czwartek, 15 lipca 2010
Mareusz Wabik, "Spisek". Metal.
Z dużego kartonu pełnego książek z wierszami wybieram tomik Mateusza Wabika „Spisek”. Nie będę się gęsto tłumaczył dlaczego, wysilał na recenzję. Wspomnę tylko, że wreszcie trafiłem na książkę poetycką, która mówi o czymś konkretnym. Każdy wiersz jest w niej czytelny, nie ma tu popisów erudycyjnych, zabaw słownych, które zmierzają donikąd. Wreszcie poczułem jakiś punkt zaczepienia w środku niczego, gdzie się właśnie znajduję.
Wiersze Wabika uderzają konkretem w postaci nazw ulic, imion i nazwisk ludzi, którzy odcisnęli swoją stopę w kulturze, choćby Czesław Miłosz. Czytam te wiersze również ze względu na ich ironię i pewną niepoprawność, chociaż przyznam, że spodziewałem się,nie, nie tyle spodziewałem się, bo niczego nie oczekiwałem po tej książce, ale czytając ją, czekałem na odrobinę większe, jak to się mówi popularnie,pierdolnięcie. Być może okładka książki, która kojarzy mi się z płytą norweskiego wykonawcy podpisującego się jako Burzum, płytą nie pamiętam jaką, może z roku1992, która to swego czasu była, jak już użyłem tego określenia –pierdolnięciem, tak i książka z niepokojącą okładką, przedstawiającą obraz Edmunda Wabika, na której napis czcionką, hm, gotycką, tak? Taka okładka zachęciła mnie bardzo do czytania i się nie zawiodłem.
Lubię wiersze takie jak„Berliński kac”, w których autor nie oszczędza bożych pomazańców, w postaci rozklejonych już na plakatach i w sobie poetów, środowiska, tak zwanego środowiska też. Wyję ze śmiechu, czytając wiersz ze strony 11, bo to wiersz dobrze napisany, który mnie rozbawia, mimo że dotyczy po prawdzie sprawy poważnej, ale to już kunszt poety pozwala mu rozbawić mnie i jednocześnie pokręcić nad czymś głową.
Ostatnie wiersze z tomu „Spisek”odchodzą od konkretu i wciągają w poetycka grę słowem. To odbywa się stopniowo,łagodnie. Jak intro w death metalowej płycie, które łagodnie wprowadza, tak Wabik łagodnie wyprowadza, zostawiając nas z intrygującymi obrazami, które zbudował słowem, za co też cenię te wiersze, bo ostatnio jakoś nie czytałem wierszy, które budowałyby sugestywne obrazy. Ale to subiektywna ocena.
Słowo się rzekło o muzyce, to przypomnę, że w Krakowie istniał dawno temu zespół, w którym Mateusz Wabik wytwarzał na wokalu. Znalazłem utwór tej grupy w Internecie na stronie, gdzie pełno jest muzyki i filmów: http://www.youtube.com/watch?v=hCRv2QJpadE&feature=related
Gitar nie ma w wierszach Wabika,ale jest bezpośredniość i bezkompromisowość. Na dowód poczytam wiersze, ale tylko dwa lub trzy. Reszta w książce, którą warto kupić, tym bardziej, że poezja odmładza i wyszczupla, a poezja Wabika pomaga przegryźć łańcuch, jakby co, gdyby w razie czego.
Łan, tu fri, for:
Humor grabarzy
Kościół z desek butwiał gdzieś
pomiędzy pawilonem a przedszkolem.
W pięciu nieśliśmy omszałą trumnę
z grubym jak pluszowy dzik proboszczem.
Mijaliśmy kioski i sklepy z odzieżą.
Osiedlowy szewc wskazał nam miejsce
przy saneczkowej górce gdzie mogliśmy
zakopać zwłoki. Kopaliśmy
w trzech, dwóch po drodze gdzieś się zawieruszyło.
Dziura miała głębokość sześciu
mężczyzn stojących jeden drugiemu na głowie.
W wytężonej pracy pomagało nam Radio
Wolna Plebania nadające ostatnie przeboje.
Przed zakopaniem proboszcz nagle wstał z trumny,
zamówił modlitwę na dzień dobry
i przestrzegał przed pobrudzeniem. Musieliśmy go
dobić szpachelkami bo ociągał się z powrotem.
Do grobu nie było co wrzucić. Do domów wróciło dwóch.
Niewierny
Pod koniec września nie dostałem się na studia
doktoranckie. Przez całą noc przesuwał się
film na zwolnionych obrotach. Kiepska kopia
pamięci pokazywała dzień egzaminu – klatkę
po klatce, zbliżenia na doktorów i profesorów
patrzących na mnie jak na pacjenta ze złośliwym
nowotworem poezji. Dzień po ogłoszeniu wyników
poszedłem na ulicę Gołębią i pytałem „dlaczego?”.
sekretarz komisji mówił o wielu nie przyjętych, częstując
mnie mową – trawą o łataniu dziury w budżecie. Nocą
przechodząc obok uniwersytetu przekonałem się
gdy podszedłem bliżej i dotknąłem budynku:
uniwersytet był cały z kamienia.
***
Wydrążona jama pod rozmową,
w której czuje się cień
jak u siebie w domu. Gdybyśmy
dawali sobie sygnały przy wejściu
do portu, światło trzeba by wyjadać
przez lupę.
Mateusz Wabik, "Spisek", Mamiko, 2009
Marcin Włodarski (10:14)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Marcin, nieźle to wygląda. Weź tylko tekst formatuj: justowanie przede wszystkim.
OdpowiedzUsuń