czwartek, 8 stycznia 2015

Paweł Sarna, "Pokój na widoku"

Paweł Sarna swój debiut przeżył, kiedy rodzili się dzisiejsi gimnazjaliści. Kto pomyślał, że dożyjemy takich czasów? Całkiem niedawno, bo w roku 2014 ogłosił kolejny tom poetycki pt. „Pokój na widoku.” Publikacja doczekała się w wydawnictwie Forma posłowia Piotra Michałowskiego oraz utwardzonej okładki z uszami i zacnego szarawego papieru. Również format książki przyprawia o głębszy oddech, ponieważ nie stanowi on standardu. I nie ważne z jakich powodów książki tego wydawnictwa w "kwadracie" się ukazują, ważne, że wszystko trzyma się formy.

„Ministranci przyszli. Ci sami, co bili
A teraz śpiewają”

Jak większość wierszy i „Ministranci” kuszą swoją tajemniczością. Codzienne lub odświętne sprawy ludzi zwersyfikowano i opatrzono znakami interpunkcyjnymi. Nie wiadomo o czym mowa, dlaczego, brak punktu odniesienia. Jakby wersy uciekły spod siekiery, może spod ołtarza. W opozycji do wymienionych cech stoi wyraźna puenta, często obnażająca paradoks np. relacji między ludźmi.
Puenta w tych wierszach nie zawsze stanowi wyjaśnienie idei wiersza, dobiegnięcie do końca, wywieszenie flagi z napisem JESTEM. Wprowadza raczej ukojenie wcześniej mocno pobudzonych zmysłów.
Przerzutnia dosyć często stosowana przez Pawła Sarnę, następująca do kolejnej zwrotki, by jeszcze bardziej zaakcentować wypowiedź, zdynamizować akcję mocno zapada w pamięć czytelnika. Chirurgiczną precyzją docina rysowany obraz, zostawia nas samych z nim.
Co ciekawe – jak w wierszu „Czarna śmierć” – przeniesiona treść wersu nie jest bardzo istotna, kluczowa dla całości budowanej sceny czy obrazu. Raczej ma na celu uspokojenie, wyciszenie.

W całym tomie kurzy się od ruchu. Ruch jest tu motorem, żeby wyrazić się nieco nienaturalnie. To ruch związany z poszukiwaniem rodzinnego gniazda. O gniazdo trzeba dbać, nawet za cenę spokoju innych. Ten moment, kiedy podmiot liryczny mówi o zrzuceniu gniazda gołębia z balkonu. Nie potrafimy już istnieć wspólnie?

Ciągły ruch, przeprowadzka, brak stałości plus kolor czarny (czarna śmierć, czarny kot) i piekło snują się swoją czarna nicią poprzez kolejne wersy, wciągając czytelnika w ciekawą podróż. Światłem, tak często wspominanym w książce, jest rosnący brzuch żony podmiotu lirycznego. To on projektuje film, on rzuca światło na ciemną drogę w lesie. Brzuch ciężarnej jako projektor filmowy – pojemna i nieegzaltowana metafora.
Ruch, organizowanie przestrzeni wyziera z każdego wiersza. Podobnie w „Krzywej kołysance”, kiedy to rodzice przeczuwający nieuchronne i oczekiwane obstawiają meblami ciasny pokój. Nowe życie organizuje świat na nowo. Bywa to tak męczące, że chce się wyprowadzić siebie choćby na chwilę daleko w las, który również towarzyszy Sarnie.

Za co cenię książkę Pawła Sarny? Za lekki taniec między drażniącą rzeczywistością, ciasną i kłopotliwą a tym, co poza nią. Przy czym ta jego dbałość o nowe życie, o zawartość, wnętrze brzucha jest immanentną jego cechą. Jeżeli można tego określenia użyć jako metafory jego skupienia na czekaniu na dziecko, wypełnianiu sobą i swoimi sprzętami nowego pokoju. W pewnym sensie podmiot liryczny zajmuje się  tylko sobą, ale po to, by być gotowym dla nowego życia.

Potrzebna książka. W świecie gloryfikacji śmierci (pop kultura to przede wszystkim śmierć, ważne książki, to przede wszystkim śmierć; śmierć przez miłość, umieranie za życia, śmierć cielesna, umysłowa, duchowa…) Po powieści „Ślepnąc od świateł” wiersze Pawła Sarny przenoszą w inną rzeczywistość. Tam gdzie ruch prowadzi do życia.
Do sensu.


Paweł Sarna „Pokój na widoku”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin Bezrzecze 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz