Wiersze Piotra Macierzyńskiego zawarte w nowym tomie „Kwik”
to taki sequel poprzednich, w których tzw. podmiot liryczny wraz z bohaterką
liryczną Justyną przechodzą kolejne stopnie dość życiowej gry w mężczyznę -
poetę skazanego na życiową porażkę i kobietę-Justyne nie mającą złudzeń,co do
możliwości mężczyzny-poety. Kolejna odsłona to przede wszystkim przedstawienie
powodów, dla których Justyna odeszła oraz ciąg dalszy nierówno rosnących włosów
na jądrach poety
I zobaczyłem że wiele
włosów rośnie mi nierówno
szczególnie tych na
jadrach
A także ciąg dalszy wydarzeń jakie miały miejsce po odejściu
Justyny
Po odejściu Justyny
straciłem przytomność
i odzyskałem ją
dopiero po wydaniu trzech książek.
Podmiot liryczny notabene alter ego autora opisuje dość
obszernie (jak na jego zainteresowanie tym zagadnieniem) swoje perypetie w
pracy. Mimo że opis jest nader obszerny zdecyduję się go zacytować w całości
(mam nadzieję, że w piątek wieczorem cytowanie opisu pracy nie spowoduje we
mnie torsji).
Pracowałem
to znaczy siedziałem naprzeciwko
drzwi
i patrzyłem czy nie
idzie szefowa
nie wiecie jaka to
ciężka robota
osiem godzin gapić się
w dziurkę.
W tym samym wierszu pada jeszcze kilka słów na temat pracy,
sprowadzją się one jednak to zacytowanej pierwszej zwrotki.
W nowej odsłonie pojawia się nowy bohater liryczny - OJCIEC. Nie mogę jednak powstrzymać się od
pominięcia tego etapu życia podmiotu lirycznego, chciałbym byście sami się
zapoznali z perypetiami tych bohaterów, na własnej skórze doznali ich relacji
między sobą.
Piotr Macierzyński jest poetą skazanym na sukces wśród czytajacych
jego wiersze. Jednocześnie, niestety, dopada mnie myśl, że jest wrzodem na
dupie zdrowej tkanki narodu, który dysponuje mężczyznami będącymi ostrą
konkurencją i Justyna nigdy do niego nie wróci. Zaczynam być pewny, że jest tak
wielu niedouczonych i niedoczytanych radnych, że Justyna ma w czym wybierać.
Świat wypełniony jest tyloma księżmi, że Macierzyński ze swoimi wierszami może
się schować, nie wspomnę już o sprzedawcach hot-dogów, elektrykach i z pewnością
katechetach i tenisistach stołowych mających tak wiele do zaoferowania kobietom
z umiejętością prasowania, przwijania małych dzieci i pierdzenia w drewniana
ławkę kościelną na czele. Ich pokora i poczucie własnej wartości wykosi
Macierzyńskiego już w przedbiegach. Również nauczyciel, szczególnie zaś świetlicowy,
tak wiernie patrzący starszym koleżankom w oczy i nauczyciel, który ma w oczach
zapewnienie JESTEM NIKIM musi wykosić Macierzyńskiemu Justynę.
Piotr Macierzyński swoją książką kolejny raz mówi mi, że
leżąc dupą w kałuży, bo tak musi być, kiedy serce nie pozwala człowiekowi
przejść suchą nogą, można patrzeć w oczy wszystkim pozerom uważającym się za
lepszych, bo wódkę kupują w sąsiednim mieście, oby się tylko nie wydało, że oni
też spożywają. W ogóle Macierzyński stawia niepopularną oczywiście tezę, a przynajmniej
ja ją stawiam po lekturze jego wierszy, że należy wreszcie poszukać w sobie
niodoskonałości, że feler jest w każdym człowieku i dziś należy go w sobie
szukać i eksponować, zamiast kolejnych ubytych kilogramów, nabytych awansów i
następnej partii mięśni.
Nie chcę już biegać, nie chcę już rowerów, basenu. Pragnę
wódki, piwnicy, nawet jeśli pić nie ma kiedy i jak, to chociaż stać przy tym
wrógu współczesnego świata. Chcę być silny felerem, bogaty stanowczym, upartym
i zwisającym brzuchem, który nijak się ma do sukcesu zawodowego. Pragnę
uchodzić za nic nie wartego dla społeczeństwa, dla społeczeństwa. (Tak wpływają na emocje wiersze z Kwiku)
Obawiam się tylko, że kiedy mnie wyleją z państwowej posady,
nie będzie mnie stać na książki Piotra Macierzyńskiego.
"Kwik" to kolejna udana odsłona wierszy. Znów nie mam nic do powiedzienia. Lubię ten stan.
Piotr Macierzyński, „Kwik”, Ha! art., Kraków 2013
Kałurzy? Czyżby czyżyk?
OdpowiedzUsuńhahahahaa, dzięki, fu
OdpowiedzUsuń