Powieść Jakuba Żulczyka wciąga od pierwszej strony. Językiem
sprytnym w krótkie wiąchy, kalambury, przemyślne przekleństwa w iście czasem
poetycki sposób wypowiadane podczas dialogów, wprowadza nas autor w świat
nocnej Warszawy. Ten miejski Thriller przekonał mnie, że Polska literatura daje
sobie świetnie radę w opowiadaniu z dreszczykiem o mieście i jego ludziach.
Bohaterem jest tu Warszawa i jej mieszkańcy. Mieszkańcy,
którzy nie należą do ludzi zarabiających najniższą krajową. Mamy tu obraz ludzi
ciężko pracujących na duże pieniądze. I kiedy to już noc obejmuje miasto swoimi
wilgotnymi skrzydłami, wchodzimy w inną bajkę. To obrazy zdziwaczałych
prezenterów telewizyjnych, znerwicowanych polityków, spracowanych menedżerów.
Główny bohater – Jacek, to młody chłopak sprzedający nocnym
markom, swoim dobrze prosperującym klientom kokainę. Wie, że towar ma zawsze
dobry, porusza się audicą za 90 tysięcy, cieszy się ogólnym szacunkiem, jako nic
niewidzący, szybko zapominający itp. Pochodzi z Olsztyna, zerwał kontakty z
rodziną, nie pasuje do świata, jaki chciano mu zgotować. To dobry przykład
młodego, który szybko chce pieniędzy. Dlatego szybko żyje, szybko je, albo
wcale nie je wiele godzin, szybko odbiera telefony, szybko dojeżdża do klienta.
Noc jest krótka, czas to pieniądz. A że kupić taniej, sprzedać drożej, to żadna
wielka sprawa, robota się podoba, chociaż nie do końca daje satysfakcję, ponieważ
wymaga skrajnej anonimowości, wyzbycia się tożsamości. Bardzo przekonujący
portret, chociaż dobrze znany.
Akcja prędko wpada w odpowiednie tempo i właściwie nie
zwalnia, nie zwiększa tempa …ruch jednostajny. Tylko sukcesy i ciągła jazda
wypełniają czas Jackowi. Zdarzają się również kobiety. Co nieciekawe zupełnie,
są to kobiety, jakie znamy z amerykańskich filmów o ludziach spędzających dużo
czasu w nocy. Samotne, opuszczone, zaniedbywane i bogate. Gotowe oddać się
Jackowi, znieważyć stan małżeński, sponiewierać siebie. One zresztą już wiele nie
czują, ciągle naćpane, wracają wspomnieniami do pierwszych dni małżeństwa,
które okazało się jedynie maszynką do robienia pieniędzy. Nie są martwe
uczuciowo, po prostu jest im obojętne w danym czasie, co się stanie za pół godziny.
Nieustanna depresja i brak endorfin. Anhedonia wypisana na twarzy kobiety
niczego nie spragnionej, pozbawionej po prostu przez jakiś czas kokainy. Szkoda,
że jednak niewiele tu kobiet, ciekawych kobiet. W takiej książce przydałoby się
poobcować z osobowością kobiety, jej marzeniami wykraczającymi poza biologiczny
seks okraszony kokainowym drętwieniem dziąseł.
W pewnym momencie na ciało zaczynają oddziaływać obce
czynniki i Jacek wypada z toru. Wskakuje skutecznie na swój tor, ale od tej pory
ruch odbywa się po linii krzywej. Oczywiście nadal jest jednostajny, ale autor
rekompensuje to opisem miasta, charakterystyką bohaterów, oczywiście
powierzchowną, tak, by te pięćset stron nie wyrzuciło nas poza nawias codziennych
spraw na dwa tygodnie.
Pewnie, że biorę poprawkę na fakt, że „Ślepnąc od świateł”
to nie reportaż a powieść. Dlatego nie biorę sobie do serca zaćpanej i dusznej
atmosfery miasta, nie ulegam zbytnio wrażeniu, że cała nocna i bogata Warszawa
bawi się usypywaniem równej kreski z pistoletem na stole. To tylko/ aż
literatura. Szybka, niewiele z niej dla nas, po prostu zabawa. Wypływa z niej
nawet przesłanie-przestroga. Nie chcę zdradzać fabuły, ponieważ piszę, by
zachęcić do przeczytania, kupienia tej opowieści, choćby po to, by za 10 lat
wrócić do niej i zapytać siebie jak działa tym razem? Wyzwala lęki, obawy?
Drażni językiem? Czy język ten mówi do mnie również teraz? Może się okazać, że
to książka jak film z Segalem, tyle że stylowo napisana, z wyczuciem czasu, z
umiejętnością budowania postaci językiem jakim mówi. To już dużo, tym bardziej, że
Jakub Żulczyk obliczył książkę od początku na efekt i nieco refleksji
przysypywanej wartkim językiem. Taka próba obrazowania bardziej po wierzchu
niektórych Polaków. Plus gęsta ale czytelna fabuła.
Jakub Żulczyk, "Ślepnąc od świateł", Świat książki 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz