"Ladino" to już trzecia książka poetycka czytana w piwnicy tej autorki. Tym razem tytuł tomiku oznacza dialekt judeo-hiszpański, czyli znów nawiązanie do języku, podobnie jak w poprzednich tomach goszczących w piwnicy: "Lele" i "Wewe". Wyszukajcie sobie w google, co oznaczają te wyrazy.
Nawiązania do języków i dialektów w tytułach swoich książek Joanna Roszak traktuje poważnie i stara się sprostać, jak zawsze, danej niby-obietnicy, że będzie ciekawie językowo. I tym razem aliteracje w połączeniu z niecodzienną metaforyką powodują, że albo będziecie zachwyceni, albo pójdziecie rzygać. Albo albo. Mnie trzyma język przy sobie tych wierszy, że się tak składniowo wyrażę, nieskładniowo raczej, ale trzyma szukanie treści w tym szumie. Szumem bowiem wydaje mi się ten ciąg skojarzeń sypany na papier lekką, pełną fantazji ręką.
Na swoim podwórku mogę sobie pozwolić na stwierdzenie, że tego typu liryka w ostateczności powinna zniechęcić mnie do obcowania z książkami poetyckimi, ponieważ siedząc z piwem na ławce lub wyciskając po raz kolejny na klatkę następne kilogramy nie widzę pierdo...nięcia w twarz, a tego raczej szukam w literaturze. Prawdy. Tu prawda kryje się kolejny raz w kanałach języka, metafor i zabaw językowych, powiedzmy krótko.
Szanujmy jednak to, że poetka tak mocno odbiera świat, widzi świat językiem, słyszy językiem, jakkolwiek to brzmi. Tym razem dużo jest dźwięków w książce Joanny Roszak. Ze względów sentymentalnych (mnie tylko wiadomych) zacytuję wiersz "Szeleszczenie".
SZELESZCZENIE
czytelnym ściegiem po własnych śladach
z największą pustką przepustką
do pewności
że najmniej pewny jest świt
że cicha woda jest głęboka
sama się rwie przezroczyście
jak pierwsze naczynie
podczas przemienienia
ledwie zarysowana
zabrudzona hosanna
Tak, poezja umykających wrażeń. Za takie wiersze nigdzie nie idzie się do więzienia.
O czym jest książka? Odpowiedź na to pytanie jest raczej trudna w przypadku poezji Joanny Roszak i mojego mózgu. Być może kluczem jest motto: "w obcym kraju/ w obcym języku" oraz pierwsze dwa wersy tomiku: "źle podłożyli dźwięk/ obraz w tym kraju nie pasuje do napisów". Cała książka wydaje się być niekomunikatywna, jak już pisałem, bo obraz nie pasuje do dźwięku. Stąd może tyle tu dźwięków, szumów, wibracji, ale nie osadzonych w swoim przeznaczeniu, skąd wynika problem z odczytaniem sensu całości - zarówno pojedynczego wiersza jak i całej książki. To tomik o poszukiwaniu siebie pewnych części zmierzających do utworzenia spójnego obrazu. Przyznam, że jeśli nie przesadziłem w interpretacji, nie nagiąłem niczego zbytnio, to plan poetka miała ambitny. Ja jednak wolę coś bardziej oczywistego, coś dla wolniej myślących, operujących komunikatywnym językiem. No ale jakim językiem pisać o rozjechaniu się formy z treścią?
W ostateczności książkę zawekuję na długo, bo Joanna Roszak znów intryguje.
Joanna Roszak, "Ladino", WBPiCAK, Poznań 2013
posyp zycie, poszelesc emocją
OdpowiedzUsuńposypie
OdpowiedzUsuńKsiężyc na domem Twoim zatrzymam
OdpowiedzUsuńWielki Wóz, Mały, Wagę Skorpiona
Przez szybę spojrzę gwiazd oczyma
Jak światłami w lampionach...
Bycia
(spisał Safiani ;)
też lubię
OdpowiedzUsuń