piątek, 4 lutego 2011

Z fiatem jej nie do twarzy. Justyna Bargielska, "Dwa fiaty"


Justyna Bargielska tak pisze w komentarzu na stronie Marka Trojanowskiego „HISTORIAMOICHNIEDOLI.PL:

W pierwszych słowach mojego listu chciałabym powiedzieć, że strata ciąży, a raczej próba zrozumienia tego wydarzenia, była powodem, dla którego napisałam większość z tych wierszy i nie będę tego ukrywać, bo nie. Ale to nie znaczy, że jak ktoś nie przeżył pewnych rzeczy, to nie ma w tej książce czego szukać. Każdy przeżył jakąś stratę, której nie rozumie, tak sądzę i może z pożytkiem skorzystać z czyjejś, w tym przypadku poetki Bargielskiej, opowieści o niezrozumiałej stracie. Ufam, że tak to działa, ponieważ traktuję literaturę jednak przedmiotowo.

Chodzi o wiersze w książce „Dwa fiaty” wydanej w Poznaniu w 2009 roku. O co chodzi? Zdaje się, że Trojanowski pytał rok temu o to, czy poetka potrafi sobie wyobrazić tragedię straty dziecka, bo kobiecie, która je straciła wystarczy to doświadczenie. Poetka, mogąc sobie to wyobrazić (lub nie mogąc), próbująca przekazać wierszem to wyobrażenie, musi liczyć się z tym, że będzie bardzo trudno. Kobieta, która ma takie doświadczenie, przypomnijmy, że to kobieta-poetka, też musi liczyć się z tym, że takie doświadczenie trudno jest oddać słowami.
Marek Trojanowski w swojej recenzji pyta:

Pytanie, które się pojawia w trakcie lektury tomiku Dwa fiaty – dlaczego Bargielska jako poetka rezygnuje z prostoty przekazu? Dlaczego komplikuje tekst i sens tam gdzie w grę wchodzą elementarne uczucia? Dlaczego w miejscu, w którym powinny być emocje, ścisk w gardle, tam gdzie powinna być reakcja kobiety, która na prośbę koleżanki zamiast porodu filmuje urodziny sinego trupka, są kolejne męczące wskazówki rozszerzające pole interpretacji w nieskończoność? Dlaczego Justyna Bargielska w tomiku Dwa fiaty stara się za wszelką cenę być – jak to ujął Biedrzycki Miłosz – „najbardziej wyrazistą” i „najbardziej oryginalną” polską poetką? I w końcu: dlaczego w tomiku Dwa fiaty zabrakło przede wszystkim kobiety (…)

Przyznam, że ja po przeczytaniu tej książki rok temu nie odniosłem żadnego wrażenia, odłożyłem ją na półkę i tak już została tam niepożądana przez nikogo. Dwa wiersze pamiętam jednak do dziś, nie będę dociekał dlaczego właśnie te, ale później do nich wrócę. Dopiero niedawno, kiedy natknąłem się na teksty o tej książce, postanowiłem ją odszukać. I to jest, poniekąd, odpowiedź na pytanie Marka Trojanowskiego. Poetka chyba nie dała rady pisać o stracie ciąży otwarcie, wobec tego podjęła próbę szukania jakiejś drogi od flanki. Czy coś z tego wyszło? Przyznam, że wiersze robią wrażenie dziś, pewnie dlatego, że patrzę na nie jako na próbę oddania konkretnego problemu. Pewnie dlatego, że szanuję sobie, powiedzmy nawet-heroizm, zmagania się z takim tematem, nawet jeśli to pisarstwo terapeutyczne.
To nie jest pierwszy tomik poezji, który mówi o śmierci. Ten temat klei się do wszystkich autorów i kwestią jest zazwyczaj gustu, wrażliwości czytelnika, który sposób pisania o niej pozostanie w głowie dłużej niż trzy zdrowaśki.
Być może Trojanowski słusznie chciałby widzieć Justynę Bargielską płonącą ogniem emocji. Może poetka, która pisze o stracie ciąży z flakami na wierzchu będzie bardziej przekonująca. Cóż, ja też wolę poezję wymiotującą emocjami, ale w wierszach Bargielskiej, może nie we wszystkich, doceniam to, że potrafi o, nazwijmy to tragedią, dramacie straty dziecka pisać idąc dalej, dużo dalej, dotykając nie tylko tego, co tu i teraz. W książce tej jest wiersz, który pamiętam sprzed roku.
Poczytajmy:

ZEBRA

Po co to myć, jak zaraz znowu będzie brudne,
mówi deszcze. Bóg dał, ale po co Bóg wziął, lecz dlaczego?
Jeszcze nie skończyły płakać kobiety, a już trzeba zacząć pytać.

Nie poznać nikogo z tych wspaniałych ludzi,
nie przeżyć z nimi tych popołudni, nie usłyszeć tych słów,
stać tam, gdzie się wtedy stało, jeśli akurat padało,
stać w deszczu – bylebyś nie umarł.
To jest najdokładniej to, o co nie należy prosić.

I wiersz następujący zaraz po „Zebrze”:

PRZEKŁAD

Z ulicy przez okno widzę, jak mama stoi przy zlewie
w płonącym domu, sama płonąc od dobrej chwili,
niedużo z niej zostało, właściwie sam profil. Minie trzydzieści lat
i moja córka będzie przez okno z ulicy
podglądać jak płonę w płonącym domu. Nawet nie wiem,
czy będzie już wtedy wiedzieć, co podgląda.

Zrobiłam miejsce na śmierć w swoi życiu,
odchyliłam kołdrę, koszulę, odemknęłam klatkę żeber.
Nie miałabym miejsca dla nikogo z was, gdybym nie zrobiła
miejsca śmierci. Póki nie zrobiłam miejsca śmierci,
dla nikogo z was nie miałam miejsca, nie łudźcie się.
Otwieram orzech i znajduję prochy myszki,
męża i dzieci, swoją nagrodę, swoje potwierdzenie.

Jeśli ktoś kto nie czytał tomu „Dwa fiaty” ( nie zadam sobie trudu odpowiadania na pytanie, co tytuł ten oznacza, wydaje mi się zupełnie nic nie znaczący ), zapyta: „Warto przeczytać?” Odpowiem: Warto. To ciekawie napisane wiersze, w których poetka językiem jak nożem odkraja przed nami kolejne kromki swojej tragedii, pokazując, o jak skomplikowanej strukturze wypiekła chleb.



Justyna Bargielska, „Dwa fiaty”, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2009.

5 komentarzy:

  1. potrafiłby Pan opisać własne wrażenia z lektury, bez protezy w postaci Trojanowskiego?

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłoby trudno. Poszukałem tej książki po przeczytaniu kilku uwag na jej temat, nie tylko Trojanowskiego. Jak napisałem, rok temu odłożyłem ją. No, różne są powody, dla których książkę odkładamy, jak i z różnych powodów do niej wracamy.
    Jeśli protezą nazywa pani narzucony kierunek interpretacji, że to książa o śmierci nienarodzonego dziecka, to przyznam, że warto czytać ją bez tej protezy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Justyna to świetna poetka, napisała o tym, o czym wiele kobiet nie miałoby odwagi napisać. Wychodzę z założenia, ze mimo wszystko warto zmierzyć się z każdą książką indywidualnie, nawet jeśli wydaje nam się, że niewiele rozumiemy, albo nawet zgoła nic - warto powalczyć. Cudze opinie są tylko cudzymi opiniami, a czy nie o to chodzi w poezji, żeby ją przeżyć dla siebie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Przede wszystkim o to chodzi. Książka Justyny Bargielskiej jest jest, dla mnie, przykładem na to, że może coś w książce umknąć, z jakiegoś powodu-chwilowego często, zostanie odłożona i musi minąć trochę czasu, by z błahego nawet powodu po nią sięgnąć.
    Wiersze Bargielskiej czytane bez "protezy" nabierają szerokiego znaczenia, no, ale trzeba je czytać.

    OdpowiedzUsuń