poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Justyna Bargielska, "Bach for my baby".

 
 To niesamowite co może zrobić jedna otwarta książka …zacznę parafrazując jeden z wersów książki Justyny Bargielskiej „Bach for ma baby”. A może zrobić wszystko. To czego się nie spodziewasz również. I to co już dawno cię znudziło też wychodzi z tej książki.
Justyna Bargielska znana jest czytelnikom jako poetka i autorka prozy (książka „Obsoletki” nominowana do nagrody Nike oraz laureatką Nagrody Gdynia 2011). Książki Justyny Bargielskiej maja tę właściwość, że (ja przynajmniej) nie spodziewam się po nich czegoś wyjątkowego, czegoś co zaskoczy mnie i tym razem. A jednak za każdym autorka wprowadza mnie do świata pełnego tajemniczych dla mnie obrazów i odczuć.
Nie o odczuciach jedynie chciałbym pisać przy okazji „Bach for ma baby”. I chociaż trudno jest o tych wierszach mówić, ponieważ o dobrych wierszach o miłości, o miłości prowadzącej do wyjałowienia, tak silnej i beznadziejnej, że wypalającej, nie da się mówić. Przyglądam się tym „kawałkom”. Tak, „kawałkom”, bo wiersze Justyny Bargielskiej to ponownie jakiś kolaż, który doczekał się pocięcia na kawałki, wyodrębnienia każdego elementu. Czytam „kawałki” i przekonuję się, że coś je ze sobą łączy. To na pewno plastyczny język, który nie odstrasza. To nasz domowy język.  Zachęca nas do obcowania ze słowami, które dobierają sobie towarzystwo lekko zepsute, ale nie zdeprawowane, towarzystwo potrafiące krzyczeć. Najczęściej jednak słowa układają się w sugestywne obrazy, które nie są jednak pustymi obrazami. Łączy je ciemność, drzewo, ciało i obecność boga przez duże B. Ciemność, ciało …brzmi jak żart albo rekwizyty powieści Coelho. Nie, to raczej drażniące punkty zaczepienia, powtarzające się motywy, pojawiające się na zaskakującym tle.
O każdym wierszu można mówić jak o osobnym, zapominając, że stanowi ogniwo całości. Każdy zbudowany jest według odrębnego pomysłu. Jak ten, w którym poetka mówi, że jest kilku którzy chcieliby ją mieć w swoich ramionach. Nagle pojawia się drzewo, pod którym chodziło miasto, drzewo ścięte już, w ramionach tego drzewa chciałaby.
„Tu, za tym drzewem, robi się ocean”. Można powiedzieć też „tu, za ta książką, robi się ocean, ocean znaczeń, sensów, doznań, przede wszystkim doznań. „Bach for my baby” to książka, która wnika pod skórę, czuć ja w żołądku. Staram się pisać tylko o tym, co zapadło mnie w siebie, sobą mnie. Od długiego czasu jednak nie czytałem tak mocnych wierszy, tak mocno mnie w siebie ssących. Bohaterka jest tak wsączająca, jednocześnie potrafi ustawić czytelnika w miejscu, które sama mu wymyśli.
Jestem zmęczony tymi wierszami, tak bardzo są silne. I nie próbowałem z nimi się siłować, walczyć. Same powlokły mnie przez siebie, przepuściły przez swój trawienny układ mówiący.
Nie tak miałem zamiar napisać. Chciałem inaczej, miałem pomysł, miałem zamiar wystąpić tu mądrze i ładnie. Niczego jednak nie zmienię. To wiersze Bargielskiej są tu najważniejsze.
Zapraszam do lektury.



Justyna Bargielska, Bach for my baby, Biuro Literackie, Wrocław 2012



3 komentarze:

  1. Ech, mam mieszane wrażania po tej książce. Opisze ją u siebie za jakiś czas. Dla mnie to taka "T-shirt poetry." Wytnij zdanie i strzel nadruk na elemencie garderoby. Ładne wyizolowane zdania całości jednak nie tworzą.

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z kolei już po pierwszym wierszu rozsiadłem się jak do uczty. Oczywiście wiersze te nie pozwoliły mi siedzieć wygodnie. To nie są wiersze na piknik.

    OdpowiedzUsuń