17 stycznia 2013 roku wychodzi na świat czwarty tom poetycki Grzegorza Kwiatkowskiego pt. "Radości". Rok rozpoczyna się mocno, obiecująco.
Dla mnie poezja Kwiatkowskiego od
pierwszego tomu jest objawieniem i jestem fanem tego poety nawet wtedy, kiedy
pisze o kwestii żydowskiej lub o obozie koncentracyjnym, czyli o tym, czego nie
widzieliśmy. Temat tematem, ale podejście, ujęcie w dyscyplinę poetycką jest
jak zwykle dojmujące i stanowi estetyczne przeżycie zostające w krwiobiegu na
zawsze. Trudno mi już pisać o jego poezji, wobec tego zacznę od tego, co już o
niej napisano, co jednocześnie wykazuje, że wszyscy czytelnicy – recenzenci są
ze sobą zgodni i nie wpadają na nowe pola interpretacyjne, ponieważ poezja
Grzegorza Kwiatkowskiego jest jasna, nie gubi tematu, zdecydowana na wszystko i
dzięki temu jednoznaczna, w tym przypadku zdecydowanie na plus należy policzyć
owe cechy, jako że temat „Radości” nie życzy sobie skomplikowanych zabiegów
stylistycznych, stąd zapewne ta surowość stylu.
Na ową surowość stylu wskazują
wszyscy. Prostota i dosadność. Oszczędność słów. Niby beznamiętność w
bezosobowym rejestrowaniu poczynań zła, co wywołuje w czytelniku silne emocje. Forma
nawiązuje do Edgara Lee Mastersa, estetyka jakby z filmów Michaela Hanekego.
Czuję tak: do wszystkich tych
wypowiedzi moje zdanie dołożone jest zbędne. Powiem tylko, że czytając
„Radości” przypomniałem sobie „Antologię wierszy ss-mańskich” Piotra
Macierzyńskiego, gdzie autor pisał w pierwszej osobie jako ss-man, jako więzień
obozu koncentracyjnego. Książka powstała na bazie wspomnień, była silna również
dużym dystansem do tematu ze strony autora.
Podobnie u Kwiatkowskiego, który podejmując
trudny temat holokaustu, wydarzeń w Jedwabnem i w ogóle zła tkwiącego w
człowieku od dziecka, wywołuje duchy ofiar. Naszym czytelniczym zadaniem jest
wyobrazić sobie, że rzeczywiście mówi do nas nie autor a Walter Steiner
właśnie. Autor rezygnuje z siebie w tym momencie. Tak, to wielkie z jego
strony, chociaż ja jestem w stanie wyobrazić sobie, że po prostu nie chce
zbytnio angażować się w temat, bo to temat trudny. Zatem pokazuje tylko,
obnaża, nie zajmując żadnego stanowiska. Oczywiście, że to również zabieg
poetycki. Ten chłód emocjonalny ze strony poety unaocznia mi beznadziejność
sytuacji, w której chcielibyśmy emocjonalnie odnieść się do tego tematu. Tej bezkalkulacyjnej poezji mi tu zbrakło, tego rzucenia się w wir
emocji, jednocześnie na pożarcie krytyków. Co nie znaczy, że książka nie jest
ryzykowna, jest jak najbardziej, lecz ryzyko polega raczej na formalnym
podejściu do tematu. Bo jak się tu zaangażować emocjonalnie? Nie można przecież
w coś wejść, czego już nie ma, czego nie przeszliśmy. Brak zaangażowania to też
forma, też ryzyko, tyle, że mnie mniej angażujące, mówiąc zabawnie nieco. Dlaczego
mniej angażujące? Stoję sam pośród ofiar, nie wiem co mówić, odebrało mi dech. Stoję
sam pośród ofiar i wiem, że może i ja mógłbym być katem, dlaczego nie? Przecież
nie byłem w sytuacji, w której mogłem się sprawdzić. Padam na kolana i boję
się, no strach to też emocje.
Wycofanie się autora nawet jeśli jest
wykalkulowanym zabiegiem, zbiera swoje żniwo. Osiąga zamierzony efekt, pozbawia
mnie złudzeń co do natury człowieka. Do tego ten oszczędny styl, będący
znakiem, że nic już nie da się powiedzieć, że słowa zafałszowują rzeczywistość,
niepotrzebnie nadpisują kolejne sensy i obrazy, zamiast ja opisać. Tytuł
„Radości” to przewrotny tytuł, przecież mam tu tyle radości z czytania o złu
panującym we mnie, z czytania o radości wypływającej ze zła.
Wielki szacunek za prostotę
stylu. Nie zapomnę tej książki. Kwiatkowski udowodnił, że czwarta książka może
być silniejsza od trzech poprzednich razem wziętych a jednocześnie na swój
sposób ryzykowna. Dodam jednak, że gdyby Kwiatkowski skorzystał ze spuścizny Edgara Lee Mastersa podejmując temat mniej totalny a bardziej jego
dotyczący, wydarzeń i ludzi jemu znanych, byłoby to równie totalne i jeszcze
bardziej wciskające w krzesło, mnie przynajmniej. Zawsze będę się zastanawiał
dlaczego do dziś podejmują ludzie tak trudny temat pogromu Żydów, obozów
koncentracyjnych? Może to po prostu najlepszy przykład na zło tkwiące w człowieku?
Można „Radości” czytać jako poezję
historyczną, jeśli o takowej możemy mówić?
Bardzo silna książka.
Grzegorz Kwiatkowski, „Radości”, Biuro Literackie 2013
Odziera ze skóry, szkoda że z cudzej.
OdpowiedzUsuńdobrze, że sobą nie zanudza, jak to potrafią
OdpowiedzUsuńInteresujące :)
OdpowiedzUsuńdla mnie antypoezja. co najwyżej do przestraszenia się. L
OdpowiedzUsuń