Lew to król dżungli, każdy o tym wie. Robert Zieliński
wśród ludzi też wyczuł lwa. To stomatolog polskiego pochodzenia mieszkający w
Stanach Zjednoczonych, który majątku dorobił się na zębach i na handlu
nieruchomościami. Bardzo budująca postać, w końcu jeśli Polakowi udaje się za
oceanem, to musi być budujące.
Lew jednak nie tylko zębami żyje. Jak każdy król albo
dyrektor od czasu do czasu musi pokazać, że słusznie jest dyrektorem lub
królem. Wtedy zaczyna się najgorsze dla podwładnych, czyli nowe pomysły naczelnika.
Tu Lew koronę swoją próbuje uprawomocnić kolejnymi podbojami kobiet.
Główny bohater nieuchronnie zmierza do końca swojej
seksualnej wydolności i to też wydaje się głównym wątkiem tej opowieści, owe
zmagania z postępującym czasem, który w końcu odbiera dech. Autor kilka razy
stara się nakreślić filozofię swojego bohatera, chyba najmocniej udaje się w
tym momencie:
Dzisiaj, z siwym włosem, prostatą i bagażem doświadczeń, ma
ledwie niewielki procent swych dylematów z młodości (…)Chwalebne czynienie
dobra traci pod mikroskopem urodę swych kolorów …Gdyby za odpis z podatków
odbudował kiedyś w Andach całą wioskę po trzęsieniu ziemi wdzięczność peonów
i tak pozyskałby ich szaman za swe modły!
- Naszemu sznaucerowi wasza mama przez jedenaście lat
podstawiała miskę, czesała go i wysadzała na dwór. Wszyscy chwalili jej dobroć.
Ja, prócz rzadkich spacerów, znajdowałem mu co miesiąc sukę w cieczce.
Wracaliśmy jak dwaj kumple z przepustki do koszar …Nie było tam ani grama mej
opiekuńczości. I Arbuz szalał, gdy wysiadałem o dziewiętnastej z samochodu, a
potem leżał przy mej nodze, kiedy oglądaliśmy film.
- Dlaczego ty, tato, zawsze porównujesz ludzi do zwierząt?
- Bo człowiek, synku, to odbicie świata przyrody. Na
psychologii studenci zaczynają od fizjologii żaby.
Można odnieść wrażenie, że autor ironizuje, że stworzył
bohatera nieco dla kpiny z takich ludzi, ale nie ma też dwóch zdań dla
wszystkich tych, którym myślenie nie jest obce, że taką filozofię trudno
podważyć.
Na lwa urok! Lew Zielińskiego to człowiek sukcesu, polski Amerykanin,
wie że mu się udało, ale ciągle musi sobie coś udowadniać. Wie, że mu się
powiodło, ale wiedziony instynktem zwierzęcym dalej napina się, ponieważ czuje,
że konkurencja jest duża i ciągle rośnie. Gdzie dwóch się bije, tak lew
korzysta. Wyróżnia się spośród otyłych
Amerykanów smukłą, zdrową sylwetką zgłodniałego sukcesu Słowianina zza żelaznej
kurtyny. Nie zapomniał jednak swojej polskości i udaje się do Włoch po śmierci
NASZEGO papieża. Lew to mieszanka polskiego kompleksu i potrzeby wiary w kościół,
bo jak tu nie wierzyć, nie wychwalać i amerykańskiego snu, który dopełnia się
poprzez wejrzenie w miejsce poniżej pasa kobiety.
Postać ciekawa, bo paradoksy kłębiące się w niej nie są
wydumane. To w sumie postać bliska każdemu z nas bez względu na wiek,
wykształcenie, wykonywany zawód, stan cywilny i posiadania. Pachnie tu
kryzysem męskości, ale i pławieniem się w dumie z udanego wyjazdu do innego
kraju. Ciekawe, że sam autor jest emigrantem z czasów Solidarności, który
ulokował się w Kalifornii i tam rozwija karierę weterynaryjną.
Książka czyta się lekko, właściwie sama wchodzi, sama się
czyta. Przyjemna lektura z subtelnym humorem, bez łamigłówek. Czytelni
bohaterowie i prosta ich filozofia nie do końca rozgoszczona w skomplikowanym
jednak świecie człowieka.
Robert Zieliński, "Lew", Korporacja ha! art, Kraków 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz