sobota, 30 czerwca 2012

Anna Wieser "Delta"

Znów znalazłem coś ciekawego w piwnicy. Czytam raz jeszcze po dwóch około latach Anne Wieser.
Nie umiem pisać o wierszach Anny Wieser. To poezja nazbyt „wrażeniowa”, mająca na celu oddanie chwili, którą poetka poczuła, zobaczyła, usłyszała.
Ale to ciekawe wiersze, które zwłaszcza pod koniec miesiąca, umęczonego miesiąca oddają człowieka w ręce „będzie co ma być”. A czerwiec był mocny. Uderzył zwątpieniem, przeciągnął po szukaniu celowości wysiłków, na koniec skopał niewdzięcznością.
Wiersze Anny Wieser powodują, że nie mam nastroju do narzekania mimo wszystko.
Ona tak odważnie i mocno pisze o sobie jako kobiecie. Ze świadomością, ze słowo kobieta oznacza nie zawsze moc i siłę w zbiorowej świadomości.
Poetka szuka właściwego miejsca w świecie dla tego, co spotyka, co odczuwa. Stara się po swojemu porządkować otoczenie. Jak w wierszu „Foton”, w którym widzi puste miejsca zasługujące na swój kawek puzzla.
To mnie wzrusza, tak po ludzku. W tym też odnajduję piwniczne zmagania, które nigdy nie ustaną, ale też nigdy nie doczekają się szczęśliwego finału.
Rzeczy zmieniają swoje miejsca zbyt dynamicznie. Zmieniają i mnie, i piwnicę. Zmieniają Manola i innych bywalców. Może się zdarzyć, że i poezja wyjdzie z piwnicy, nabierze oddechu, doczeka się szacunku.

A mocy i siły brakuje. Wiersze Anny Wieser przeczyta Manolo. Człowiek umęczony tego dnia, ale zdecydowany walczyć dalej. Chwała mu za to.
Wiersz nosi tytuł: „Chciałam ci napisać”, to wiersz otwierający książkę.


Anna Wieser, "Delta", WBPiCAK Poznań 2009

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Juliusz Gabryel, "Laboratoria", czyli poezja środków przeciwbólowych?

Bo znów sięgnąłem po książkę Juliusza Gabryela. Po sześciu latach. Pierwodruk recenzji miał miejsce w piśmie Portret. A skopiowałem z http://www.literackie.pl/recenzje.asp?idautora=82&idtekstu=1154&lang=PL

Może od razu do rzeczy. Siłą nowego tomiku Juliusza Gabryela są nie tylko – jak w pierwszym „Hemoglobina” – wiersze oniryczne, „horrorowate”, gdzie świat żywych odwiedzają umarli. „Laboratoria” to książka, w której autor przede wszystkim zaskakuje, co jakiś czas budzi z transu, w który pierwej nas wprowadził. I nie chodzi mi o skróty myślowe, o których pisze z tyłu książki Jacek Gutorow, słusznie zresztą, bo to co z wyobraźnią robi poeta i tak przechodzi ludzkie pojęcie, ale o tym kiedy indziej. Gabryel w nowym tomie łączy wiersze dla siebie typowe – fantazmatyczne, pukające do drzwi, których ja nie widzę, mówiące o świecie mi nie znanym, w którym bohater nie wiadomo do końca, kim jest z wierszami jaśniejszymi, traktującymi o świecie, który znam, jest mi oczywisty, bo są w nim ludzie i tylko ludzie. Ale nawet w tych wierszach – choćby „Pojednawczy strzał” puenta jest już enigmatyczna, znów zakasująca. I to właśnie jest siła tej poezji.
Oczywiście, mnie do końca nie przekonuje ów świat, będący sumą codziennych wypadków oraz akrobacji wyobraźni poety. Zastanawiam się po prostu do czego, dokąd to wszystko prowadzi. Jeżeli bohater tych wierszy jest kimś takim jak Alicja po tamtej stronie lustra, jeśli to wszystko zachodzi w jego wyobraźni, to obawiam się, że taki bohater – chociaż fascynujący – do niczego mnie nie przekona, nie zaprowadzi nigdzie. 
Bohater ten wydaje się być w transie. Taki jest również jego język. Trochę magiczny, może barokowy, jakby zaklęcia, przepisy mikstur i trochę hochsztaplerski jakby: 

„I pięciu zbirów kopało jego ciało 
W bramie do królestwa hodowców pleśni”. 
(„Podróżnik”) 

„Jeszcze słyszę przyspieszony oddech kobiety 
W słuchawce wierzby za oknem”. 
(„Oddalenie”) 

„Ciała zatopione pod powierzchnią 
formaliny duchów”. 
(„Laboratoria”) 

To wszystko zaskakuje. Zbyt często jednak przypomina mi wizje poety, no choćby... Morissona. Wymyślone światy, postacie, duchy, agonie. Nawet jeśli przesadziłem z tym porównaniem i wypadnie przeprosić Juliusza Gabryela, to nie zmieni to faktu, że ta poezja tak dynamiczna, gęsta, czasem aż klejąca się do ucha, poezja, w której każde słowo wydaje się być najważniejsze, jest dla mnie niedostępna. 
Wobec tego polecam tą książkę wszystkim, którzy nie szukają w poezji jasnej historii, bohatera, który się nazwał, świata określonego wyraźnie. Polecam ten tomik tym, którzy szukają tajemnicy już w „pierwszym dnie” tomiku. I tym lubiącym bawić się słowem, wyobraźnią, którzy są przekonani, że nie ma w świecie nic określonego. 

„Najstraszniejsze były noce, wycie psa nade mną 
I kroki, żeby go uciszyć. Dojrzałe krwinki kapały 
Ze srebrnych naczyń suszących się nad zlewem. 
Noc na grząskich fotelach 

biegających wokół świtów [...]. 
(„Miasto zerwane jak kwiat”) 

Ja czytam ten tomik ze względu na jego bardzo rozbudowaną przestrzeń. Co się w niej dzieje? – mniejsza mi o to, ale jak ona wygląda? Co się w niej znajduje? Otóż stoi stara oberża, która może przypominać tą z „Wyspy skarbów”, popękane chodniki noszą ciasne pochody za którymi idzie „ryj kamery”, kino, bary, lodówki z piwem-probówkami, mikroskopem. Wszystko raczej chłodne, emaliowane, zmieszane z bakteriami i widziane prawie przez sen, przez zamglone proszkami oczy. Rzeczywiście laboratoria. Tyle, że nie wiadomo do końca, kto jest w nich badany, co poddaje się ciekawości badacza. Nie zmienia to faktu, że przestrzeń ta bywa straszna, odrażająca, a tym samym przykuwająca uwagę, bo znajduje się w niej kobieta „trzymającą za rękę nadpsutą dziewczynkę”. Od niepokoju nie uwalnia myśl, że to swego rodzaju skrót, że to może nawet inna wersja jakiejś zwyczajnej historii. 
Można odnieść wrażenie, że wiersze te napisano w szpitalu pod wpływem silnych środków przeciwbólowych. Wiem, może sobie za dużo pozwalam, może mnie poniosło, ale to samo mógłbym powiedzieć o poecie. 
Tylko, że poecie wyjdzie to wszystko na dobre. 

Juliusz Gabryel, Laboratoria, Wyd. Zielona Sowa, Biblioteka STUDIUM, Kraków 2006.

sobota, 9 czerwca 2012

Czekanie na na malinę Małgorzaty Południak dłuży się bardzo, tak bardzo, że dżemy w piwnicy kwaśnieją z niecierpliwości

Małgorzata Południak znana z bloga Pierwszy milion nocy i innych internetowych korytarzy http://wcieniuskrzydel.blogspot.com/ napisała książkę z wierszami "Czekanie na malinę" opublikowaną przez Zaułek Wydawniczy Pomyłka. Biegam sobie, rowerem jeżdżę, siedzę w piwnicy i obserwuję pająka. Wiersze zamieszczane przez Małgorzatę Południak w internecie zapowiadają ciekawe czytanie.

Przecieki z góry Krzysztofa Kleszcza

Dobrze poinformować, że Krzysztof Kleszcz i jego książka "Przecieki z góry" już w akcji ze swoimi wierszami. Teraz tylko dobywać tych wierszy i swój czas nimi znaczyć. Wydawnictwo Kwadratura z Łodzi nie nadąży drukować, zatem uwijajmy się, bo coś czuję, że niedługo poezja będzie na kartki. Dla fizycznych 600 gramów więcej.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Krzysztof Tabaczka, "Słowa unoszą ciszę tęczą"

Jakiś czas temu pisałem o Działdowskim Almanachu Poetyckim, Dziś w ręku trzymam książkę jednego z poetów, który w owym almanachu wstąpili. To działdowianin, czyli że z Działdowa Krzysztof Tabaczka. Tom wierszy nosi tytuł „Słowa unoszą ciszę tęczą”. Coraz częściej szukam książek poetów lokalnych, piszących wyświechtanymi obrazami, w których do znudzenia pojawiają się te same rekwizyty. To jednak literatura małej ojczyzny, która może zrobić dużo dobrego.

Zmorą Internetu może być to, że lokalny poeta zostanie zdemaskowany przez jakiegoś dzika z piwnicy i ochrzczony złym poetą, mimo że publikował w – jak piszą z tyłu książki, czyjeś ręce napisały – „publikował w prasie centralnej oraz w miesięczniku Poezja.”

Dlaczego Tabaczka jest złym poetą? Albo inaczej, dlaczego jego wiersze do mnie nie docierają? Bo nudzi. Nudzi ogranymi motywami. Popatrzmy co tu mamy:
Są oczywiście „naręcza kwiatów”, widnokręgi, ciągle przewija się księżyc („wygasić księżyc natchnieniem), jest i gałązka oliwna („gałązka oliwna niemocy”),
Tak, tak pełno tu mgieł, jakbyśmy się przenieśli w czasie do Młodej Polski, i krople rosy też oddychają tu pełną piersią, i o bosych krokach po łące jest i przewija się ta jesień ciągle w poezji

nie będę też
chodził boso po łące
bo w sobie noszę
jesieni liście

musiała się pojawić dusza, pojawić się musiały szepty, anioły i epitety wykręcone z licealnych zeszytów („bukietem uczynków”) też przylazły. „Samotni wędrowcy”, którzy patrzą sobie w oczy też się osiedlili w książce i wieczory, i poranki, kwiaty z ogródka, serce, wiosna, lato, łzy, „gwiazdy tańczą muzyką”, wrzosy, krople deszczu i te bociany.

Dobrze, koniec na tym, bo już mnie mdli. Mdli, chociaż w książce Tabaczki widzę pewną wartość. Nie jest to może wartość literacka pierwszej jakości, ale zastanawiające jest to, że Starostwo Powiatowe w Działdowie oraz Burmistrz Działdowa angażują się w wydawanie poezji. I zapewne każdy zdaje sobie sprawę z tego, że Krzysztof Tabaczka nie goni za tematem nowym, nie szuka już w sobie formy dla tych wierszy, co mogłoby się objawić chociażby z warstwie semantycznej owych słów, co tak ciszę tęczą unoszą, ale jednak ta poezja jest. Ja jestem zepsuty do szpiku kości i świata poza pająkami w piwnicy nie widzę, dlatego nie znoszę takiej poezji jak wiersze Tabaczki. Mam do tego prawo. Poeta z Działdowa dzieli się po prostu swoimi wrażeniami i przemyśleniami. Brawo jednak dla wydawców i poety, że chcą, widzą w tym sens, bo on zapewne jest. W końcu może obok Tabaczki wzejdzie coś świeżego z młodego ziarna.
Warto wspomnieć, że w Działdowie działa Działdowska Kuźnia Słowa, która promuje młodych, przynajmniej tyle wiem z Internetu, a sam Krzysztof Tabaczka też aktywnie angażuje się w tej akcji.
Widać, że Tabaczka jest nie tylko dyrektorem Urzędu Pracy, ale może też jako poeta w Działdowie w jakiś sposób kreuje kulturę, poezję. Być może pomaga młodym poetom, którzy – to bardzo możliwe – kisną po garażach i piwnicach Działdowa. Poza tym sam fakt, że Krzysztof Tabaczka objawia się ludziom jako poeta już przybliża nam słowo, oswaja z istnieniem poezji albo chociażby przypomina. Dlatego przyklaskuję takim publikacjom. Dzięki nim powstaje nowa grupa czytelników, odbiorców kultury pisanej.

Dodam, że niedawno ukazał się trzynasty już tom wierszy Tabaczki, jak zwykle pod intrygującym tytułem ANIOŁOWIE CODZIENNOŚCI.

Inne to:
Na skraju ciszy (1993)

Krajobrazy (1994)
Kwiaty łąk naszych (1996)
Nad blaskiem świec (1997)
Pasjans (1998)
Siódme niebo (2000)
Drzwi (2001)
Słowa jesieni (2002)
Nasze westchnienia (2003)
Dzień i noc (2005)
W stronę gwiazd w stronę serca (2007)
Słowa unoszą ciszę tęczą (2009)


Wniosek
Warto zwrócić uwagę na lokalnych literatów. Na prowincji też rodzą się talenty. Jeśli władze miasta są czułe na słowo poetyckie należy to wykorzystać i wspierać twórców. I robić dobrą reklamę takim gospodarzom. Oby tylko nie było tak, że wydaje się entą książkę średniego poety, spychając w niebyt prawdziwe uderzenie.

Na marginesie:
Pan wybaczy panie Tabaczka, że tak po książce sobie pojechałem, ale mam inny gust. Co nie znaczy, że nie jestem ciekawy „Aniołów codzienności”.

niedziela, 3 czerwca 2012

Joanna Lech odnaleziona. „Nothing of This”

Znalazłem książkę Joanny Lech „Zapaść”. Trzy lata temu, kiedy Biblioteka Arterii opublikowała wiersze poetki znanej z Internetu, tomik okazał się często omawiana pozycją. Nigdy nie wspominałem o Joannie Lech na blogu, mimo że dobrze się czuję w świecie, jaki autorka kreuje w swoich książkach. Nawet jeśli nie do końca wierzę w istnienie tego świata w Joannie Lech, bo rzeczywiście nie zawsze wierzę, że autorka widzi umarłych, ich zimne dłonie, że ma te obrazy w sobie, kusi mnie, by wejść do książki. Zawsze traktowałem te wiersze jako wyroby warsztatowe, które jednak potrafią zabrać mi czas, wchłonąć w siebie.
Wychodzę ze świata Joanny Lech okradziony z autentyczności jednak, nie wiem czyja to wina. Za mało szorstkości w świecie tak poronionym, tak rozłożonym na łopatki.
Joanna Lech po prostu potrafi pisać. To dużo.
Warto wspomnieć, że londyńskie wydawnictwo Off Press opublikowało dwie książki poetki „Zapaść” i „Nawroty” w jednym, powiedzmy, booku w jęku polskim i angielskim. Wydawnictwo nosi tytuł „Nothing of This”.
Cena książki nie jest przyjazna, mimo wszystko podpowiadam, że kupić ją można tu: http://off-press.org/main/books/joanna-lech-nothing-of-this/
Zatem czeka nas powtórka z rozrywki, tym razem podwójna.
1. Uważajcie, nie zachłyśnijcie się światłem wydychanym przez poranione trupy.
2. Poczytajcie jak można pisać wiersze.