Ale jaja. Andrzej Franaszek napisał w Gazecie Wyborczej o poezji polskiej, że skurczyła się ona ostatnio i zawężyła do lingwistyki. (link) Nie ma już człowieka w polskiej poezji współczesnej. Wielu poetów się wkurwiło, bo jak to? Czyżby o mnie mówił?
Trudno mi nie przyznać racji panu od poezji Miłosza, że wiele wierszy zamyka się przede mną jako czytelnikiem, są niezrozumiałe i kręcą się w kółko, nie wiedzą czego chcą. Zawsze jednak lubię czytać wiersze - taki się chyba urodziłem, i powiadam sobie, że może to ze mną jest coś nie tak, może ja jestem po prostu tępy? Dlaczego mam przyznawać prawo do istnienia tylko tym wierszom, które rozumiem? Dlaczego uzurpować sobie prawo do wynoszenia na piedastał ino tych poetów, którzy mnie urzekli, bo ich świat jest mi bliski, rozumiem, co napisali?
Przyznam, że poezja np. Romana Honeta nie zawsze mówi do mnie wprost. To obrazy, z którymi trzeba się zmierzyć. Nie muszą one dotyczyć mojego podwórka, bym uzależnił się od powracania do nich. Wiersze są do czytania, tak jak muzyka do słuchania. Pisanie o muzyce i wierszach, jeśli jest próbą wykazania swojej erudycji, osłuchania, oczytania, to egoistyczna gadanina, nie rozmowa.
Czytanie poezji to praca, ale to rodzaj pracy, która uszlachetnia. Żadna inna praca nie poszerza pola we mnie jak ta związana z czytaniem, słuchaniem, pisaniem. Dlatego lubię poetów, nawet tych, których nie rozumiem, nawet lingwistów piszących wiersze zamykające się przede mną. Lubię również poetów lokalnych piszących rymowanki nie do czytania. Oni przynajmniej nie roszczą sobie pretencji do bycia stypendystami, a przede wszystkim wykonują często kawał dobrej roboty u podstaw.
Dziesiejsza poezja to słowa przyglądające się sobie, pisze pan od poezji Miłosza. Zgadzam się. W końcu my sami ciągle przyglądamy się sobie, nasze artykuły do prasy też przyglądaja się sobie, stanowią prowokację do dyskusji lub są odpowiedzią w dyskusji. Nie ważne czy biegamy, piszemy, jeździmy rowerem, pracujemy, ciągle przyglądamy się sobie. Myślę tu o pewnym zawodniku, być może niedoszłym, który biegnąc patrzy w okna bloków czerwony z ciekawości, czy już go ktoś wypatrzył pięknie biegnącego. To słabość dzisiejszego człowieka. Sam tłumacząc gimnazjalistom sens recytacji wiersza odwołuję się do powiedzienia "jak cię widzą, tak cię piszą", ale również piszą cię tak, jak cię słyszą, zatem dobrze jest uczyć się poprawnego mówienia. To oczywiście błahy powód dla kontaktu z poezją mówioną, ale użyteczny, właściwie jedyny jaki młodzież zapamiętuje.
Wszsyscy jesteśmy trochę jak ta młodzież. Fejsbukowi, guglowi...Jesteśmy jak focie pstrykane sobie telefonem komórkowym i wystawione do lajkowania. To dlaczego nasze wiersze nie maja być takie? Tu może zrodzić się pytanie, czy poezja ma być odzwierciedleniem rzeczywistości, czy wychodzić poza nią, a nawet ponad nią? Stawiam na to, że poezja niczego nie musi. Jak dziecko...czy kocham dziecko za to, że jest grzeczne i je rozumiem? Nie, kocham je, bo jest. Kocham, bo kocham.
Ironia wierszy współczesnych nie jest pustą ironią wyrosłą ze słabości poety. Nie jest ironią niedorastającą do pięt tej sprzed ponad stu lat czy tej z czasów peerelu, jak sugeruje Andrzej Franaszek. Czytając te słowa, żal mi się zrobiło poetów peerelu, bo co to znaczy, że poeta czasów zaborów i peerelu mógł jedynie szydzić z kolejnych tyranów? Nie musiał, mógł przecież rzucić się na barykady!
Dzisiejsi poeci zmagają się ze współczesną formą tyranii, biurokracji. Prosze poczytać "Statystyki" Kiry Pietrek. Tej samej poetki "Język korzyści" - książkę poetycką wyszydzającą (?) wpółczesne sposoby zniewolenia jednostki. XXI wiek jest jednak czasem dynamiczniejszych zmian. Internet to rewolucja być może większa od druku, Kopernika czy silnika spalinowego, bo bardziej i szybciej dotyka każdego indywidualnie itede, itepe.
Tak, poezja bezpośrednia, prosta dociera do mniej szybciej, zgadzam się. Każdy woli proste rozwiązania. Pod tym względem poezja może być inżynierią słowa. Szukamy rozwiązań szybszych lub ekologicznych, tanich lub luksusowych, powiedzmy.
Przeczytałem, co miałem powiedzieć, bo chciałem wyrazić, że każda poezja jest o człowieku, ale nie wiem czy wszyscy się ze mną zgodzą. Nie muszą, nie wymagam tego. Od poezji też niczego nie wymagam.
A jak się komuś wiersze nie podobają, to niech sobie sam napisze taki, w którym się zakocha.
To nie jest złośliwość, to żart. Mam nadzieję, wierzę nawet, że artykuł Andrzeja Franaszka zrobi dużo dobrego naszej poezji. Sprowokował do myślenia o niej, pisania. A przecież tym się zajmujemy - ciągłym przyglądaniem się sobie. Aktorzy znają to od wieków.
Lajkuję cię, panie Andrzeju!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz