Chiny to tajemniczy kraj. Wielki i owładnięty przez kung fu.
Takie miałem o Chinach mniemanie od dziecka, co powodowało, że od rana
spoglądałem na wschód. Uczyłem się sam technik kopania, blokowania i tym podobne,
by stać się Chińczykiem fruwającym między drzewami. O podróży raczej nawet nie
marzyłem. A tu okazuje się, że matka z córką podejmują decyzję w jednej chwili
i wyruszają w podróż do Chin. Prwdopodobne, że to jedynie fikcja literacka, ale
daje smak.
Dwie kobiety wyruszają w dwutygodniową podróż, pokonując 8
tysięcy kilometrów, zwiedzając jedną z najstarszych kultur świata. W oparciu o
swoje wrażenia piszą książkę, która wciąga i daje rozeznanie w kulturze Chin. W
ciągu dwóch tygodni miały okazję poznać niezwykłą kuchnię tego kraju, o której
niewiele wiemy, mimo barów orientalnych obecnych w Polsce od lat
dziewiędziesiątych ubiegłego stulecia. Zwracają uwagę, że smaki docierające do
Europy to już tylko mdławe odbicie orginału. Zresztą, to co z Europy dostaje
się na daleki wschód również nie wiele ma wspólnego z prawdą o smaku, żeby podać
tylko przykład brzoskwiń, jakimi gospodyni chińska chciała uraczyć nasze
bohaterki. Zauważają, że nawet w ulicznej kuchni chińskiej najwazniejsza jest
jakość i świeżość produktów. Zamawiana kura musi się jeszcze szamotać, by
prawie na oczach klienta wpaść do garnka. Osobliwe jak cały kraj.
Malowniczy i sugestywny opis podróży pociągiem rukszą, tuk
tukiem, statkiem nie pozwala odłożyć książki z powodu obiadu, serio.
Książka wciąga, choćby dlatego, ze autorki od początku nie
ukrywają faktu spontaniczności a co za tym idzie zupełnej niewiedzy w temacie
łącznie z niezanajomością języka. Postanawiają wspomóc się ideą couchsurfingu –
w szarym skrócie, to sposób podróżowania polegający na instalowaniu się w
domach otwartych na podróżnych w zamian za przygotowanie jedzenia oraz odwdziękę
w postaci przyjęcia podróżnych u siebie.
Publikacja być może nie jest przepisem na to jak podróżować,
nie dochodzą z niej zapachy ustępów na narciarza, ale kreśli nam widoki, na
jakie musimy być gotowi podczas zwiedzania Chin. Autorki często wydają się być
zadowolonymi z siebie kobietami nowoczesnymi, przed którymi nie ma granic nie
do pokonania. Łatwo też ulegają urokowi obcych ziem, dzięki czemu narracja
staje się wiarygodna i wciągająca. Razu jednego zauroczone obcą kulturą
przywołują opowieść spotkanych obcokrajowców jakoś tam związanych rodzinnie z
Polską, opowiadających jak to zapragnęli zajrzeć do Wrocławia. Niestety
okradziono ich i dużo czasu spędzili na poterunku. Polski im się odechciało.
Historia ta jest tak prawdopodobna, że aż trudno w nią uwierzyć w tych
okolicznościach.
W książce pojawiają się ciekawostki dotyczące historii, obyczajów
w tym zależności między ludźmi jakie panują w Chinach. Rodzice skazani są na
starość na opiekę ze strony dzieci, co w kulturze – obecnie – rodzin jednodzietnych
jest nie lada problemem. He, tu mała uwaga, autorki są tak pochłonięte urokami
przyrody i kuchni, że zdobywają się na mało fortunne stwierdzenie: „Nie czas
jednak dywagować nad losem najliczniejszego narodu na świecie. Pora wznieść się
nad chmury i spojrzeć na wszystko z wysoka.” To po co ta mowa, drogie panie, o
problemach Chińczyków? Typowe dla zadowolonych z siebie turystów.
Książkę polecam jako dobrze czytającą się relację z podróży.
strona książki na facebooku: https://www.facebook.com/Chinydlaczegonie?ref=stream
„Chiny? Dlaczego nie…”, Anna Karpa, Katarzyna Karpa, Wydawnictwo
Nowae Res, 2013
Gdzie ty takie książki wynajdujesz, Marcin? Tu widzisz, pustynia. Żeby nie nasze sztuczki ćwiczebne - zabawy w teatr, zostałbym urzędnikiem. A tak? Poczytam czasem, co czytasz. Acha, ciekawostka, laska z naszego teatru wybiera sie do Belgii na gościnny występ Warlikowskiego "opowieści afrykańskich..." czy cóś. Warto?
OdpowiedzUsuńhttp://culture.pl/pl/wydarzenie/opowiesci-afrykanskie-wedlug-szekspira-warlikowskiego-w-belgii
nie widziałem opowieści afrykańskich, nie wiem.
OdpowiedzUsuń