sobota, 24 stycznia 2015

"Ty ni swaja. Ty bladź.

Kolejna książka Karpowicza jakże odmienna od „Ości”, którymi się można zaczytywać, cytować, wspominać dialogi i w ogóle wynosić jako książkę atrakcyjną towarzysko.
„Sońka” to opowieść o dramatycznym losie kobiety, której matka zmarła przy porodzie a ojciec, obwiniając córkę za śmierć matki, mści się jak zwierzę za swój los. Ignacy Karpowicz powrócił do czasów wojny, gdzie mieszają się drogi ludzi polskich, niemieckich i białoruskich. Mieszają tak bardzo, że i język musi na tym ucierpieć, jednocześnie się wzbogacić, zrozumieć konieczność chronienia siebie samego. Autor opowiedział jak bardzo jesteśmy sobie potrzebni, jak mocno jesteśmy ze sobą związani, niestety najczęściej tego nie chcąc, nie planując. Rodzina, sąsiedzi, rodacy, ludzie, nieustannie stają przeciwko sobie. I jedynie miłość w tym ociekającym krwią i spermą gwałtu świecie stanowi o naszym człowieczeństwie, tylko ona pozwala przetrwać nienawiść do innych i obrzydzenie do siebie. A jeśli to miłość do wroga, staje się jednocześnie miłością wystawianą na boleśniejszą jeszcze próbę.

Tytułowa Sońka opowiada swoje życie reżyserowi zaplątanemu w wiejskie drogi swojego dzieciństwa. Spotyka ją przypadkowo, już starą, potrzebującą jedynie wydobycia z siebie wspomnień, rozliczenia z historią. Karpowicz intrygująco wprowadza nas również do świata młodego i zdolnego reżysera, który reżyseruje na naszych oczach a w swojej wyobraźni spektakl teatralny na podstawie wspomnień Sońki. Ten zabieg warsztatowy jeszcze bardziej demonizuje całą historię. Oto, wstrząsające opowiadanie, coś, czego nie będąc świadkami, nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić, bo jak sobie wyobrazić emocje doznawane przez Sońkę, zostaje przeniesione na język teatru. Służy scenografom, aktorom, może być jeszcze raz, oczywiście kaleczenie, teatr zawsze kaleczy, odegrane.

Spotkanie reżysera z Warszawy ze starą kobietą to spotkanie dwóch przeciwieństw. On młody, odnoszący sukcesy, wspomagany kreską środków stymulujących skutecznie rozpycha się w świecie, nie pozwala marginalizować swoich pragnień. Ona – przeżyła życie wbrew sobie. Miało być inaczej. Ale żyła. Nie zdobyła niczego. Ona ciągle doznawała. Doznawała kar. Żyła za karę? Jakby pokutowała za śmierć swojej matki podczas porodu.

Sońka rozpoczyna opowiadanie jak bajkę: „dawno, dawno temu”. Inaczej nie można opowiedzieć historii kobiety, która to historia zaczyna się w czasach, kiedy to życie kobiety mniej było cenne od życia kozy, jak zauważa Sońka. Z pewnością chodzi tu również o miejsce, czyli mała wieść na rubieżach Białorusi i Polski.

„Śońka” to powieść o miłości. Niestety, to również powieść sugestywnie mówiąca o tragedii wojny. O tym nie da się zapomnieć. Po przeczytaniu tej książki nie można odegnać myśli o tym, że coraz mniej żyje ludzi pamiętających okrucieństwo wojen XX wieku. Oczywiście one ciągle mają miejsce na świecie, ciągle pochłaniają tysiące ofiar. Na naszej szerokości geograficznej jednak to druga wojna światowa wypaliła piętno w ludziach na dwa przynajmniej pokolenia. I to o tej wojnie pisze Karpowicz. Niestety, pisze tak mocno, że Sońka chodzi za mną ciągle. „Niestety” piszę oczywiście w cudzysłowie. Język Karpowicza jest poetycki i wzruszający. Nie muszę dodawać, że unika jakiegokolwiek przesłodzenia. To o czym bohaterka mówi jest tak trudne, że tylko język wspomagany licznymi regionalizmami i uciekający w niezwykle umiejętny sposób od czułostkowości staje się realny i wiarygodny.



Książka miała swoją premierę w maju ubiegłego roku. Od lipca czekała na mnie pod fotelem. Warto czasem przesunąć fotel.


"Sońka", Ignacy Karpowicz, Wydawnictwo Literackie 2014



poniedziałek, 19 stycznia 2015

O "Więdnicach" Karola Samsela w nowym numerze INTER

W nowym INTER również o intrygującym tomie poetyckim Karola Samsela pt. "Więdnice". 

http://www.pismointer.umk.pl/biezacy-numer/




SPIS TREŚCI
PROZA ŻYCIAHossa czy bessa? Sytuacja polskiej prozy współczesnej (MINIANKIETA)Sławomir Płatek, Proza życia, czyli życie bez mituRafał Gawin, Proza poetycka, czyli luka w systemie„Wypić, poruchać, radia posłuchać”. Z Radkiem Wiśniewskim o prozie życia literackiego rozmawia Tomasz Dalasiński
WIERSZETomasz Bąk, Sinéad; Shoegaze; Interwencja; Spłonka; Wiersz współfinansowany ze środków Unii Europejskiej, w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju RegionalnegoKarol Samsel, Kikimora; Dzieci Kościuszki; Dawid; Origami
PROZAMarek Konecki, Księga kpin (wybór)Emilia Walczak, Hey, Jude! (fragm.)
PRZEKŁADYKalin Terzijski, Wiersze z tomu Nowi stichowe. Sywsem w naczaloto w przekładzie Anny ZajacovejNie ma Świata bez Człowieka. Z Kalinem Terzijskim rozmawia Anna ZajacováTibor Noé Kiss, Incognito (fragm.) w przekładzie Daniela Warmuza„Kiedyś i do tego przywyknę”. Z Tiborem Noé Kissem rozmawia Daniel Warmuz
WIERSZEDaniel Madej, Synteza; Epoka; Kapsel od piwa; Potrząsanie szklaną kuląAleksandra Dańczyszyn, A-29. Sygnały świetlne; A-20. Odcinek jezdni o ruchu dwukierunkowym; D-1. Droga z pierwszeństwem; A-11. Nierówna droga; D-13a. Początek pasa ruchu
ROZMOWY„Nie cenię fałszywego bezpieczeństwa”. Z Mariuszem Grzebalskim rozmawia Tomasz DalasińskiPoezja, proza, performance. Z Adamem Kaczanowskim rozmawia Anna Dwojnych
SŁUCHOWISKOWojciech Panasiuk, Szczęśliwi do końca
KRYTYCZNIERafał Różewicz, Za późno na eksperyment. Człowiek z brudnopisu Mariusza JagiełłyMichał Pranke, „Las ten co gorsza był zielony”. Wspomnienia rzekome o Poprawinach Marty KapelińskiejJakub Osiński, Rytmy, rymy i inne znaleziska. O Rytmach jesiennych Jacka ŁukasiewiczaKlaudia Wawrzynkiewicz, Wszystko jest poezją? O tomiku .byłem Krzysztofa JaworskiegoMarcin Włodarski, Nie dać się wersom przyprzeć do muru i uwiędnąć. Więdnice Karola SamselaBarbara Trokowska, Ciemność widzę, ciemność. Opowiem ci mroczną historię Stefana Dardy
Aleksandra Szwagrzyk, Borejkowe kanikuły. Wnuczka do orzechów Małgorzaty Musierowicz
Dawid Kujawa, „Nie możesz zagrozić demokracji twojego kraju”. García. Resztki świata pod redakcją Doroty Semenowicz
FELIETON, ESEJEwa Frączak, Jak nie infantylizm, to Krzysztof Varga, czyli Arystotelesie, wróć!Krzysztof Babicki, Seksualność w polskim rapie
1. TURNIEJ JEDNEGO WIERSZA IM. JANA PARZYBRODYMichał Pranke, Gwiezdne wojny (wyróżnienie)
OD A. DO K., OD K. DO A. KĄCIK MUZYCZNYBartłomieja Alberskiego Szymona Kobylińskiego
PRZEGLĄD LITERACKIKarola Maliszewskiego
KRONIKA WYBIÓRCZARafała Różewicza
MAGIEL LITERACKIJakub Osiński, Ostatnim tchem. O Stanisławie Barańczaku (1946-2014)Tomasz Dalasiński, Tomaž Šalamun (1941-2014)

czwartek, 15 stycznia 2015

Jakub Żulczyk, "Ślepnąc od świateł"

Powieść Jakuba Żulczyka wciąga od pierwszej strony. Językiem sprytnym w krótkie wiąchy, kalambury, przemyślne przekleństwa w iście czasem poetycki sposób wypowiadane podczas dialogów, wprowadza nas autor w świat nocnej Warszawy. Ten miejski Thriller przekonał mnie, że Polska literatura daje sobie świetnie radę w opowiadaniu z dreszczykiem o mieście i jego ludziach.

Bohaterem jest tu Warszawa i jej mieszkańcy. Mieszkańcy, którzy nie należą do ludzi zarabiających najniższą krajową. Mamy tu obraz ludzi ciężko pracujących na duże pieniądze. I kiedy to już noc obejmuje miasto swoimi wilgotnymi skrzydłami, wchodzimy w inną bajkę. To obrazy zdziwaczałych prezenterów telewizyjnych, znerwicowanych polityków, spracowanych menedżerów.

Główny bohater – Jacek, to młody chłopak sprzedający nocnym markom, swoim dobrze prosperującym klientom kokainę. Wie, że towar ma zawsze dobry, porusza się audicą za 90 tysięcy, cieszy się ogólnym szacunkiem, jako nic niewidzący, szybko zapominający itp. Pochodzi z Olsztyna, zerwał kontakty z rodziną, nie pasuje do świata, jaki chciano mu zgotować. To dobry przykład młodego, który szybko chce pieniędzy. Dlatego szybko żyje, szybko je, albo wcale nie je wiele godzin, szybko odbiera telefony, szybko dojeżdża do klienta. Noc jest krótka, czas to pieniądz. A że kupić taniej, sprzedać drożej, to żadna wielka sprawa, robota się podoba, chociaż nie do końca daje satysfakcję, ponieważ wymaga skrajnej anonimowości, wyzbycia się tożsamości. Bardzo przekonujący portret, chociaż dobrze znany.

Akcja prędko wpada w odpowiednie tempo i właściwie nie zwalnia, nie zwiększa tempa …ruch jednostajny. Tylko sukcesy i ciągła jazda wypełniają czas Jackowi. Zdarzają się również kobiety. Co nieciekawe zupełnie, są to kobiety, jakie znamy z amerykańskich filmów o ludziach spędzających dużo czasu w nocy. Samotne, opuszczone, zaniedbywane i bogate. Gotowe oddać się Jackowi, znieważyć stan małżeński, sponiewierać siebie. One zresztą już wiele nie czują, ciągle naćpane, wracają wspomnieniami do pierwszych dni małżeństwa, które okazało się jedynie maszynką do robienia pieniędzy. Nie są martwe uczuciowo, po prostu jest im obojętne w danym czasie, co się stanie za pół godziny. Nieustanna depresja i brak endorfin. Anhedonia wypisana na twarzy kobiety niczego nie spragnionej, pozbawionej po prostu przez jakiś czas kokainy. Szkoda, że jednak niewiele tu kobiet, ciekawych kobiet. W takiej książce przydałoby się poobcować z osobowością kobiety, jej marzeniami wykraczającymi poza biologiczny seks okraszony kokainowym drętwieniem dziąseł.

W pewnym momencie na ciało zaczynają oddziaływać obce czynniki i Jacek wypada z toru. Wskakuje skutecznie na swój tor, ale od tej pory ruch odbywa się po linii krzywej. Oczywiście nadal jest jednostajny, ale autor rekompensuje to opisem miasta, charakterystyką bohaterów, oczywiście powierzchowną, tak, by te pięćset stron nie wyrzuciło nas poza nawias codziennych spraw na dwa tygodnie.

Pewnie, że biorę poprawkę na fakt, że „Ślepnąc od świateł” to nie reportaż a powieść. Dlatego nie biorę sobie do serca zaćpanej i dusznej atmosfery miasta, nie ulegam zbytnio wrażeniu, że cała nocna i bogata Warszawa bawi się usypywaniem równej kreski z pistoletem na stole. To tylko/ aż literatura. Szybka, niewiele z niej dla nas, po prostu zabawa. Wypływa z niej nawet przesłanie-przestroga. Nie chcę zdradzać fabuły, ponieważ piszę, by zachęcić do przeczytania, kupienia tej opowieści, choćby po to, by za 10 lat wrócić do niej i zapytać siebie jak działa tym razem? Wyzwala lęki, obawy? Drażni językiem? Czy język ten mówi do mnie również teraz? Może się okazać, że to książka jak film z Segalem, tyle że stylowo napisana, z wyczuciem czasu, z umiejętnością budowania postaci językiem jakim mówi. To już dużo, tym bardziej, że Jakub Żulczyk obliczył książkę od początku na efekt i nieco refleksji przysypywanej wartkim językiem. Taka próba obrazowania bardziej po wierzchu niektórych Polaków. Plus gęsta ale czytelna fabuła.



Jakub Żulczyk, "Ślepnąc od świateł", Świat książki 2014

czwartek, 8 stycznia 2015

Paweł Sarna, "Pokój na widoku"

Paweł Sarna swój debiut przeżył, kiedy rodzili się dzisiejsi gimnazjaliści. Kto pomyślał, że dożyjemy takich czasów? Całkiem niedawno, bo w roku 2014 ogłosił kolejny tom poetycki pt. „Pokój na widoku.” Publikacja doczekała się w wydawnictwie Forma posłowia Piotra Michałowskiego oraz utwardzonej okładki z uszami i zacnego szarawego papieru. Również format książki przyprawia o głębszy oddech, ponieważ nie stanowi on standardu. I nie ważne z jakich powodów książki tego wydawnictwa w "kwadracie" się ukazują, ważne, że wszystko trzyma się formy.

„Ministranci przyszli. Ci sami, co bili
A teraz śpiewają”

Jak większość wierszy i „Ministranci” kuszą swoją tajemniczością. Codzienne lub odświętne sprawy ludzi zwersyfikowano i opatrzono znakami interpunkcyjnymi. Nie wiadomo o czym mowa, dlaczego, brak punktu odniesienia. Jakby wersy uciekły spod siekiery, może spod ołtarza. W opozycji do wymienionych cech stoi wyraźna puenta, często obnażająca paradoks np. relacji między ludźmi.
Puenta w tych wierszach nie zawsze stanowi wyjaśnienie idei wiersza, dobiegnięcie do końca, wywieszenie flagi z napisem JESTEM. Wprowadza raczej ukojenie wcześniej mocno pobudzonych zmysłów.
Przerzutnia dosyć często stosowana przez Pawła Sarnę, następująca do kolejnej zwrotki, by jeszcze bardziej zaakcentować wypowiedź, zdynamizować akcję mocno zapada w pamięć czytelnika. Chirurgiczną precyzją docina rysowany obraz, zostawia nas samych z nim.
Co ciekawe – jak w wierszu „Czarna śmierć” – przeniesiona treść wersu nie jest bardzo istotna, kluczowa dla całości budowanej sceny czy obrazu. Raczej ma na celu uspokojenie, wyciszenie.

W całym tomie kurzy się od ruchu. Ruch jest tu motorem, żeby wyrazić się nieco nienaturalnie. To ruch związany z poszukiwaniem rodzinnego gniazda. O gniazdo trzeba dbać, nawet za cenę spokoju innych. Ten moment, kiedy podmiot liryczny mówi o zrzuceniu gniazda gołębia z balkonu. Nie potrafimy już istnieć wspólnie?

Ciągły ruch, przeprowadzka, brak stałości plus kolor czarny (czarna śmierć, czarny kot) i piekło snują się swoją czarna nicią poprzez kolejne wersy, wciągając czytelnika w ciekawą podróż. Światłem, tak często wspominanym w książce, jest rosnący brzuch żony podmiotu lirycznego. To on projektuje film, on rzuca światło na ciemną drogę w lesie. Brzuch ciężarnej jako projektor filmowy – pojemna i nieegzaltowana metafora.
Ruch, organizowanie przestrzeni wyziera z każdego wiersza. Podobnie w „Krzywej kołysance”, kiedy to rodzice przeczuwający nieuchronne i oczekiwane obstawiają meblami ciasny pokój. Nowe życie organizuje świat na nowo. Bywa to tak męczące, że chce się wyprowadzić siebie choćby na chwilę daleko w las, który również towarzyszy Sarnie.

Za co cenię książkę Pawła Sarny? Za lekki taniec między drażniącą rzeczywistością, ciasną i kłopotliwą a tym, co poza nią. Przy czym ta jego dbałość o nowe życie, o zawartość, wnętrze brzucha jest immanentną jego cechą. Jeżeli można tego określenia użyć jako metafory jego skupienia na czekaniu na dziecko, wypełnianiu sobą i swoimi sprzętami nowego pokoju. W pewnym sensie podmiot liryczny zajmuje się  tylko sobą, ale po to, by być gotowym dla nowego życia.

Potrzebna książka. W świecie gloryfikacji śmierci (pop kultura to przede wszystkim śmierć, ważne książki, to przede wszystkim śmierć; śmierć przez miłość, umieranie za życia, śmierć cielesna, umysłowa, duchowa…) Po powieści „Ślepnąc od świateł” wiersze Pawła Sarny przenoszą w inną rzeczywistość. Tam gdzie ruch prowadzi do życia.
Do sensu.


Paweł Sarna „Pokój na widoku”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin Bezrzecze 2014

sobota, 3 stycznia 2015

Helikopter 1/ 2015

http://opt-art.net/helikopter/

W numerze:

Łukasz Jarosz, Marek Kazmierski, Ewa Sonnenberg, Alx z Poewiki, Katarzyna Fetlińska, Paweł „Kelner” Rozwadowski, Henry Aldridge-Cartwright, Sławomir Płatek, Mirosław Drabczyk, Karina Stempel, Radosław Wiśniewski, Łucja Dudzińska, Filip Zawada, Paula Gotszlich, Rafał Derda oraz Jarosław Klejnberg.

piątek, 2 stycznia 2015

Wspomnienie roku 2014

Co utkwiło w w mojej pamięci z roku 2014 prócz tego, czego nie ośmieliłem się okazać na blogu:

Styczeń

Piotr Macierzyński "Kwik"





















Luty

Hans von Lehndorff "Dziennik z Prus Wschodnich"














Marzec

Maxime Chattam "Upiorny zegar"





















Kwiecień 

Marcin Ostrychacz "Zamiatając pod wiatr"




















Maj

Adam Pluszka "Zestaw do besztań"





















Czerwiec

Andrzej Stasiuk "Nie ma ekspresów przy żółtych drogach"




















lipiec

Joanna Dziwak "Gry losowe"




















Sierpień

Łukasz Orbitowski "Horror show"




















Wrzesień 

Tomasz Białkowski "Powróz"














Październik

Mariusz Sieniewicz "Walizki Hipochondryka"




















Listopad

Agnieszka Wolny-Hamkało "Występy gościnne"




















Grudzień 

Soren Gauger "Nie to/ Nie tamto"