niedziela, 23 stycznia 2011
Prawie jak w piwnicy. Piotr Gajda, "Hostel".
W starej szafce, w której kiedyś trzymaliśmy cukier, mąkę, kasze, ryż znalazłem książkę z wierszami Piotra Gajdy „Hostel”. Pamiętam ją dobrze, czytałem do szczypania oczu. Czytałem ją znajomym, zwracając uwagę na chłód, ciemność i wilgoć, jaka wyłazi na ścianach, kiedy zaczniesz ją czytać. Zacznij. Książka pochodzi z roku 2008.Rok przeleżała w szafce. Najprawdopodobniej mnie w końcu znudziła albo nie uwierzyłem poecie. Jerzy Jarniewicz wypowiedział się na jej temat bardzo dobrze: „To uważnie skomponowany debiut.” Jarniewicz zauważył też, że w książce Gajdy„zostaje powołany do życia świat nieograniczony, podległy nieustannym przemianom”. I dobrze, bo świat, który się nie zmienia nie jest światem. Cóż,hostel to taki hotel, w którym można zastać lodówkę z napisem free food, jako tako przemieszkać kilka dni i jechać dalej albo wracać. W hotelu, który założył Piotr Gajda jest jak w mojej piwnicy prawie, co oczywiście robi wielką różnicę. Jak w wierszu„Hydraulika”:
Powietrze gęstnieje. Jest wodą, do której dolano
lepkiego soku. Na zewnątrz czerwone niebo,
a jeśli to morze?
(Hydraulika)
Poeta wyznaje, żebrak mu odwagi, żeby wymyślić plażę, zatem nie będzie żadnego morza. Nie ma nadziei na atrakcyjnie spędzone święta albo wakacje, bo nie starcza człowiekowi odwagi, by kreować obok siebie swój świat.
W tym miejscu czytanie przerwała moja żona, która zadzwoniła do mnie z pytaniem, kiedy wreszcie zamontuję ten plafon, co ma świecić w łazience. Odpowiedziałem, że muszę pomyśleć, jak to zrobić, ale nie teraz, bo tu nie myślę o plafonie, ale o książce Gajdy, bo mam bloga i chcę w nim zamieścić post na temat „Hotelu”. A oczy moje ujrzały wersy:
Słychać – sąsiedzi grzechoczą kośćmi,
fundamenty domu ogarnia kaszel. Z naszych
ciał ulatnia się ciepło. Kto za nie zapłaci?
(Sezon grzewczy)
Bardzo dobrze się czyta ten tomik w piwnicy, która służy za miejsce, w którym człowiek przechowuje rzeczy niepotrzebne albo przynajmniej co do, których nie wie, kiedy się przydadzą. Są tu też rzeczy na sprzedaż. Mamy również trochę jedzenia.Wszystko zamknięte w słoikach albo w workach, ewentualnie w kartonach i starych szafkach.
Są w tej książce obrazy zaskakujące:
Opłatek to gruda białego piasku nad ciemnym
stawem, łacha na rzece.
(Trzynaście potraw)
Nie brakuje też sformułowań, którymi jestem, byłem zmęczony już dawno temu, powiedzmy: Drzwi i okna szczerzą się/ w uśmiechu,pokazują gardło. Na szczęście po tej animizacji następują słowa: Uderz w stół,/ a nożyce wytną ciszę spomiędzy firanek
I pajęczyn. Ale i to powoduje jedynie, że robi się lekko weselej. Bo i wiersz dzięki puencie jest raczej frywolny.
Mimo około 40wierszy mieszkających w „Hotelu” czuje się tu pustkę. Jakby nikogo nie było,jakby wszyscy pomarli. To nie zarzut. Całkiem tu przyjemnie, chociaż nie słodko, bo nie ma tu nikogo, kto mógłby posłodzić. I tylko autor przemawia głośno: Chcę żyć, jeść sól, zapełniać piwnice kartoflami/ i węglem(…).
Czy chciałbyś zamontować plafon? Taki co świeci?
Piotr Gajda,„Hostel”, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi i Miejska Biblioteka Publiczna w Tomaszowie Mazowieckim, Seria: Biblioteka Arterii, Łódź 2008.
Marcin Włodarski (18:42)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz