środa, 11 września 2013

Jan Krasnowolski, "Afrykańska elektronika"


















Jan Krasnowolski to postać na miarę naszych czasów. Autor trzeciej już książki, tym razem zatytułowanej „Afrykańska elektronika” wyjechał z Krakowa do Anglii i przyznaje w wywiadzie dla magazyn pl, że nie wróci do Polski, do Krakowa, bo na wyspach dopiero jest normalnie ( całość wywiadu: http://www.magazynpl.co.uk/2013/07/afrykanska-elektronika-czy-magia-voodoo.html). Ten miłośnik wyspiarskiego życia, że tak się wyrażę, swoją nową książKę składa z czterech opowiadań, z których większość dzieje się właśnie na wyspach. Wydawca, czyli Ha!art poleca książkę jako pochodzącą z nurtu lad lit, czyli literaturę popularną przeznaczoną głównie dla twardzieli.

Bohaterowie „Afrykańskiej…” to Polacy na emigracji zajmujący się czymkolwiek, aby zarobić. W końcu lepiej jest wykańczać mieszkania albo pracować w fabryce ciastek w Anglii niż być, powiedzmy nauczycielem w Polsce, gdzie i tak ogólny duch narodu nie da człowiekowi żyć spokojnie po pracy. Bohaterowie tych opowiadań to ludzie jakich spotkać można wokół siebie. Nie wyróżnia ich nic. Nie mają przerośniętych ambicji, wyjątkowego pochodzenia. Mają wady i zalety.

Język tych opowiadań też nie zaskakuje wyjątkową erudycją, leksykalnie nie jest ani zbyt brutalny, ani nazbyt dehnelowy. To potoczny język opowiadacza z kolejki miejskiej.

Kolejna cecha wpływająca na to, że książkę ciągle mam przy sobie to fabuła. Fabuła to czysty i prosty a zarazem mocny cios w splot słoneczny. Gdybym miał w sobie więcej determinacji i talentu do pisania pisałbym właśnie takie książki, o takiej fabule. Jak to idzie? Powiedzmy, że nauczyciel kupuje nowy samochód w komisie. Szwagrowie oceniają go pozytywnie, teść wróży rychłe rdzewienie maski, żonie podoba się kolor. Wyruszają na wakacje i podczas podróży okazuje się, że pogański bóg germański położył klątwę na auto. I tu wchodzą ciężkie gitary.

Książkę otwiera opowiadanie, którego akcja zawiązała się w naszym polskim piekiełku składającym się z byłych komuchów, obecnych patriotów, pracy poniżej godności lub braku pracy poniżej godności. Następuje rozpierducha.

Tyle o zaletach książki, którą powinno się mieć, chociażby dlatego, że więzienia, szpitala i emigracji nie powinniśmy się wypierać.

Jedyną wadą książki jest to, że zawiera tylko cztery opowiadania. Trudno doszukiwać się w niej innych niedociągnięć. W końcu jak się używa mózgu, to się wie, że książka została napisana w dużej mierze dla zabawy, dla pewnej gry z formułą siebie na emigracji. Autor nie wciąga nas do żadnej idei, protestu, nie ratuje lasów, nie broni kobiet, nie reklamuje garnków, nie głosuje na nikogo. Oczywiście, obnaża ludzkie słabości, portretuje Polaków na emigracji. Nie jest to jednak książka do dyskusji. To rzecz do czytania. I takich życzmy sobie więcej na naszych półkach.


JAN KRASNOWOLSKI, „AFRYKAŃSKA ELEKTRONIKA”, Ha! art., Kraków 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz