieści kryminalne (seria „Dreszcze”) i poradniki psychologiczne (seria „Szczerze”). Ukazały się także kolejne książki dla dzieci w dopracowanym edytorsko i wizualnie cyklu „Latawiec”.
Poradnia K inwestuje w interesujące debiuty i najlepszych ilustratorów. W planach na 2016 rok jest kolejna activitybook z cyklu Małgorzaty Żółtaszek o Basałyku i Psotce ilustrowana przez Pawła Pawlaka, nowa książka Justyny Bednarek w opracowaniu graficznym Daniela de Latour i wiele innych nowości. Wszystkie książki wydawane są również w formie e-booka.
W tym rokuPoradnia K po raz pierwszy zaprezentuje swoją ofertę na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie. Czytelnicy będą mogli zdobyć autografy: Stanisława Tekielego, autora popularnej i zabawnej książki „Burdubasta, czyli skapcaniały osioł albo łacina dla snobów” i debiutującej Katarzyny Ratajczyk. Na targi przyjedzie równieżJustyna Bednarek, której „Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek” są bestsellerem dziecięcej serii „Latawiec”, a „Gazeta Wyborcza” określiła książkę „najciekawszym debiutem ostatnich miesięcy”.
Plan spotkań z autorami wydawnictwa na targach:
Sobota, 24. października, stoisko C84
10.00 Justyna Bednarek
11.00 Stanisław Tekieli
12.00 Katarzyna Ratajczyk
Książki dla dzieciIanaWhybrowabędzie można podczas targów kupić z 20% rabatem.
Plan premier:
Katarzyna Ratajczyk, „Niezniszczalne. Prawdziwe opowieści przedsiębiorczych kobiet, czyli czego uczy nas porażka” – 15. października
Peter Stjernström,„Chłopiec motyl” – 20 października
Stanisław Tekieli i Adam Widmański, „Porucznik Stawropulos i tajemnica Lewity” – 20 października

Kontakt dla mediów:
 


Go Culture.
Komunikacja dla kultury

Katarzyna Petrykowska, t: 790 797 611
katarzyna.petrykowska@goculture.pl

wtorek, 18 sierpnia 2015

Sofi Oksanen "Gdy zniknęły gołębie"

Dawno nie czytałem powieści pozbawiającej złudzeń tak skutecznie."Gdy zniknęły gołębie" Sofi Oksanen to powieść rozgrywająca się podczas drugiej wojny światowej w Estonii pod okupacją niemiecką i rosyjską oraz w latach sześćdziesiątych, kiedy to Estonia była już państwem - republiką  ZSRR, podobnie jak Polska.

Sofi Oksanen znana polskim czytelnikom z powieści "Oczyszczenie" z roku 2010 napisała książkę o trudnych wyborach w dramatycznych czasach, kiedy to za głoszone poglądy odpowiadało się głową. To historia dwóch kuzynów Edgara i Rolanda. Edgar chce przeżyć za wszelką cenę i posiada wrodzone talenty i skłonności pozwalające mu przystosować się do każdej sytuacji,każdego rządu, każdej kobiety, każdego mężczyzny ... Roland jest stały w uczuciach, poglądach. Patriota i twardziel. 

Między nimi żyje Juudit - żona Edgara. Kobieta nieszczęśliwa, ale twarda. To w niej przejrzeć mogą się postacie kuzynów, w relacji z nią sprawdzić. Juudit to bohaterka jakich niewiele, bo bardzo realistyczna. W ogóle Oksanen zdaje się pisać o historii jaka się wydarzyła tuż obok niej. Juudit jest przykładem kobiety mogącej przetrwać wiele upokorzeń, która żyje bez nadziei na jakąkolwiek chwilę szczęścia. W całej tej opowieści niewiele jest szczęścia. Zdarzają się złudzenia, płonne nadzieje, ale tylko Edgar - realista i cynik zdaje się być jako jedyny na wierzchu.

Czytając książkę o losach bohaterów podczas okupacji w Estonii szukałem analogii do sytuacji Polaków w latach wojennych. Niewiele ich. Podstawową zaś różnicą jest oczywiście to, że Estończycy czekali na Niemców, którzy wyzwolą od Związku Radzieckiego, do którego zostali wcieleni zaraz po rozpoczęciu wojny. Edgar w zadziwiający sposób daje sobie radę w każdej sytuacji. 

Losy bohaterów poznajemy za pośrednictwem narratora, ale i sam Roland, kiedy chodzi o jego ukochaną Rozalię przemawia w pierwszej osobie. To pozwala przez chwilę ustawić sobie priorytety w tej książce, poznać lepiej samego bohatera i jego uczucia wobec innych. Jego postawa staje się nam bliższa a jego dramat nabiera dynamiki.

"Gdy zniknęły gołębie" to nie powieść dodająca skrzydeł. Nie ma tu jednoznacznych bohaterów. To świat praw ustanawianych przez okupantów, z którymi trzeba jakoś żyć lub jakoś z nimi walczyć. Każdy dzień jest tu walką, każda rozmowa. Jednocześnie książka ta ma swoją moc i ją przekazuje, ponieważ pozwala jednak wskazać tych w swoim świecie, którym chcielibyśmy podać rękę, by wyciągnąć ich z tego bagna.


Sofi Oksanen "Gdy zniknęły gołębie", Wydawnictwo Czarne, 2015

poniedziałek, 27 lipca 2015

Juliusz Strachota "Relaks amerykański". Kto jest winny?

Książka Juliusza Strachoty wyrzuciła mnie z toru, ponieważ opis nałogu w jakim tkwi bohater daleki jest od tego, co czytałem do tej pory. Uzależnienie od leków psychotropowych to dla mnie obszar dotąd niezbadany. Przywykłem do opisu alkoholizmu, nałogu heroinowego itp. Codzienność i popkultura aż po brzegi wypełnia mnie kolejnymi wiadomościami o dopalaczach, alkoholizmie, narkomanii.

Julian – bohater „Relaksu amerykańskiego”, chcąc rozluźnić się przed ceremonią swojego ślubu, połyka pigułkę Xanaxu – leku przepisanego przez lekarza psychiatrę. Lek ten działa rozluźniająco, likwiduje stany lekowe, napięcie, działa nasennie. Julian zasypia na ławce i przesypia swój ślub. Poczucie wstydu próbuje likwidować za pomocą kolejnych pigułek. Uzależnia się szybko od Xanaxu, którego potrzebuje coraz więcej.

Śledząc jego zmagania z nałogiem, poznajemy sposoby zdobywania recept. Rozmowy z lekarzami mającymi świadomość, że mają do czynienia z ćpunem, która to świadomość niekoniecznie budzi ich niepokój, przypominają zakupy w spożywczym. Wizyta kosztuje sto złotych i uiszczenie tej sumy plus kilka kitów na włosku o kolejnej stresującej podróży w ramach pracy fotoreportera wystarczy,  by otrzymać lek pogłębiający stan uzależnienia.

Siłą tej książki jest język jakim posługuje się Juliusz Strachota. To pełen emocji słowotok w pierwszej osobie, obfitujący w wykrzykniki, nie stroniący od wulgaryzmów. To język człowieka, nie pisarza, chcącego nakreślić bieg wydarzeń. To pamiętnikarska narracja człowieka sfrustrowanego, który niekoniecznie ma świadomość, że ktoś go właśnie czyta (słucha). Stąd wiarygodność relacji Juliana w zdobywaniu leku, relacjach z ludźmi.

A wiarygodność jest potrzebna w przypadku tematu jaki podejmuje „Relaks amerykański”. To przecież rzecz o lekomanii, o temacie rzadziej podejmowanym niż inne uzależnienia. Czytając relacje z rozmów podczas wizyt lekarskich, trudno oprzeć się wrażeniu, że sami lekarze są winni nałogowi bohatera i nie zamierzają zmienić swojego kursu w relacji z nim jako pacjentem. Stąd wynika duży problem w mówieniu o tej książce. W końcu ktoś się obrazi, obruszy albo zwyczajnie utnie temat milczeniem wynikającym ze wstydu lub braku umiejętności rozmawiania o tym. A przecież książka ta ma szansę stać się nieco publicystyczną (dobrze to czy źle …?), w końcu porusza duży problem społeczny, w który zamieszane są koncerny farmaceutyczne, czyli byt trudny do uchwycenia czytelnikowi literatury. Łatwo jest oskarżać, łatwo znaleźć „Żyda” odpowiedzialnego za nieszczęście, które nas spotkało. Może nim być państwo, lekarze, koncerny, najlepiej jacyś ONI.


„Relaks amerykański” to książka o współczesnym człowieku niezdolnym do stawienia czoła przy pełni władz umysłowych, na trzeźwo ceremonii ślubnej. Dobrze, że się spóźnił. Nie nadawał się, za słaby jest by pchać ten wózek. Dlaczego? Czytając książkę, doszedłem do banału, ale bardzo istotnego. Brakuje nam dziś miłości. Nie mamy jej nadwyżki. Stąd strach. Poszedłem banalnym kursem i pomyślałem, że to znów kariera, swoboda obyczajów, po Polsku pojęta wolność, wypięcie się na wartości, bez których jeszcze nie potrafimy żyć, za długo nasi przodkowie się do nich modlili… niech i taką wartością będzie kościół, jakiś patriotyzm. Bez tego zostaje tylko robienie kasy i ćpanie. Bez robienia kasy zostaje strach, że nie dam sobie rady z jednym dzieckiem, o kolejnych już nie wspomnę. Takie to kaznodziejskie myśli przyszły do głowy po przeczytaniu świetnej książki Juliusza Strachoty. Nasunęło mi się pytanie: kto jest winny nałogowi? Czy tylko bohater? Tak nigdy nie jest, przynajmniej dobra literatura nie podaje łatwych rozwiązań. 

Paradoks: opowieść, która wyrosła na zatrutym gruncie, dała owoce smaczne i pokrzepiające. Książka przestrzega przed egoizmem prowadzącym do samotności, pretensji do wszystkich o wszystko, spychającym w obszary wiecznego niezadowolenia, strachu przed życiem. To opowieść o świecie, w którym autorytety, jedynie z lekkim niesmakiem zarabiają legalnie na uzależnionych pacjentach.


Juliusz Strachota "Relaks amerykański", korporacja ha!art, Kraków 2015

wtorek, 30 czerwca 2015

„(…) Wypłynęła na powierzchnię opowieść o miłości” wywiad z Anną Augustyniak sprowokowany jej książką poetycką pt. „Bez ciebie”


„(…) Wypłynęła na powierzchnię opowieść o miłości” wywiad z Anną Augustyniak sprowokowany jej książką poetycką pt. „Bez ciebie”.



Marcin Wodarski: W Twoich wierszach sakralne spotyka się z tym, co cielesne. Dlaczego?

Anna Augustyniak: To chyba dobrze jak świętość z profanum się zespala? Ciało łaknie nieograniczoności, jakiejś tajemnicy poza swoją egzystencją. Ja czuję pełnię dopiero wówczas, gdy codzienność, ta sfera świeckości, stroi się w przeczucia, wierzenia, obrzędy, gdy widzialne przenika się z niewidzialnym. 

M.W: To książka o samotności. Pobudzone ciało, łaknące usta nie mają nikogo. Mimo tego, nie chcą zbudzić fotografii-to z wiersza "Erotyczna relacja". Cenisz sobie trzymanie cielesności na łańcuchu?


A.A: Ciało na łańcuchu? Kojarzy mi się to raczej z rytuałami BDSM. Bohaterka „Erotycznej relacji” nie musi uciekać się do aktów przemocy na samej sobie ani na obiekcie uczuć. Zresztą ona kocha tak gorliwie, że za nic nie przekroczyłaby granic, jakie w naturalny sposób zostały ustanowione przez mężczyznę, otoczyła go nawet dodatkową powłoką ochronną. Ale to nie z tej przyczyny spotyka ją samotność. Jak to zwykle bywa: ktoś kocha totalnie, a ktoś drugi nie jest przygotowany, by aż tyle mu ofiarowywano albo w ogóle nie potrzebuje takiej miłości.


M.W: Miłość odbiera czy daje? Chce się powiedzieć, że daje. Z pewnością nie odbiera, to do miłości niepodobne. Jednak głębokie uczucie to również stan umysłu, uczucie emanuje na zewnątrz. Zmienia nasz system wartości, ponieważ zmienia nas, nasze duchowe życie. "Straciłam wszystko" - to tytuł wiersza o miłości. Jak to jest, miłość odbiera?

A.A: No jasne, że odbiera. Przecież miłość to oszołomienie, które oczywiście dużo daje, jako że wchodzimy w głębię interakcji z drugą osobą, ale równolegle ogranicza, bo powoduje całkowite skupienie się na ukochanym i wtedy to właśnie świat może iść w odstawkę - zacytuję samą siebie: „w głowie miałam tylko twój głos”... Ale czy zmienia nas duchowo? Ja tam jestem zdania, że to chemia i zamroczenie za sprawą przestrojenia hormonalnego w organizmie. Czasem bardzo długotrwałe zamroczenie.

M.W: Mężczyzna kocha inaczej? I znów poprawność nakazuje mówić, że miłość jest jedna, nie ma płci i tak dalej. A może jednak kobieta inaczej kocha?

A.A: 
Kobieta wszystko robi inaczej, a zatem sztukę kochania też inaczej uprawia. 


M.W: Twoja książka składa się z dwóch części. W pierwszej dużo jest Ciebie i adresata, do którego kierujesz słowa. Druga część to książka deklaratywnie Bez niego. Bez niego spotykasz się z ocaloną w Auschwitz, bez niego śpiewasz pieśni żałobne. Opowiedz o tym pomyśle. Właśnie, to pomysł czy rzeczywiście w pewnej chwili poznajesz świat i siebie, piszesz świat bez niego?

A.A: 
To nie jest pomysł a rzeczywistość. Jeśli jest miłość, a potem ktoś cię nie chce a ty go nadal chcesz, i tak jest w tobie nieustannie, choć go przy tobie nie ma. A życie płynie mimo że uczucie obumarło, świat nadal istnieje i dzieje się wokół to i owo. Ty nadal odczuwasz tę miłość, wszędzie gdziekolwiek się ruszysz ona idzie z tobą, boli cię, lecz równocześnie w każdej sekundzie daje radość. Czujesz ją jedząc jajecznicę i wchodząc na górę Synaj, jak powiedział Tadeusz Nyczek. Wiec gdy zdajesz z tego relację, z życia bez ukochanej osoby, to tak naprawdę zdajesz relację z braku. Pojawia się tu perspektywa ogołocenia: jesteś tą, która utraciła, czyli tą, która jednak coś miała. Miała i opowiada o tym w czasie przeszłym i teraźniejszym. 


M.W: Dlatego są tak silne. Szczerość pozbawiona zabawy językowej, tak modnej w poezji dzisiejszej, odsłania poetę i jego świat, mówi o świecie i człowieku. Pisząc te wiersze, myślałaś o ich opublikowaniu? Może miała to być autoterapia, potem zaś zdałaś sobie sprawę, że powinny ujrzeć światło dzienne?

A.A: 
Publikowanie jest marzeniem każdego piszącego. Czy to aż autoterapia? No nie, pamiętaj, że to jednak nie jest spowiedź, że jest tam kreacja świata mocno przemyślanego i ułożonego, tak by czytelnik dostał zwartą historię opowiedzianą od początku do końca. Zdarza sie i zabawa językiem, może nie ma współczesnych gier oraz modnych zderzeń, mocnych uderzeń, szarż i szturmów, używanych tylko po to, żeby zaszokować, ale są miejsca obliczone na czarowanie czytającego, na przypodobanie mu się, jest i bezceremonialna próba wzbudzenia podziwu, że tak można pisać o kochaniu się! W „Nie igra się z miłością” Alfred de Musset (który sam stracił głowę dla Georege Sand i został przez nią odrzucony, z czego nie podniósł się do końca życia) mówi, że kto kocha to i doznaje zawodu, bywa nieszczęśliwy, ale kocha i to jest ważniejsze nawet od cierpienia, które wpisane jest w każde uczucie, a kiedy znajdzie się na krawędzi grobu, obraca się, aby spojrzeć wstecz i cieszy się z tego, że jego życie nie upłynęło na byle czym, że kochał, właśnie że kochał…

M.W: Zdarza Ci się promować swoją książkę podczas spotkań autorskich? Na jakie pytania najczęściej odpowiadasz? Czy trudno Ci przychodzi mówić o swoich wierszach, intymnych często

A.A 
Czy to zdarzyło się naprawdę? Pytają: to wszystko się pani przytrafiło? Pytają wiec o dosłowność i odbierają, jakbym rzeczywiście spisała swoje pragnienia, traumy, ujawniła sekrety. A przecież te wiersze to wynik długotrwałej pracy nad obrazami i słowami, które wchodziły w interakcje ze sobą i wytworzyła się nowa wartość. Wypłynęła na powierzchnie opowieść o miłości. Być może jest mocno cielesna, bo o namiętność tu szło, lecz czy intymna? Kiedy wiec słyszę o intymności, o którą i ty pytasz, czuję się jakbym naruszała jakąś zasadę przyzwoitości, jakbym robiła coś czego inni nie robią, opowiadała historie, jakich inni nie opowiadają…

M.W: Nadal piszesz?

A.A: 
Piszę, cały czas piszę i to jest arcyprzyjemne, choć czasem sama siebie bawię tym, co przychodzi mi do głowy. Na szczęście istnieje na klawiaturze klawisz backspace!

M.W:
  Życzę kolejnych wierszy. I oby przetwarzanie owych obrazów i emocji nie zmęczyło Cię, ja nadal uważam, że intymność jest towarzyszką wiersza, że tak się wyrażę, i nie można się jej wstydzić, raczej trzeba umieć ją znieść, dać jej radę. Powodzenia.



Wywiad pierwotnie opublikowany w kwartalniku SZAFA

sobota, 27 czerwca 2015

Helikopter 7-9



W numerze:

György Dragon, Márton Simon, Przemysław Witkowski, Cezary Domarus, Buddy Giovinazzo, Marcin Ostrychacz, Adam Borzič, Básník Ticho, Paweł „Kelner” Rozwadowski, Ilona Witkowska, Konrad Góra, Maciej Sowicki, Mirosław Drabczyk, Tomasz Różyczki, Lesław Nowara, Jürgen Brôcan, Łukasz Suskiewicz, Dariusz Dziurzyński, Karol Graczyk, Patryk Zimny, Dariusz Muszer, Jakub Schönhof-Wilkans, Dominik Rokosz, Sławomir Płatek, Urszula Smoktunowicz, Paweł Tański, Dominik Żyburtowicz, Frigyes Karinthy, Robert Gawłowski, Karl van de Woestijne oraz Jarosław Klejnberg.

sobota, 23 maja 2015

Spotkanie poetyckie w Sztumie

Spotkanie poetyckie w Sztumie z udziałem prof. Zbigniewa Chojnowskiego, Janusza Ryszkowskiego i moim przebiegło bez zakłóceń. Publiczność zgromadzona w Czarnej Sali mieszczącej się w piwnicach Sztumskiego Centrum Kultury przez 90 minut słuchała naszych wierszy i rozmów na temat znaczenia poezji dla człowieka, jej kondycji i szans na utrzymanie się w górnych półkach naszych codziennych potrzeb. 

Nie wszystkie wnioski tchną optymizmem, ale to i lepiej. Wiemy już, że jako nauczyciele, piszący, mamy dużo do zrobienia.


Poeta, mówił prof. Chojnowski, to człowiek stojący twardo na ziemi. Nie oznacza to jednak, że potrafi załatwić dwa interesy przy jednaj wódce. Jego siła leży w przewidywaniu tego, co będzie za wiele lat. A do tego trzeba umysłu analitycznego i konkretnego.

Na marginesie, wielkie gratulacje dla Sztumu i jego władz. Dbałość o kulturę szczególna.








wtorek, 19 maja 2015

Spotkanie autorskie w Sztumie

Spotkanie w Sztumie

21 maja  w czwartek spotkanie z prof. Zbigniewem Chojnowskim, Januszem Ryszkowskim i ze mną w Sztumie. Poczytamy wiersze, odpowiemy na pytania. Zbigniew Chojnowski o 12.00 opowie o Marianie Hemarze.

Taka 80 rocznica pobytu w Sztumie poetki Iłłakowiczówny.








sobota, 9 maja 2015

Helikopter 5/2015 ma odlot ...

W numerze:

Wojciech Wilczyk, Anna Augustyniak, Paweł „Kelner” Rozwadowski, Piotr Gajda, Adam Kaczanowski, Buddy Giovinazzo, Mirosław Drabczyk, Adrian Tujek, Piotr Maur, Peter Gehrisch, Waldemar Okoń, Filip Zawada, Krzysztof Niewrzęda, Piotr Smolak, Libor Martinek, Sylwia Gibaszek oraz Jarosław Klejnberg,

http://opt-art.net/helikopter/


Że podkreślę wiersze Anny Augustyniak, to podkręślę, bo w piwnicy gościła niedawno, teraz w Helikopterze siedzi. 
I Piotr Gajda też znajomo.
I wielu innych znamienitych gości.

sobota, 2 maja 2015

Jakobe Mansztajn "Studium przypadku"

Co tu mówić? Nowy zbiór wierszy Mansztajna to ironiczna prowokacja, unosząca się w lekkich oparach absurdu opowieść o samobójcach, śmierci i pokracznych truchłach tłukących się między żywymi i podglądający nas. Największą siłą tej książki jest właśnie ten lekki i ironiczny ton nadany makabrze. W świecie, w którym wszystko zostało już wyśmiane, kiedy to najbardziej absurdalne pomysły traktowane są poważnie Jakobe Mansztajn doszedł do wniosku, że język ironii jest najwłaściwszy. Pewnie tak, a przynajmniej nie musi go bronić, ironia zazwyczaj broni się sama. Poza tym pretensjonalne, wybuchowe emocje czynią nas często groteskowymi. W świecie tysięcy ofiar podanych na tacy przez komercyjne telewizje na informację o śmierci, na mówienie o śmierci trzeba znaleźć swój język.

Z drugiej strony to ucieczka od emocji, fasada, za którą kryją się odważne metody i techniki nauczania i wypowiadania się, że tak się dydaktycznie nieco wyrażę. Czy jednak studium przypadku rysuje się pod wpływem emocji? Nigdy tak tego nie robiłem.

Może to poetyckie studium przypadku samego autora, może kolejnych wspomnianych w wierszach poetów i muzyków samobójców lub samej śmierci. Owe studium podglądane jest, widziane z perspektywy kamery filmowej.

„trzask, kamera odjeżdża i dopiero teraz widać”

Następują kolejne obrazy, ujęcia o różnej długości. Bohaterowie ujmowani są w różnych planach, wszystko z filmowym zacięciem.

Wiarygodności Mansztajn nabiera, kiedy uświadomimy sobie, że w drugiej jego książce powraca zmarły przyjaciel. Temat zdaje się powracać jak mantra, i tylko określenie „mantra” nie pasuje to poetyckiego dorobku Mansztajna. To raczej obsesja kryjąca się za parawanem ironii, która pozwala przeżyć dojmujące doznania, myśleć, bez nurzania się w obłąkaniu, o śmierci.

„Studium przypadku” to rzeczywiście dobra Książa poetycka, ponieważ jest w niej wszystko, co takowa powinna zawierać, czyli: obsesja, śmierć, „melanchujnia” (określenie Julii Szychowiak cytowane w książce), ironiczny język, czyli zestaw do przeżycia w trudnych warunkach ery „Celebrity Splash”, gdzie rolnik szuka żony pod wodą. To „Skowyt” na miarę nadbałtyckich młodych wioślarzy. Jeśli Jakobe Mansztajn oszaleje (czego mu nie życzę) napisze książkę kultową (czego mu życzę), nie wiem jednak, czy jemu na tym zależy.


W końcu najczęściej chyba pojawiającym się zwierzęciem domowym (?) he, jest pająk, uosobienie samotności i cierpliwości. I takie wydają się być wiersze Jakobe Mansztajana. Soczyste, lewitujące gdzieś w rogu tego świata, czujne i mówiące z perspektywy cierpliwości dla wszystkiego.


Jakobe Mansztajn, "Studium przypadku", WBPiCAK, Poznań 2014

wtorek, 21 kwietnia 2015

JANUSZ RYSZKOWSKI "STACJA PRZEDOSTATNIA"

Podmiot liryczny tego zbioru stoi na przedostatniej stacji. To pozwala sądzić, że jest u progu podróży. Nie chcę wyrokować jaka to podróż: życie, kariera. Nie ważne. Korzeniem książki jest świadomość skończoności wszystkiego. Dlatego wraca do przeszłości. Przypomina sobie szczegóły, nieważne chrząknięcia, spięcia i pęknięcia w świecie, ludziach, wszelkich relacjach. W ostatnim wierszu autor przekonuje, że po naszym życiu zostanie tylko numer NIP i kilka innych urzędowych spraw. To przekonanie współczesnego poety jest mi bliskie. To bardzo determinuje do działania, do życia ponad miarę. Pesymizm. Pozwala też spojrzeć chłodnym okiem na wszelkie napięcia człowieka w nim samym, również na owe napinanie się na zewnątrz. Po tym wszechobecnym napinaniu mięśni, kumulowaniu grosza, w tym bezmyślnym dążeniu do wyróżnienia się, w tych imionach nadawanych dzieciom, w tych maratonach, dietach cud, po tym wszystkim co nas uprzedmiotawia pozostanie tylko PESEL.

Ryszkowski jest jak członek wielkiej orkiestry wystukujący rytm w kącie na trójkącie. To synonim dzisiejszego poety. Szuka w codzienności, banalnych sprawach jakiegoś przeczuwanego zaledwie uniwersum.  To wiersze zapraszające do siebie wszystkich, ale odnajdą się w nich tylko ludzie z rogów tego świata, ukryci, refleksyjni i w gruncie rzeczy szczęśliwi, spokojni i pogodzeni. Pyszałkowie chcący się za wszelką cenę wyróżnić trafią na mur nie do przebicia bez zmiany mentalności. Skąpani w pozornych działaniach i sukcesach, na które zapracowali inni odkaszlną te wiersze i pójdą z drwiną na ustach dalej.


Dojrzałe wiersze poety niebawiącego się w lingwistyczne marudzenie. Od pierwszego wiersza wiadomo, że Janusz Rykowski powie coś ważnego, że wie, o co mu chodzi i powie nam to otwarcie.


Janusz Ryszkowski, "Stacja przedostatnia" Biblioteka Toposu, Sopot 2014

niedziela, 12 kwietnia 2015

Oliwia Betcher "Poza"

Debiut Oliwii Betcher pełen jest zwrotów akcji, zaskakujących skojarzeń i wręcz narracji ocierających się o przejmujące opowiadanie o codzienności, relacji podmiotu lirycznego z ludźmi i stosunku do przeszłości i dzisiejszych wydarzeń.
Poetka wyraźnie chce mówić, mówić dużo, jakby język jej spuszczono z łańcucha. Tworzy swój rejestr zdarzeń w dyscyplinie i porządku wersyfikacyjnym, jednocześnie nie stroni od emocji.

Tytuł tomu POZA pozwala sądzić, że przećwiczymy kilka póz przyjmowanych codziennie przez podmiot liryczny i licznych adresatów. To również wskazówka, że ktoś lub coś usytuowane jest poza – poza systemem, poza granicami, może ograniczeniami. Tropy te podpowiadają same wiersze.
W wierszu „Odbicia” poetka wyznaje”

„Przerosło mnie posłuszeństwo dziecko nauczyło się nie wychodzić przed szereg”.

Lepiej być poza systemem. System i tak wypluwa. Powielanie stereotypów paradoksalnie osuwa człowieka w cień. Niby w masie , ale jakby POZA wszystkim. Lepiej funkcjonować na marginesie, odbić się, wówczas nie jesteś uzależniony, stajesz się bardziej swój własny, sam sobie wytyczasz kanony, cele. Funkcjonujesz poza, ale stajesz się widoczny dla większości, stajesz się podmiotem, nie zaś przedmiotem prowadzonym na smyczy przed np. mody, kanonów piękna, zdrowia, języka itd.
Będąc ze wszystkimi nie jesteś nawet ze sobą, za dużo warunków do spełnienia. To wcale nie oznacza rezygnacji z personalizmu. Odbicie się jest jednak konieczne. Tylko wolny człowiek, może na zasadach wolności wchodzić w relację z innymi ludźmi.

Bycie POZA w sensie dosłownym jest jednak bolesne. Tak opisuje poetka relacje z rodziną.

„(…) rodzina? Rodzi nawyki,

Wnyki są wrodzone jak agresja.”

Nie trzeba tłumaczyć owej gry słów, z której wynika, że rodzinne nawyki to sidła kontrolujące rozwój duchowy i emocjonalny.

Opowieść o chłodzie między ludźmi, o niespełnionych oczekiwaniach rozpoczyna się już na początku książki. Drwina ale i żal, że bardziej szanujemy swoje oczekiwania wobec córki (że da wnuki i będziemy mieli się z kim bawić) pojawia się już w wierszu „Nic nie jest moje”. Nie można oprzeć się wrażeniu, że podmiot liryczny wypowiadając się w trzeciej osobie, „ale na razie opłakuje straty”, mówi o sobie samym.

Ojciec twierdzi, że powinna mieć dziecko, że to jego uszczęśliwi. Właśnie, musimy uszczęśliwiać innych, bliskich, najbliższych i dalszych. Ciągle komuś coś dawać. Osoba mówiąca w tej książce ma tego dość. Stawia na swoim, ale robi to z bólem. Czyni to jednak, ponieważ świat wymusił na niej jednocześnie przekonanie, że nie powinna skazywać swojego dziecka na TAKĄ MATKĘ.
Świat jaki rysują te wiersze to planeta pełna paradoksów i obłudy. Nieskończona ilość pomyłek i egoizmu.

Autorka bez żenady otwiera się ze swoimi myślami, poglądami i tym, co widzą oczy. To mocna, miejscami egzaltowana, ale wiarygodna poezja.
Oliwia Betcher uważa, że pewien świat już się skończył. Żyjemy już poza światem, w którym ateiści byli wiarygodni, ponieważ kłócili się z szanowanymi przez innych wartościami. Dziś nawet ci, którzy powinni o te wartości walczyć, lżą je, stają się ich antytezą.
Poeci piszą dla publiczności, zamiast kontrowersji wzbudzają miły uśmiech lub pobudzają jarmarczne, odpustowe gusta. Trudne do uniesienia „kanony” wypalają się, umierają na rzecz foty w necie, recenzji, poklepywania po plecach.
Poetka wskazuje, że gdzieś w rogu świata, nie widoczna przez nikogo umiera z empatii, utożsamia się z czytaną historią i jej bohaterem. Płacze jednak dla nikogo. Nie ma wśród zaganianych i zaaferowanych sobą i swoja karierą nikogo, kto chciałbym ją zauważyć. Czyta, płacze POZA wszystkim.

Chcesz należeć do świata, do innych musisz zgodzić się na przyjęcie pozy. To może być poza szewca, artysty, nauczyciela, polityka, sportowca, ale tę pozę należy nieustannie ćwiczyć. Nie chodzi już o powierzchowne strojenie min, na czym większość się zatrzymała z powodu swojego lenistwa. Tu chodzi o sposób myślenia. Mam dziś myśleć jak polityk. Jutro będę myślał jak pielęgniarka. Rano myślę jak sportowiec i mimo zaawansowanego wieku ćwiczę ponad siły, w południe jestem nauczycielem, lekarzem lub mechanikiem i myślę jak mechanik. Wieczorem zaś staję się artystą i chwytam za gitarę lub cymbały. Co gorsza, chcę, by wszyscy traktowali mnie jak sportowca, lekarza, artystę w zależności od mojego nastroju, pory dnia i mojego życzenia. Niestety nikt nie nabiera się na to. Niestety inni też są skupieni na swoich pozach. Nie zauważają mnie. Rodzi się frustracja, depresja. Jedziemy na lekach. Tak kończą indywidualności o odpustowych gustach i marzeniach.

Wiersze Oliwii Betcher pobudzają do refleksji. Wnioski, być może, każdy wyciągnie inne, ale poetka fachowo ciągnie nas po swojej drodze, więc jestem spokojny, nikt nie zgubi się w tych wierszach. Wierszach ważnych, ponieważ mówią o relacji ze światem otwarcie, refleksyjnie. Poetka nie chowa się za niezwykłymi metaforami. Pojawiające się gry językowe, kalambury mają na celu tylko uwypuklić treść, stają się wykrzyknikiem.




Oliwia Bechter "Poza", Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Szczecin 2015

czwartek, 2 kwietnia 2015

Wywiad dla Szafy z Anną Augustyniak


Fragment wywiadu przeprowadzonego dla Kwartalnika literackiego Szafa.

M.W: Twoja książka składa się z dwóch części. W pierwszej dużo jest Ciebie i adresata, do którego kierujesz słowa. Druga część to książka deklaratywnie Bez niego. Bez niego spotykasz się z ocaloną w Auschwitz, bez niego śpiewasz pieśni żałobne. Opowiedz o tym pomyśle. Właśnie, to pomysł czy rzeczywiście w pewnej chwili poznajesz świat i siebie, piszesz świat bez niego?

A.A: 
To nie jest pomysł a rzeczywistość. Jeśli jest miłość, a potem ktoś cię nie chce a ty go nadal chcesz, i tak jest w tobie nieustannie, choć go przy tobie nie ma. A życie płynie mimo że uczucie obumarło, świat nadal istnieje i dzieje się wokół to i owo. Ty nadal odczuwasz tę miłość, wszędzie gdziekolwiek się ruszysz ona idzie z tobą, boli cię, lecz równocześnie w każdej sekundzie daje radość. Czujesz ją jedząc jajecznicę i wchodząc na górę Synaj, jak powiedział Tadeusz Nyczek. Wiec gdy zdajesz z tego relację, z życia bez ukochanej osoby, to tak naprawdę zdajesz relację z braku. Pojawia się tu perspektywa ogołocenia: jesteś tą, która utraciła, czyli tą, która jednak coś miała. Miała i opowiada o tym w czasie przeszłym i teraźniejszym. 


M.W: Dlatego są tak silne. Szczerość pozbawiona zabawy językowej, tak modnej w poezji dzisiejszej, odsłania poetę i jego świat, mówi o świecie i człowieku. Pisząc te wiersze, myślałaś o ich opublikowaniu? Może miała to być autoterapia, potem zaś zdałaś sobie sprawę, że powinny ujrzeć światło dzienne?

A.A: 
Publikowanie jest marzeniem każdego piszącego. Czy to aż autoterapia? No nie, pamiętaj, że to jednak nie jest spowiedź, że jest tam kreacja świata mocno przemyślanego i ułożonego, tak by czytelnik dostał zwartą historię opowiedzianą od początku do końca. Zdarza sie i zabawa językiem, może nie ma współczesnych gier oraz modnych zderzeń, mocnych uderzeń, szarż i szturmów, używanych tylko po to, żeby zaszokować, ale są miejsca obliczone na czarowanie czytającego, na przypodobanie mu się, jest i bezceremonialna próba wzbudzenia podziwu, że tak można pisać o kochaniu się! W „Nie igra się z miłością” Alfred de Musset (który sam stracił głowę dla Georege Sand i został przez nią odrzucony, z czego nie podniósł się do końca życia) mówi, że kto kocha to i doznaje zawodu, bywa nieszczęśliwy, ale kocha i to jest ważniejsze nawet od cierpienia, które wpisane jest w każde uczucie, a kiedy znajdzie się na krawędzi grobu, obraca się, aby spojrzeć wstecz i cieszy się z tego, że jego życie nie upłynęło na byle czym, że kochał, właśnie że kochał…

środa, 1 kwietnia 2015

Zwycięstwo literatury

Wszyscy moi uczniowie na dziś przeczytali wszystkie lektury. Podczas rozmowy okazało się, że doskonale rozumieją konieczność znajomości dzieł literackich oraz tych pomniejszych tytułów skutecznie upiększających nam codzienność.

Jeden z uczniów stwierdził nawet, że to właśnie umiejętności zdobyte podczas lekcji  polskiego będą mu towarzyszyć w życiu najczęściej. Sztuka prezentacji, czytanie ze zrozumieniem, analiza wypowiedzi itd. to, wreszcie zrozumiał, umiejętności ważniejsze od znajomości wzorów skróconego mnożenia, bez których codzienne życie jakoś się udaje.

Wszyscy sportowcy w moim mieście nagle zaczęli czytać poezję. Nie obcy im Macierzyński, Honet i Gajda. W związku tym władze przekazały 200 tysięcy złotych na organizację imprez kulturalnych związanych z literaturą. Powstanie festiwal poetycki "Nie ma róży bez kolców" oraz festiwal noweli współczesnej PROZA FIT.

W całej Polsce, dzięki dofinansowani z Ministerstwa cena książek sprowadzona została do symbolicznych pięciu złotych. Zaś każdy autor publikujący w tym roku książkę otrzyma becikowe w kwocie 10 tysięcy złotych.

Wszyscy autorzy legitymujący się opublikowanymi co najmniej dwiema książkami zwolnieni są z podatku vat na książki oraz materiały biurowe.

Klienci księgarni posiadający paragon na 150 złotych otrzymują 80%  zniżkę na przejazdy PKP.


Artykuł sponsorowany przez Prima Aprilis.

wtorek, 31 marca 2015

Nowa Szafa otwarta

POEZJA:
Daniel Baca, Andrzej Ballo, Anna Błasiak, Aldona Borowicz, Jarosław Kapłon, Anna Musiał, Tomasz Pietrzak, Dawid Staszczyk, Kinga Weronika de Walla, Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska

PROZA :
Andrzej Ballo, Dorota Bucka, Jacek Durski, Jarosław Księżyk, Mirka Szychowiak, Iwona Partyka, Anna Partyka-Judge
FOTOGRAFIA-GRAFIKA-MALARSTWO :
Marzena Ablewska-Lech, Jacek Baryłkiewicz, Michał Drozd, James Dean Holloway, Marta Kołodziejska, Anna Weronika Kos, Miłosz Kulawiak, Dominika Michalik, Rene Pascal, Jakub Połomski, Jan Rusnok, Vincent Tate
sZAFa PRESENTS:
Anna Błasiak - tłumaczenia: Anna Augustyniak I loved when she passed away [kochałam, kiedy odeszła] * Daniel Odija The Subway [Tunel]
Leszek Jodliński - Poszukiwany pijak absyntu
Karol Maliszewski - "wszystko i Nic składa się na"
Daria Nowicka - Spojrzenia postpamięci - obrazy powracającego Holocaustu. (Graniczna tożsamość ocalonej z Sodomy - na przykładzie wierszy Wisławy Szymborskiej i Józefa Łobodowskiego oraz Moim przyjaciołom Żydom Władysława Strzemińskiego)
Maja Staśko - Wiłgłocisz

ESEJE-FELIETONY-RELACJE:
Paweł Dąbrowski - Inna kultura
Ewa Frączek - Przeciw sloganom, czyli moda na literaturę, odcinek dwa tysiące piętnasty 
Maja Staśko - Polski esej współczesny. Od Stempowskiego do Stasiuka
Ania Możdżeń-Brzozowska - W artystycznych rogach. Przechadzka sentymentalna
Marta Kołodziejska - Problemy młodych twórców w obliczu kryzysu sztuki współczesnej
Iwona Partyka - Koty i pisarze
Kamila Wasilewska-Kaczmarczyk - Relacje (między)ludzkie

TEATR, FILM:
Leszek Jodliński - Odsun!!!
Natalia Pecyna - Sceny z życia małżeńskiego w obliczu siły wyższej – o Turyście Rubena Östlunda
Maja Staśko - Nie jem, więc jestem (obok A jeśli Bóg jest? Katrin Gebbe ze stosem spoilerów)

KRYTYKA LITERACKA-RECENZJE:
Aldona Borowicz - Między zmysłowością a refleksją, o poezji Agnieszki Tomczyszyn-Harasymowicz
Paweł Dąbrowski - Szczegóły, doznania, współczesność
Rafał Derda - Ból mięśnia ułożył się na podłodze w nieregularny wzór, czyli na temat Chwili nieuwagi Marka Forda * Oto utopia, czyli na temat tomiku Porumb autorstwa Mi1łosza Biedrzyckiego (MLB)
Ewa Frączek - Szczepan Twardoch Morfina
Małgorzata Południak - Epizody z pochodzenia
Klaudia Raczek - Widmo, z którym żyję. Widmowy refren Agnieszki Mirahiny * Piękno jest chorobą. Szukanie Schulza w MARTWYM SEZONIE Jakuba Woynarowskiego 
Daria Nowicka - Oksymoroniczne nawoływania - między staroświecką entomologią a chorzelukiem
Jakub Sajkowski - Środki ciężkości, środki lekkości. Przegląd młodopoetycki
Ewelina Sasin - W krainie demonów psychiki i śmierci. Przypadek Alicji Aleksandry Zielińskiej
Kinga Weronika de Walla - Dobro pachnie – impresja po lekturze Pełnej krwi Łukasza Jarosza.

WYWIADY:
Natalia Pecyna rozmawia z Marią Ernestam
Małgorzata Południak rozmawia z Ewą Frączek
Marcin Włodarski rozmawia z Anną Augustyniak

poniedziałek, 30 marca 2015

Helikopter 4/2015 na dachu i gotowy

W numerze:

poezja ukraińska (Ostap Sływynski, Olaf Clemensen, Hałyna Tkaczuk, Wasyl Łozinski, Katrina Haddad, Hałyna Kruk, Ołeksij Czupa, Lubow Jakymczuk), Nazar Honczar, Maria Jastrzębska, Ewa Sonnenberg, Paweł „Kelner” Rozwadowski, Barbara Klicka, Paweł Kozioł, Aneta Kamińska, Buddy Giovinazzo, Eugenijus Ališanka, Jaromír Typlt, Aleksandra Zbierska, Michał Kozłowski, Marian Lech Bednarek, Mariusz Jagiełło, Agnieszka Marek oraz Jarosław Klejnberg,

piątek, 27 marca 2015

Anna Augustyniak "Bez ciebie"



Wiersze w tomie poezji Anny Augustyniak podzielone są na dwie części. Mimo że autorka części tych nie opatrzyła tytułem, nie trudno odgadnąć, że pierwsza część dotyczy wierszy powstałych niejako z nim. Druga zaś część to już wiersze bez niego.
Zarówno w pierwszej jaki i w drugiej części przeczytamy wiersze dojmująco szczere, otwarte na czytelnika. Coraz rzadsze w poezji bezpośrednie wyznania odsłaniające wrażliwość człowieka mogą onieśmielać.




„z miłości otępiałam przestałam słyszeć
Gwizdy ptaków
Świergot miasta mnie omijał
Jak na niemym filmie.”
                                              (straciłam wszystko)

Tematem wierszy jest oczywiście miłość, ale traktowana jako nieustanna podróż. To nie wieczory przy kominku, w pościeli dnie całe czy plażowanie z kawą. Miłość to nie kontrakt zapewniający spokój i dostatnie życie. Miłość to podróż raz wspólna, raz osobna. Jedno z nas może z podróży nie wrócić.  Pierwsza część wierszy to wiersze o odwzajemnionej miłości, której obiekt, że tak się brzydko wyrażę, każe na siebie czasem czekać. Trzeba wówczas wypełnić ten czas codziennymi rytuałami przeplatanymi wspomnieniami o tym, czego nas miłość nauczyła. To również wizualizowanie miejsc, w których on przebywa. To w końcu wspólne podróżowanie, przeżywanie nowych obrazów. Bardzo zmysłowa przygoda, gdzie drżące ręce są emanacją tego, co dzieje się w środku.

Druga część prowadzi nas wszędzie tam, gdzie autorka była bez niego. Bohaterka liryczna szuka go w miastach tego świata. Istnieje bez niego, doznaje bez niego ziemi, po której chodził Łazarz w Betanii. Brakuje jego ciała, ale tam, gdzie gaje oliwne i oczy palestyńskiej matki, „pękate wargi pieszczą monetę”, można na chwilę zapomnieć o namiętności.
Nie na zawsze. 

Świętości pieszczą się w tych wierszach z cielesnością. Książka o nas, o ludziach chcących być tym, kim być nie mogą, o ludziach chcących być tam, gdzie nigdy nie będą. Napisana w sposób przejmujący, bo bez tanich gier językowych. Wyjątkowe wiersze na półce każdej księgarni. Mówię o księgarniach mieszczących w sobie książki z wierszami.




Anna Augustyniak, „Bez ciebie”, Wydawnictwo Jeden Świat, Warszawa 2014.

poniedziałek, 16 marca 2015

KSIĄŻKA TO NIE ROSÓŁ W PROSZKU – wywiad z Joanną Dziwak autorką Gier losowych

Joanna Dziwak. Fot. z archiwum autorki
KSIĄŻKA TO NIE ROSÓŁ W PROSZKU – wywiad z Joanną Dziwak autorką Gier losowych

MARCIN WŁODARSKI: Napisałaś książkę. To pierwsza? Może już wcześniej coś się rodziło, ale nie przeszło Twojej weryfikacji?
JOANNA DZIWAK: Tak, to pierwsza książka, którą napisałam prozą. Wcześniej były przede wszystkim wiersze. W notce na Wikipedii zresztą do tej pory figuruję jako poetka.

M.W: "Gry losowe" to według mnie wielkie szyderstwo ze wszystkiego, z teraźniejszości. Taka "szydera", jak mawia mój kolega. Trafiłem? Może intencje były inne?

J.DZ: Wyjdźmy od tego, że słowo „intencje” nie jest tu do końca na miejscu. Pisząc tę książkę nie miałam nakreślonego „planu działania”, pisana była w sposób raczej spontaniczny i, szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam, dokąd to wszystko zmierza. Na przykład postać Arkadiusza Pszczoły przyszła mi do głowy pewnego razu, kiedy wracałam z pracy tramwajem. Padał deszcz, byłam zmęczona i znudzona i pomyślałam, że chcę napisać historię niespełnionego poety w średnim wieku, w którego życiu nic się nie wydarza, głównie publikuje wiersze w Internecie i pijąc herbatę patrzy przez okno. To jest postać wymyślona od początku do końca, nie ma żadnego prototypu w rzeczywistości; dodatkowo kazałam mu mieszkać w Bytomiu, w którym sama nigdy nie byłam. Ale dobrze, odniosę się do tej szydery. Trudno mi cokolwiek na to poradzić, ale mam po prostu mocno krytyczny stosunek do rzeczywistości. I nawet jak świeci słońce, jest niebo niebieskie, a ja na łące plotę wianek z fiołków i stokrotek, to nie do końca potrafię cieszyć się tą sytuacją (szczerze mówiąc to nawet nie potrafię pleść wianków). Na szczęście oprócz krytycznego nastawienia, mam też wspomniane wcześniej poczucie humoru i stąd w efekcie bierze się ta ironia, czy – jak wolisz – szydera.

M.W: W tym tygodniu wspomniałem na swoim blogu o piśmie historycznym redagowanym w moim miasteczku. Myślałem, że tej przeszłości coraz więcej wokół, że przyszłość już nikogo tu nie interesuje, nikt w nią nie wierzy, teraźniejszość się sprała, no i zostaje przeszłość, tym bardziej na ziemiach odzyskanych, czyli przeszłość dla nas bezpieczna. Ty jednak pławisz się w teraźniejszości, ona Cię inspiruje. Nie masz z nią na pieńku? Nie bawią cię inne czasy?

J.DZ: Te czasy to jedyne, w których żyłam, siłą rzeczy mam więc o nich najwięcej do powiedzenia. Jako dziecko grałam w gry komputerowe i oglądałam na video amerykańskie filmy, trudno żeby nie miało to wpływu na moje późniejsze postrzeganie świata. Choć z drugiej strony czytałam też dużo książek. Miałam dziewięć albo dziesięć lat, kiedy ojciec kupił mi "Krzyżaków" i "Quo Vadis" i ja te książki wtedy od początku do końca przeczytałam, bo byłam ambitnym dzieckiem. Ale, odpowiadając na Twoje pytanie, nie ma we mnie jakiejś wielkiej fascynacji przeszłością. Interesują mnie pewne zjawiska czy postacie z nią związane (ostatnio np. spędziłam tydzień w Wiedniu szukając miejsc związanych z młodością Hitlera, bo jest to dla mnie fascynujące, że człowiek, który malował akwarelki i chciał zostać artystą, stał się jednym z symboli zła XX wieku), ale nie mam takich fantazji, żeby podróżować w czasie. To, co jest teraz - jest materiałem na jeszcze wiele książek. I mówiąc "to, co jest teraz" nie mam na myśli wyłącznie ani przede wszystkim Internetu.

M.W: W "Grach losowych" bardzo dużo się dzieje. To teraźniejszość dynamiczna, z wieloma bohaterami, Ci ludzie z malowniczo wykręconym życiem czynią świat tej książki atrakcyjnym. Tak postrzegasz teraźniejszość, dzisiejszość? Atrakcyjna, chociaż zmusza wręcz do wyśmiania?

J.DZ: Wrażenie tego, że dużo się dzieje, wywołane jest pewnie przez fakt, że mamy w "Grach" kilka różnych, nieprzeplatających się ze sobą wątków. Bo przecież w życiu bohaterów nie wydarza się szczególnie wiele. Jo ma w pewnym momencie jakiś romans, ale poza tym nie prowadzi szczególnie fascynującego życia. Autor bestsellerów, Janusz Czereśniewski głównie chodzi po mieście albo sprawdza Facebooka, a o Arkadiuszu Pszczole wspominałam już wcześniej. Więc ta "teraźniejszość dynamiczna", o której mówisz, wykreowana jest chyba głównie przez język, narrację, w której sporo się dzieje. Dużo dzieje się w głowach bohaterów, ale nie przekłada się to na to, co zwykło się określać jako „wartką akcję”. Nie ma „mrożących krew w żyłach” przygód i nie staram się trzymać odbiorcy w napięciu. Zresztą sama nie przepadam za czytaniem tego typu książek. To, co przydarza mi się w życiu, jest wystarczająco zajmujące, więc nie kręcą mnie specjalnie wymyślne fabuły. W literaturze szukam innych rzeczy. Na przykład bardzo lubię taką książeczkę Georgesa Pereca pt. "O sztuce i sposobach usidlenia kierownika działu w celu upomnienia się o podwyżkę". Nic się tam nie wydarza, mamy po prostu sytuację, w której chcesz dostać podwyżkę i różne wersje tego, co może cię spotkać, gdy zdecydujesz się o nią poprosić; całość oparta na eksperymencie kombinatorycznym autora. Ja sama w "Grach" w wątku Arkadiusza Pszczoły też wprowadziłam coś w podobnym rodzaju: mamy sytuację i 3 różne możliwości tego, jak się rozwinie. Trochę jak w grach planszowych.

M.W: A lubisz seriale? To pytanie nie musi być głupie i od czapy, w końcu "Gry losowe" publikowane były pierwotnie w odcinkach na stronie ha!artu. Plus to o czym mówisz, że literatura nie musi opowiadać o spektakularnych wydarzeniach, wystarczy ciąg zdarzeń. Wiesz, ja też myślę, że z takiego ciągu można więcej wyciągnąć, hehe.

J.DZ: Lubię, ale bez przesady. Nie jestem jedną z tych osób, które uzależniły się od "Breaking Bad" czy "Gry o tron" i raczej formuła serialu nie była dla mnie szczególną inspiracją przy pisaniu "Gier". A jednym z ważniejszych czynników, dla których ta książka pisana była w cyklicznie ukazujących się odcinkach, jest fakt, że jako osoba pracująca na pełnym etacie, nie mogę sobie pozwolić na to, żeby spędzić cały dzień na pisaniu książki. Umówiliśmy się więc z Wydawnictwem, że będzie jeden fragment raz na tydzień – 2 tygodnie. Przyznaję, że taka dyscyplina bardzo mi odpowiadała.

M.W: Pisząc kolejne odcinki, myślałaś o czytelnikach? Chciałaś, by książka była atrakcyjna, że tak głupio się wyrażę? Pytam, bo "Gry losowe" świetnie się czytają, płyną wartko w stronę mózgu, bawią, czasem człowiek lekko sie zamyśli nawet, ale nie widzę tu żadnego klucza, według którego mogłyby powstawać. Po prostu kabaretowi, groteskowi bohaterowie narysowani grubą kreską.
J.DZ: Nie wierzę, że można w ogóle nie myśleć o czytelniku, przy bliskim mi założeniu, że literatura to forma komunikacji. Nie przemawia do mnie wizja pisarza, który niczym szaman przy ognisku wypowiada średnio zrozumiałe zaklęcia, a my się mamy tym zachwycać. Ale, z drugiej strony, pisanie z nastawieniem: „chcę się wam przypodobać”, też jest bez sensu, bo książka to nie rosół w proszku, który należy wcisnąć ludziom w jak największej ilości. Powtórzę po raz kolejny: "Gry losowe" nie powstawały z ambicją: chcę odmienić wasze życie, chcę powiedzieć wam, co jest dobre, a co złe. Nie czuję się kompetentną osobą, by przemycać takie treści w swoich tekstach. Choć, być może, napiszę kiedyś książkę dużo bardziej "na serio".

M.W: Myślisz, że to banalna książka? Czy może już nie zastanawiasz się nad "Grami losowymi" ?

J.DZ: Gdybym uważała, że to banalna książka, to przecież w ogóle nie chciałabym jej publikować. Nie miałabym śmiałości wciskać odbiorcom produktu literaturopodobnego, a podejście: wydać książkę, żeby tylko wydać, jest mi obce. No bo po co? Przecież nie dla pieniędzy ani fejmu, bo jeśli o tym się marzy, to przecież bycie akurat pisarzem nie jest, mówiąc delikatnie, najlepszym pomysłem. A czy się zastanawiam? Książka wyszła z drukarni prawie 3 miesiące temu i od tego momentu żyje własnym życiem. Mam jeden egzemplarz na stoliku nocnym (bo mam całkiem sporo książek na stoliku nocnym) i czasem ją sobie otworzę w przypadkowym miejscu. Wstydu nie ma.

M.W: „To uczucie, gdy po zimie od razu przychodzi lato” – mówi Hieronim Osa (jeden z bohaterów „Gier losowych”) siadając na ławce. Nas niech spotka uczucie podobne, gdy od razu przejdę do ostatniego pytania: kiedy kolejna książka? 


J.DZ: Jest pomysł na razie, ale pierwszego zdania jeszcze nie ma. Ostatniego tym bardziej. Dostałam propozycję od BookRage, żebym napisała coś dla nich na rok 2015 i raczej coś z tego wyjdzie – kiedy jestem ścigana terminami, pisze mi się lepiej. Co nie znaczy wcale, że chcę zakończyć współpracę z Ha!artem, bo cenię ją sobie, a z niektórymi autorami, np. Sławkiem Shuty czy Ziemkiem Szczerkiem chodzę też czasem na piwo. A nawet na wódkę. Także dla mnie to nie tylko "jakieś tam" wydawnictwo, ale też związani z nim ludzie i wspólny sposób patrzenia na pewne sprawy. Ale tymczasem cieszmy się "Grami losowymi".

M.W: Cieszymy się! Jest Shuty, jest Szczerek, jesteś Ty… znaczy się powstanie bestseller, którego akcja toczyć się będzie na Warmii w Suszu, gdzie wszyscy mają wszystko w normie prócz jednego świetlicowego płuczącego gardło w piwnicy i czytającego „Gry losowe”. Życzę Ci kolejnych książek wytrącających z komfortu ludzi z wyższym wykształceniem np. pedagogicznym.


Wywiad pierwotnie ukazał się w 51 nr Kwartalnika Literackiego Szafa